Już nigdy nie będzie takiej "Frondy"?
Dobry tydzień temu Tomasz Terlikowski poinformował, że rezygnuje z prowadzenia "Frondy". Nowym naczelnym pisma został Mateusz Matyszkowicz, publicysta młodego pokolenia prawicy, szef portalu Teologia Polityczna, znany także czytelnikom DEON.pl z zamieszczanych tutaj felietonów.
Szybko rozeszła się wieść, że nową "Frondę" bierze w posiadanie tzw. "hipsterska prawica", czyli grupka warszawskich publicystów, młodych bywalców - tak to eufemistycznie nazwijmy - stołecznych kawiarni. Obok Mateusza Matyszkowicza najczęściej wymieniani są Dawid Wildstein i Samuel Pereira. Jak ironicznie komentował Matyszkowicz złośliwostki i krytyki pod adresem swojego zespołu: "Nowa redakcja jest bardzo zróżnicowana, a o tym, że trudno nas zaszufladkować świadczy fakt, iż według TOK FM »Frondę« przejmuje skrajna prawica, a według niektórych prawicowych forumowiczów - Żydzi" (cytat z wywiadu dla "Gościa Niedzielnego"). Dodam, że nie mniejsze zdumienie części komentatorów budzi Leopold Tyrmand jako duch, którego przyzywa nowa redakcja na swojego patrona. Tyrmand, hipsterzy jak bikiniarze i katolicka kontrrewolucja w fikuśnych ciuchach?
Tu pozwolę sobie na istotną retrospekcję. Kto pamięta "Frondę" z lat 90-tych, jej styl łączący erudycję, ostrość przekazu z kontrkulturową stylistyką? Pismo było na polskim rynku prasowym ewenementem, stało się pokoleniowym znakiem tożsamości dla roczników, które dojrzewały, lub były u progu dorosłości na początku lat 90-tych. Ówczesna stylistyka i przekaz "Frondy" jest jednym z tych symboli, który na stałe wszedł do kanonu polskiej, wyższej kultury masowej pierwszych lat przejścia z PRL do III RP. "Fronda" była wówczas kwintesencją uwolnienia ogromnego potencjału intelektualnego, artystycznego ludzi, którzy nie musieli już oglądać się na cenzora: byli młodzi, mieli mnóstwo marzeń i wizji, mogli zrobić własne pismo w nowej rzeczywistości. Coś nowego zaczynało się w Polsce i oni w tym uczestniczyli.
Dziś "Fronda" budzi już mnóstwo innych skojarzeń, z pisma bawiących się formą kontrrewolucjonistów, którzy nie mają do stracenia nic oprócz wierszówki, stało się tytułem statecznych konserwatywnych liberałów. Polska Anno Domini 2013 jest także innym krajem, niż III RP początku lat dziewięćdziesiątych: odmienne wyzwania, nadzieje, rozczarowania, klęski i sukcesy. Pokolenie, które odziedziczyło "Frondę" to przecież już nie faceci związani choćby z "bruLionem". Bo "Fronda" kończy wkrótce dwadzieścia lat! Ci, którzy dziś przejmują jej stery, mieli plus/minus lat dziesięć, gdy pismo powstawało. Chcą robić katolicką, czy - szerzej - prawicową kontrkulturę, przywrócić "formę" swojemu przekazowi. Z czego jednak zbudują swój kontrkulturowy bunt? Sięganie po Tyrmanda jest chyba dość anachroniczne i pokazuje, że przez dwadzieścia lat III RP nie powstały na prawicy żadne idee/postaci/symbole, aktualizujące ów kontrkulturowy "ruch oporu".
Z drugiej jednak strony nie mam wątpliwości co do potencjału młodej ekipy. Zwraca uwagę jej różnorodność, na wielu płaszczyznach: od ojca wielodzietnej rodziny po hipsterskich kawalerów, od znawczyni polskich wieszczów przez tomistę czy miłośnika Kresów po ludzi nowych mediów i publicystów prasy codziennej: mieszanka piorunująca, choć pewnie trzeba dobrze skierować eksplozję, by nie poszła... w dym. I jeszcze wymowny element trwałości i ciągłości - Tomasz Rowiński, mocno umocowany w "Christianitas", wciąż jako sekretarz redakcji "Frondy".
Dodać jeszcze trzeba, że dziś "Pismo poświęcone", jeśli chce "powrócić" do kultury, znajdzie godnego przeciwnika - krakowskie "Pressje", kierowane zresztą przez kolegę Mateusza Matyszkowicza ze studiów - Pawła Rojka. Z pewnością "Fronda" będzie mocniej akcentowała kwestie katolickie. Raz jeszcze Matyszkowicz: "Katolicyzm będzie naszą siłą napędową. Wierzymy, że chrześcijaństwo to siła, która zmienia świat. I wierzymy, że polska tradycja wypracowała unikalne formy współżycia republikańskiego. Nasza forma jest inna od współczesnego ekumenizmu, który często polega na sztucznym prowadzeniu dialogu".
Cóż, na kolejną "Frondę", zrobioną przez nową redakcję, trzeba poczekać do jesieni. Czy przyjdzie się zachwycić, czy może, parafrazując "Filandię" Świetlickiego, zawołać: "Już nigdy nie będzie takiego »Pisma poświęconego«, już nigdy!"... Zdecydowanie wolałbym zachwyt.
Skomentuj artykuł