IO: Krytyka organizatorów, pochwała mieszkańców
Zagraniczni dziennikarze uznali, że serce igrzysk bije nie w Whistler czy Richmond, ale w śródmieściu Vancouver. I to zwykłym obywatelom tego miasta przyznaliby złoty medal, na który nie zasłużyli organizatorzy.
21. zimowe igrzyska nie mają dobrej prasy w korespondencjach zagranicznych reporterów. Wpadki kanadyjskich organizatorów łagodzi w ich oczach entuzjazm mieszkańców, gromadzących się w centrum Vancouver, gdzie "unosi się duch olimpijski".
Gospodarze dostarczyli mediom tyle "światowej klasy gaf", że mają prawo skłaniać się do ostrych sądów. "Kto mianował Douga i Boba McKenzie (para fikcyjnych braci, gospodarzy satyrycznego programu telelewizyjnego - PAP), odpowiedzialnymi za igrzyska" - pyta weteran dziennikarskiego fachu Mark Kiszla z "Denver Post".
"Kanada przekształciła olimpijską imprezę w 6-miliardową (koszt przedsięwzięcia w dolarach - PAP) komedię omyłek. W porównaniu z Pekinem te zawody wydają się być organizowane przez całkowitych amatorów" - dodał 52-letni Kiszla, który po raz dziewiąty obsługuje igrzyska.
Dziennikarz zajmuje krańcowo odmienne stanowisko w ocenie mieszkańców Vancouver. "Nikt nie może zepsuć tego, co dzieje się na ulicach. Nastrój, szczególnie w śródmieściu, jest iście elektryzujący. To prawdziwy powód do chwały, entuzjazm zwykłych ludzi" - podkreślił.
Rosyjski dziennikarz sportowy Aleksiej Dospiechow uznał Vancouver za najbardziej przyjazne gościom olimpijskie miasto, jakie dotąd odwiedził.
"Podekscytowane tłumy w śródmieściu, ludzie bardzo chętni do pomocy, nawet wtedy, jeśli się o to nie prosi" - chwali mieszkańców. Jego czerwona kurtka z napisem "Rosja" zwraca uwagę i przyciąga wzrok przechodniów, gdziekolwiek się pojawi. 37-letni Dospiechow pisze korespondencje do moskiewskiej gazety "Kommiersant". "To bardzo przyjemne spotykać się z takim zainteresowaniem własnej osoby i swojego kraju" - dodał.
Dla holenderskiego reportera Marka van Veena śródmieście Vancouver to "wyspa na morzu olimpijskiej obojętności i apatii wobec igrzysk". "Gdy jechałem do Richmond lub Cypress nie miałem wrażenia, że jestem na igrzyskach" - powiedział 48-letni redaktor z ośmioosobowego zespołu holenderskiej agencji prasowej.
Nastrój w centrum Vancouver rekompensuje te mankamenty. "Jest tyle entuzjazmu dla samego sportu, tyle sportowej kultury, że zapomina się o wszystkich niedociągnięciach" - mówi Mark Starr z "Newsweeka", dla którego są to jedenaste igrzyska.
Amerykańska reporterka Rachel Bachman była naocznym świadkiem kanadyjskiej obsesji na tle hokeja. Widziała, jak reagują kibice oglądający mecze i to nie tylko z udziałem Kanadyjczyków. "Podczas spotkania Rosja - Łotwa, w barze wyłączono muzykę i ludzie w skupieniu wpatrywali się w ekran. To nie zdarzyłoby się w żadnych z amerykańskich sportów, no może z wyjątkiem walki o Super Bowl lub mistrzostwo NBA. Naprawdę chciałabym zgłębić istotę kanadyjskiej miłości do hokeja. To byłoby niemal jak znaleźć się w Betlejem w Boże Narodzenie" - powiedziała 37-letnia dziennikarka "The Oregonian".
Skomentuj artykuł