Ks. Lemański - abp Hoser. Kolejna lekcja dla Kościoła?
Czy "trupy" księdza Lemańskiego i arcybiskupa Hosera mogą nas czegoś nauczyć?
Wydaje się, że obydwaj polegną przy tym konflikcie. Ksiądz Lemański albo się podporządkuje decyzjom swojego przełożonego (ale co wtedy z ideologią własnego ja, która wydaje się dosyć istotnym komponentem osobowości proboszcza z Jasienicy), albo pójdzie swoją drogą (być może ze swoją wspólnotą parafialną, ale przecież nie o to chodzi w Kościele). Na abpie Hoserze położył się cień zarzutu o niestosowne, "obrzydliwe" (żeby użyć słów księdza Lemańskiego) zachowanie. Ksiądz Lemański sugerował kontekst seksualny, Zbigniew Nosowski w swoim oświadczeniu temu zaprzeczył. Już się nie dowiemy. Powrócił także wątek ludobójstwa w Rwandzie i udziału w tej zbrodni niektórych przedstawicieli Kościoła katolickiego, którego znaczącą postacią w tamtym czasie i w tamtym miejscu był właśnie abp Hoser. Mamy dwa trupy, którym raczej już nie pomożemy.
Spróbujmy zatem zastanowić się, czy ta historia czegoś może nas nauczyć?
Kwestia komunikacji
Bardzo żałuję, że w dekrecie odwołującym księdza Lemańskiego, oprócz zdawkowej wzmianki o braku szacunku, posłuszeństwa oraz nieakceptowania nauczania Kościoła w sprawach bioetyki, nie pojawiły się konkrety. Innymi słowy, chciałbym wiedzieć, jako ksiądz i wierzący Kościoła rzymskokatolickiego, jaką swoją wypowiedzią ksiądz Lemański okazał brak szacunku oraz nieposłuszeństwo swojemu przełożonemu oraz niezgodę na nauczanie bioetyczne Kościoła. Przyznaję, że felieton księdza Lemańskiego (http://wojciechlemanski.natemat.pl/57585,zabronic-in-vitro) jest idiotyczny. Przynajmniej dla mnie. Ale gdyby za idiotyzm odwoływać proboszczów to jedna trzecia naszych parafii była bez pasterza!
Skoro wiadomo było, że ów konflikt nie ograniczy się tylko do parafii w Jasienicy czy też diecezji warszawsko-praskiej, ale zostaną weń zaangażowane główne media w Polsce, należało przygotować dokument, w którym każdy zainteresowany (i uczciwy intelektualnie) mógłby poznać zaniedbania (widziane z perspektywy jego przełożonych) księdza Lemańskiego.
Parafia w Jasienicy stoi murem za swoim pasterzem. Kto tym ludziom wyjaśni racje Kurii warszawsko-praskiej? Następca księdza Lemańskiego? Dlaczego ksiądz arcybiskup nie stanął przed swoimi wiernymi, aby przedstawić im swoje racje? Oczywiście, takie postawienie sprawy domaga się postawienia pytania o jakość, styl sprawowania władzy w Kościele. Najłatwiej dekretami, ale to w gruncie rzeczy niczego nie rozwiązuje. Ci ludzie w Jesienicy pozostają w poczuciu krzywdy wyrządzonej ich proboszczowi. W dodatku przekonani, że te decyzje (dotyczące przecież ich wspólnoty) dzieją się poza nimi.
To wszystko pokazuje, że zdecydowana większość wszelkich rad (kapłańskich, duszpasterskich, społecznych) tworzonych w naszych wspólnotach to fikcja.
Przeciwnika trzeba szanować. Tego szacunku zabrakło jednemu i drugiemu. Gwarancja godziwego utrzymania złożona w dekrecie odwołującym brzmi jak propozycja sprzedania pierworództwa za miskę soczewicy (abp Hoser) oraz oskarżenie o niegodziwe zachowanie i sugerowanie, że miało to kontekst seksualny (ksiądz Lemański) są tego niechlubnym przykładem.
