Cztery krzyżyki W drodze

Cztery krzyżyki W drodze
Roman Bielecki OP

U licha! - że sparafrazuje molierowskiego pana Jourdain  - mówię w duchu posoborowym, nic o tym nie wiedząc - z o. Romanem Bieleckim OP, redaktorem naczelnym miesięcznika "W drodze" rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: Miesięcznik potroił nakład od 2010 roku, kiedy Ojciec został redaktorem naczelnym. Inne katolickie miesięczniki mają poważne problemy finansowe lub znikają z rynku. Czym jest dla Ojca sukces?

Roman Bielecki OP: Zaprzyjaźniony z naszym wydawnictwem pastor Robert Gamble z wydawnictwa "Media Rodzina" powiedział kiedyś, definiując kościelną misyjność, że owszem misja jest ważna, ale ilość sprzedanych egzemplarzy naszych książek wskazuje, że ta misja podoba się czytelnikom. Jest w tym trochę prawdy. "W drodze" to zawsze było dobre pismo. Miało uznanych autorów i publicystów. Było odważne w podejmowaniu tematów dotyczących wiary i Kościoła. Wzbudzało zainteresowanie. Trudno nie zauważyć, że wraz z moim pojawieniem się w Poznaniu doszło do jakiejś zmiany warty, ale to czytelnicy mówią, że w ostatnich latach publikowane teksty są bardziej przystępne. Nie miałem, ani też nie mam ambicji obniżania poziomu pisma czy zmiany jego profilu. Cieszę się wzrostem czytelnictwa, ale liczba sprzedanych egzemplarzy to nie jedyny wskaźnik zmian. Myślę, że jest nim także sprofesjonalizowanie się samej redakcji, ogromne zaangażowanie dominikanów z całej Polski i wykorzystanie potencjału, który wypracował poprzedni redaktor pisma  o. Paweł Kozacki. To daje w efekcie magazyn, który widzimy dzisiaj.

Ojciec wprowadził nowy sposób dystrybucji, poprzez kościoły dominikańskie. Redaktorzy promują numery po mszy w różnych miastach. Dla porównania "Gość Niedzielny" też część nakładu rozprowadza w parafiach, dlatego nie jest uwzględniany w większości rankingów prasy, choć wśród tygodników jest liderem. Można to uznać za sukces na wolnym rynku?

DEON.PL POLECA

Klasztory to jedna z form dotarcia do potencjalnego czytelnika. Nie mogę przepraszać za to, że korzystamy z podstawowego sposobu sprzedaży. Pismo jest robione przez dominikanów. Przez wiele lat było kojarzone głównie ze środowiskiem poznańskim, choć w redakcji był o. Jan Andrzej Kłoczowski OP z Krakowa czy o. Jacek Salij OP z Warszawy. Teraz "W drodze" jest we wszystkich klasztorach, może z wyjątkiem Sandomierza, Tarnobrzega i Jarosławia. Mam nadzieję, że i tam się pojawimy! I w swoim przesłaniu jest przedłużeniem sposobu myślenia i prezentowania wiary, znanym chociażby z naszych kazań.

Ile wynosi średnia miesięczna sprzedaż?

Oddajmy sprawiedliwość poprzednim redakcjom pisma. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nakład sukcesywnie rósł, aż do 10.000 egz.  z końcem lat osiemdziesiątych. Pewnie gdyby wydrukowano dwa razy tyle, to też by się rozeszło. W filmie dokumentalnym o historii "W drodze", dołączonym do październikowego numeru ojciec Jan Andrzej Kłoczowski  mówi, że za czasów PRL-u było łatwiej, bo kupowanie pisma kościelnego oznaczało sprzeciw wobec oficjalnego obiegu prasy i dzisiejsze dziesięć tysięcy to jest inne dziesięć tysięcy niż trzydzieści lat temu.

Wolny rynek stworzył nową sytuację, w której trzeba było się odnaleźć. W latach dziewięćdziesiątych nakład powoli spadał, (najniżej chyba do poziomu 2300 egzemplarzy w 2005 roku). Teraz wynosi 8.500 egz. miesięcznie, z czego sprzedaje się 6.600. Dodajmy do tego tysiąc w wersji elektronicznej. Są oczywiście takie numery, do których dołączamy płytę z rekolekcjami i te się sprzedają w nakładzie powyżej 10.000.

Podchodzę do tego wszystkiego z pokorą. Cieszę się, ale nie zachłystuję magią liczb. Mówimy o tym, co jest dziś, nie wiadomo, co będzie dalej.

