Kubańska machina represji ma się dobrze

Inny Castro, ta sama Kuba (fot. sxc.hu)
Bożena Wałach

W lipcu 2006 roku władzę na Kubie przejął Raul Castro, brat Fidela. Nie dokonał demontażu represyjnego systemu utrzymywanego przez lata przez swojego brata. Wręcz przeciwnie, starał się go umocnić stosując te same metody. Więźniowie polityczni umieszczeni w aresztach za czasów Fidela nie tylko ich nie opuścili, ale dołączyli do nich kolejni.

Nadzieje na złagodzenie represji i zmianę systemu okazały się tak samo nierealne, jak za rządów Fidela.

"Nic się nie zmieniło" – alarmuje, broniąca praw człowieka, organizacja Human Rigths Watch. I publikuje dramatyczny raport o stanie kubańskiej dyktatury. Machina represji ma się dobrze.

DEON.PL POLECA

Autorzy raportu przeprowadzili kilkadziesiąt wywiadów z mieszkańcami wyspy: obrońcami praw człowieka, dziennikarzami, aktywistami, byłymi więźniami politycznymi i członkami ich rodzin. Wszystkie były tajne, bo władze Kuby nie zezwalają na aktywność jakichkolwiek zewnętrznych organizacji. Na ich podstawie oszacowano, że tylko w przeciągu ostatniego roku za kratki trafiło ponad czterdziestu nowych więźniów politycznych.

Pobicia, zastraszanie, napastliwa inwigilacja i sfingowane procesy to standard funkcjonowania Kuby. Ludzie zostają skazywani na długoletnie wyroki w procesach, które niewiele mają wspólnego z praworządnością.

Szczególnym narzędziem represji jest ustawa o "zagrożeniach społecznych" – najbardziej "orwellowska" – zdaniem Human Right Watch – ze wszystkich ustaw karnych w kubańskim ustawodawstwie. Pozwala ona bowiem skazać człowieka nie za popełnione przestępstwo, ale za podejrzenie, że mógłby je popełnić.

A co może stanowić zagrożenie społeczne? Rozpowszechnianie egzemplarzy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, pokojowe marsze, krytyczne artykuły wobec władzy czy próby organizacji niezależnych związków. Ustawa "przydaje się" w eliminowaniu nie tylko tych, którzy głośno wyrażają swój sceptyczny stosunek do rządu i prezentują odmienne od oficjalnych poglądy, ale także tych, którzy współpracy z rządem odmówili albo domagają się wolności wyznania.

– Władze nieustannie zastraszały mnie, mówiąc, że jeśli nie dam sobie spokoju z "opozycją", jeśli nie zmienię swojego zachowania, zamkną mnie za kratki. Mówiłem im: "Najpierw musicie udowodnić, że popełniłem przestępstwo. Przecież niczego nie zrobiłem" – mówi William Reyes Mir, należący do nieoficjalnej grupy politycznej. Nikt jednak nie musiał mu niczego udowadniać. W sierpniu 2007 roku został skazany na 2 lata ciężkich robót na podstawie ustawy o "zagrożeniach społecznych".

Alexander Santos Hernández uczestniczył w spotkaniach dwóch organizacji politycznych, których nie uznają władze na Kubie. Wypowiadał się krytycznie o rządzie i dokumentował przypadki nadużycia władzy. To wystarczyło. Najpierw stracił pracę, później doświadczył szeregu prześladowań. Przed jego domem odbywały się manifestacje grup prorządowych, a on sam nazywany był "zdrajcą" i "sprzedawczykiem". Wielokrotnie bity i poniżany, został ostatecznie aresztowany. – Policja zabrała mnie o 5:30 rano, wyciągnęli mnie prosto z łóżka – opowiada Alexander. – O 8:30 tego samego ranka słuchałem już aktu oskarżenia. Zostałem zatrzymany 5. lipca, a na orzeczeniu sądu, które mi wręczono, widniała data 3. lipca. Nie pozwolili mi skontaktować się z adwokatem. Rozprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Nawet moja rodzina nie została o niej powiadomiona. Sama rozprawa trwała 15, może 20 minut. Hernández został skazany na 4 lata więzienia, na podstawie ustawy o "zagrożeniach społecznych".

Human Right Watch wzywa kraje demokratyczne do wywierania nacisków na Kubę. Embargo gospodarcze już dawno okazało się niewystarczające. Uderza ono bowiem przede wszystkim w zwykłych Kubańczyków i nie przynosi rezultatów w kwestii praw człowieka czy zmian ustrojowych.

Human Right Watch chce, by Kubie zostało postawione stanowcze ultimatum - natychmiastowe i bezwarunkowe wypuszczenie wszystkich więźniow politycznych. Represje, na wypadek nie spełnienia tego żądania, powinny być dotkliwe przede wszystkim dla kubańskiego establishmentu. Zamrożenie inwestycji zagranicznych czy zakaz wjazdu do krajów zachodnich dla członków rządu – to niektóre z proponowanych rozwiązań. Potrzeba zdecydowanych kroków, bo ostatnie trzy lata są wystarczająco silnym dowodem, że Raul nie zrezygnuje z represji, jeśli nie zostanie do tego zmuszony.

Oficjalny kubański dziennik "Granma" nazwał raport dziełem "science fiction" i oskarżył Human Right Watch o całkowite podporządkowanie się rządowi USA, CIA i „mafii z Miami” (czyli emigracji kubańskiej w Stanach Zjednoczonych). Zdaniem dziennika raport ma "splamić niepokalane dzieło na rzecz godności i prawdziwych praw człowieka 11 milionów Kubańczyków".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kubańska machina represji ma się dobrze
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.