O jaki Kościół nam chodzi?
Przy okazji tego sporu pojawia się również (a może przede wszystkim) kwestia, o jaki Kościół nam chodzi. Ksiądz Lemański w opinii mediów ma być symbolem Kościoła otwartego (wariant Kościoła łagiewnickiego?), zaś abp Hoser symbolem Kościoła zamkniętego, walczącego i potępiającego (wariant Kościoła toruńskiego?). Kiedy ksiądz Lemański domaga się innego języka, takiego, który będzie wrażliwy na biedę (materialną, duchową czy intelektualną) drugiego człowieka - stoję za nim. Ale kiedy ksiądz Lemański chce z mojej wspólnoty zrobić stowarzyszenie wsparcia duchowego (lub inną grupę terapeutyczną), to różnimy się radykalnie. Każdego roku, jako proboszcz parafii, muszę odbierać kilka deklaracji apostazji składanych w mojej obecności przez osoby występujące z Kościoła. Raz jeden tylko zdarzyło mi się, że w deklaracji apostazji ktoś napisał, że jego poglądy różnią się tak diametralnie od doktryny Kościoła, że nie może i nie chce identyfikować się dłużej ze wspólnotą rzymskokatolicką. Przecież to nie jest tak, że każda opinia i każdy pogląd da się wpisać w naszą doktrynę! Dochodzimy do takiego momentu, w którym musimy uznać, że nie jest nam po drodze z tą czy z tamtą osobą, z tym czy z tamtym środowiskiem.
Kwestia symetrii
W tym sporze uwidacznia się także absolutny brak symetrii. Po jednej i po drugiej stronie. Ksiądz Lemański stoi naprzeciwko instytucji Kościoła, która jedzie po nim jak walec. Wydaje się absolutnie bezbronny w tym starciu. Jak sam mówi, trwa w tym zwarciu ze względu na prawdę i własną godność. Problem w tym, że dosyć łatwo pomieszać jedno z drugim. To w dziejach Kościoła zdarzało się nader często. Czasami przynosiło Kościołowi wiele pożytku (jak chociażby w przypadku świętego Atanazego), czasami przynosiło Kościołowi wiele strat (jak chociażby w przypadku Marcina Lutra). Jak będzie w przypadku proboszcza z Jesienicy, okaże się za jakiś czas. Odruchowo w takim konflikcie stajemy po stronie słabszego. Tu jest nim ksiądz Lemański.
Z drugiej strony ów brak symetrii daje się zauważyć również w publicystyce księdza Lemańskiego. Mając dostęp do tak wielu i tak nośnych mediów, będąc tak popularnym i mogąc zrobić wiele dla przybliżenia nauczania Kościoła tym środowiskom, które patrzą nań podejrzliwie, przyłącza się w gruncie rzeczy do manipulacyjnych praktyk tychże środowisk. Jeśli chcemy być wierni rozumowi, to w tym ustawieniu słabszym jest Kościół.
Czy ksiądz Lemański kiedykolwiek próbował swoich przyjaciół z wielkich mediów uwrażliwić na kwestię niewolnictwa, które obserwujemy na naszych drogach, przy których wystaje wiele kobiet - w zdecydowanej większości cudzoziemek - które są gwałcone, którym zabiera się paszporty i które są zmuszane do prostytucji? Mam wrażenie, że nie. Ale wtedy musiałby napisać, że to nie tyle zaniedbanie Kościoła, ile obojętność tychże mediów, środowisk feministycznych i polskiego państwa.
I arcybiskupowi Hoserowi i księdzu Lemańskiemu życzę bożego błogosławieństwa. Niech obydwaj zmartwychwstaną, bo obydwóch Kościół potrzebuje.
I na koniec smutna refleksja. Długo my jeszcze będziemy czekać na ludzi pokroju Wojtyły i Tischera.
ks. Adam Błyszcz CR - Proboszcz parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań-Wilda
Skomentuj artykuł