IO: Tragedia na torze saneczkowym
Gruziński saneczkarz Nodar Kumaritaszwili zmarł w wyniku obrażeń, jakich doznał w wypadku na treningu przed sobotnią rywalizacją na olimpijskim torze w Whistler.
21-letni Gruzin, przy prędkości około 140 km/h, wypadł z sanek i uderzył w nieosłoniętą podporę dachu. Stracił przytomność. Lekarze podjęli natychmiastowa akcję reanimacyjną - sztuczne oddychanie i masaż serca, a osiem minut po wypadku w pobliży toru wylądował helikopter, który zabrał zawodnika do szpitala. Lekarze nie zdołali jednak ocalić mu życia.
Jego zgon potwierdził szef gruzińskiej delegacji Irakli Japaridze. Do tragedii doszło kilka godzin przed ceremonią otwarcia olimpiady w Vancouver. Piątkowy trening przerwano, a członkowie Międzynarodowej Federacji Saneczkarskiej natychmiast zwołali posiedzenie. "Jesteśmy w szoku i nie wiemy co zrobić. Nie wiem, czy zdecydujemy się na udział w ceremonii otwarcia, czy wręcz w samych igrzyskach" - powiedział Japaridze.
"Nasze pierwsze myśli są z rodziną, przyjaciółmi i kolegami Nodara. Cała olimpijska rodzina jest w szoku - ta tragedia rzuca cień na igrzyska w Vancouver" - powiedział szef MKOl Jacques Rogge i zapowiedział wnikliwe śledztwo okoliczności wypadku.
Kilka dni temu, podczas swojego pierwszego treningu kłopoty na torze miał Maciej Kurowski. Po upadku lekarze podejrzewali nawet złamanie kości śródręcza, ale okazało się, że ręka jest jedynie stłuczona i Polak w kolejnych dniach trenował.
W piątek w Whistler było jeszcze kilka wypadków. Potłukł się dwukrotny mistrz olimpijski - Włoch Armin Zoeggeler. Stracił kontrolę nad sankami na 11. zakręcie, uważanym za najbardziej niebezpieczny fragment olimpijskiej trasy. Spadł z sanek, ale doświadczenie i zimna krew pozwoliły mu utrzymać lewą ręką sprzęt i uniknąć poważniejszych konsekwencji. Wcześniej poważny wypadek miała Rumunka Violeta Stramaturaru, która na kilka minut straciła przytomność. Olimpijski tor uważany jest za najszybszy i jeden z najniebezpieczniejszych na świecie.
"Myślę, że niektórzy przesadzają. Zdaje im się, że jesteśmy małymi lemingami, które są rzucone w dół toru, manekinami testowymi. Przecież chodzi o naszy życie" - powiedziała Australijka Hannah Campbell-Pegg.
Podobny przypadek miał miejsce przed olimpiadą w Insbrucku (1964 roku), gdy na treningach przed igrzyskami zginęli Australijski narciarz alpejski Ross Milne oraz pochodzący z Polski brytyjski saneczkarz Kazimierz Kay Skrzypecki (obaj wypadli z trasy). Podczas ceremonii otwarcia flagi wszystkich krajów były opuszczone do połowy. W 1992 roku w Albertville, w wyniku zderzenia z ratrakiem, śmierć poniósł Szwajcar Nicholas Bochatay, który miał wystąpić w pokazowej konkurencji szybkościowej.
Skomentuj artykuł