Jak można usytuować linię "W drodze" na tle innych katolickich magazynów?

Istotny jest dla mnie podtytuł "miesięcznik poświęcony życiu chrześcijańskiemu". Robimy pismo o Panu Jezusie, Ewangelii i Kościele. Interesuje nasz życie chrześcijańskie we wszelkich jego przejawach, stąd bywa polityka, kultura, życie społeczne. Gdyby roboczo i na szybko szkicować medialną mapę polskich pism katolickich to pewnie bylibyśmy między "Więzią", "Znakiem", "Tygodnikiem Powszechnym" z jednej, a "Frondą" i "Christianitas" z drugiej strony. To byłby taki środek, gdzie siedzimy razem z portalami DEON.pl, stacją7, miesięcznikiem "List".

Skąd czerpiecie tematy?

Wydaje mi się, że mamy dobry słuch duszpasterski. Słuchamy, czym ludzie żyją. Czasem podpatrujemy o czym piszą inni. Zastanawiamy się jak sami byśmy odpowiedzieli na pewne pytania.

Chcecie docierać także do osób poszukujących. Na mszy ich raczej nie znajdziecie.

Dlatego korzystamy z wszystkich możliwych sieci dystrybucji prasy dostępnych w Polsce: Empik, Kolporter, Ruch czy Relay. Ktoś na dworcu czy lotnisku może zobaczyć pismo. Także wydania na czytnik Kindla i iPada. Nasze elektroniczne okręty flagowe.

Uświęcanie się w codzienności ta takie w duchu posoborowym...

U licha! - że sparafrazuje molierowskiego pana Jourdain  - mówię w duchu posoborowym, nic o tym nie wiedząc! (śmiech).

Ojciec często zwraca uwagę na problem luki w formacji dorosłych. Ludzie wychodzą z duszpasterstw studenckich i gubią drogowskazy?

Mówię też, że brakuje dzisiaj autorytetów duchowych. Dla wielu jest nim bp Grzegorz Ryś. Jestem jego magistrantem. On umie formację intelektualną podać w sensowny sposób. Przykładem jest choćby kazanie na ostatnim Spotkaniu Lednickim o Kościele jako matce i Bogu jako Ojcu. Opowiedziane fantastycznymi obrazami, prosto, poruszająco i bardzo trafnie. To mistrzostwo świata. Ktoś pewnie powie - aaa, biskup Grzegorz, to ten związany z "Tygodnikiem Powszechnym" i "Znakiem"! A on przez lata odprawiał mszę w rycie trydenckim. Zgodził się na to, żeby odprawiać ją w seminarium. Z drugiej strony jest związany z neokatechumenatem, z trzeciej - z Pielgrzymką Krakowską. Bardzo nie lubię szufladkowania ludzi. Pamiętam, jak opublikowaliśmy rozmowę z prof. Władysławem Bartoszewskim. Było o wierności postawom w życiu i konieczności opowiedzenia się po stronie dobra, a ktoś widzi okładkę i mówi: nie kupuję, bo to sługus Platformy. Dwa lata temu mieliśmy wywiad z Bronisławem Wildsteinem, ktoś może powie - to sługus PiS-u, a to była rozmowa o literaturze i jego pisaniu. Pisze u nas Marek Magierowski, związany z "Do Rzeczy", także Mateusz Matyszkowicz zanim jeszcze został naczelnym "Frondy" Przez lata felietony pisali regularnie Jarosław Makowski czy Grzegorz Górny - bardzo się cieszę, że tak różne osoby znalazły swoje miejsce we "W drodze".

Kto jest autorytetem dla Ojca, oprócz bpa Grzegorza Rysia?

To ciekawe, bo jestem wychowany na rekolekcjach ignacjańskich i osobie św. Ignacego Loyoli. Przed wstąpieniem do zakonu często jeździłem i nadal jeżdżę, na te rekolekcje. W zakonie odkryłem Thomasa Mertona i Henri Nouwena i ich książkami się zaczytuję. Od lat łączy mnie przyjaźń z Michałem Zioło, trapistą. Zawsze mówiłem, że jestem jego duchowym dzieckiem. A dla komplikacji obrazu dodam, że zanim jeszcze nastał papież Franciszek, pielgrzymowałem do Asyżu po szlakach franciszkańskich. To także ważny rys mojej zakonności.

O proszę. Może trzeba było wybrać czarny albo brązowy habit, a nie biały...

