Grecja w stanie "selektywnej wypłacalności"?
Chociaż od wielu miesięcy wiadomo, że Grecja jest niewypłacalna, to w przypadku braku porozumienia z prywatnymi wierzycielami, inwestorzy znów zaczną panikować. Problemy greckie będą odczuwalne również w Polsce.
Grecję można nazywać bankrutem już od października, kiedy okazało się, że nie jest w stanie spłacić swoich długów. Ale ubiegłotygodniowa reakcja rynków na informację, że agencja ratingowa Standard & Poor's może obniżyć jej rating do poziomu "selektywnej wypłacalności", wskazuje na to, że inwestorzy boją się eskalacji problemów. Utrata wiarygodności przez Grecję może wywołać efekt domina w Unii Europejskiej. Sytuacja w Europie, również w Polsce, zależy w dużym stopniu od tego, jak grecki rząd dogada się z prywatnymi wierzycielami.
- Jeśli upadłość Grecji będzie upadłością kontrolowaną, przygotowaną, przegadaną z wierzycielami, nic się nie wydarzy. Ale jeśli odbędzie się to na zasadzie: ogłaszamy bankructwo i nic nas nie interesuje, to będzie oznaczało mocne osłabienie złotego, spadki na giełdzie i wyraźny wzrost kosztów obsługi naszego długu, czyli trudniej nam będzie pożyczać pieniądze - mówi ekonomista Marek Zuber.
W ostatnich dniach komunikaty płynące z Grecji napawają optymizmem. Obie strony negocjujące umorzenie greckich długów mówią o znacznych postępach. Wierzytelności banków wobec Grecji sięgają 35 mld euro. Rząd w Atenach chce umorzenia blisko 1/3 z tej kwoty.
Inwestorzy zdają sobie sprawę, że samo porozumienie z wierzycielami może nie wystarczyć, by Grecja wyszła z kryzysu. A państwa strefy euro mają coraz mniej determinacji, by pompować kolejne miliardy euro w ratowanie najbardziej zadłużonej gospodarki w swoim gronie. Zwłaszcza, że na horyzoncie ponownie pojawiły się problemy Portugalii, która może potrzebować kolejnego zastrzyku środków z unijnej kasy.
Skomentuj artykuł