Urzeka mnie prostota Ignacego. Rekolekcje według jego pomysłu są, można powiedzieć, banalnie skonstruowane - milczenie, modlitwa i Pismo Święte. Nic więcej nie potrzeba. Życzyłbym sobie, żeby rekolekcje dominikańskie cieszyły się tak gigantyczną popularnością, jak ignacjańskie.

A Ojca autorytety zawodowe?

O zgrozo. Teraz powiem straszną rzecz. Nie wiem, czy to księdzu przystoi... Sposobu przeprowadzania wywiadów wciąż uczę się od pani Teresy Torańskiej. Przeglądałem wielokrotnie jej książki, analizowałem je pod kątem zadawanych pytań i udzielanych odpowiedzi. Kiedyś mój współbrat Józef Puciłowski, podrzucił mi jej książkę i powiedział: Tak rób wywiady. Fascynuje mnie także Andrzej Bobkowski i florencki styl Oriany Fallaci. Jestem jej wielkim "wyznawcą", choć w poglądach pewnie byśmy się spierali. Ale jej drapieżność, gwałtowność i zaangażowanie całą sobą w rozmowę są mi bliskie, choć wolę pokazywać rozmówcę niż się z nim boksować.

Które tematy poruszane we "W drodze" wywołały kontrowersje za Ojca kadencji?

Największe zainteresowanie wzbudził wydany w 2012 roku numer "Nie bójmy się mówić o seksie". Jak rozmawiać o seksualności z dziećmi, jak mówić o tym w małżeństwie, a także czego nam brakuje w języku kościelnym. Cały nakład się rozszedł, numer nie do zdobycia. Nie było oburzenia ale dostawaliśmy maile z pytaniami, czy niektóre sformułowania przystoją pismu kościelnemu. Bo w jednej z rozmów psycholog dziecięca roztropnie wyjaśniała, że skoro mówimy dzieciom, że to jest szyja, a to kolano, to tak samo, bez pruderii, nerwowości i dwuznacznego chrząkania trzeba mówić że to jest "pochwa", a to "penis". 

Skoro nie ma telefonów od oburzonych (a były, np. po numerze o księżach odchodzących z Kościoła), to znaczy, że Ojciec jest mniej kontrowersyjny od poprzedników. Wyrazistość i kontrowersje nie są kluczem do sukcesu?

Jest wiele miejsc, w których pisze się o dyżurnych, kontrowersyjnych tematach w Kościele. Nie ma co trudnych tematów zamiatać pod dywan ale tych zwykłych spraw z życia chrześcijańskiego jest więcej. Chrześcijaństwo ma ogromną siłę i potencjał pozytywny.

Czego Wam życzyć na następne czterdzieści lat?

Żebyśmy się na tym jubileuszu 80- tki spotkali, to znaczy, żeby pismo istniało, a nas miał kto jeszcze wprowadzić na scenę…

Roman Bielecki - ur. 1977, dominikanin, absolwent prawa KUL oraz teologii PAT, od 2010 roku redaktor naczelny miesięcznika "W drodze". Mieszka w Poznaniu.

Cztery krzyżyki W drodze - zdjęcie w treści artykułuPierwszy numer miesięcznika "W drodze" ukazał się we wrześniu 1973 roku z inicjatywy dominikanina, ojca Marcina Babraja. Był pomyślany jako pismo dla katolickiej inteligencji. Redakcja od początku mieściła się w Poznaniu. Od 1995 roku funcie redaktora naczelnego sprawował o. Paweł Kozacki, a od 2010 jest nim o. Roman Bielecki. Na łamach pisma publikowali tacy autorzy jak Andrzej Kijowski, Anna Kamieńska, ks. Janusz Pasierb, Gustaw Herling-Grudziński, ks. Józef Tischner, Roman Brandstaetter, Kazimiera Iłłakowiczówna. Dla wielu autorów było to jedyne miejsce, gdzie, w czasach szalejącej cenzury, mogli publikować swoje teksty. Ważną rolą miesięcznika było zamieszczanie tekstów "zza żelaznej kurtyny" o tematyce teologicznej i filozoficznej. Ukazywały się tłumaczenia takich wybitnych intelektualistów jak Thomas Merton, Yves Congar, Erich Fromm, Martin Buber, Jacques Maritain, Jean-Marie Lustiger czy Aleksander Sołżenicyn. Od samego początku miesięcznik starał się towarzyszyć i docierać nie tylko do osób głęboko wierzących, które już odnalazły swoje miejsce w Kościele, ale też do poszukujących wiary. "W drodze" był pierwszym ogólnopolskim miesięcznikiem dostępnym w Kindle Store - największym w świecie internetowym sklepie, amazon.com.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Cztery krzyżyki W drodze
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.