Kultura czy tresura?

Konrad Sawicki

Rzecz dzieje się w autobusie. On: mężczyzna po 70-tce. Ona: kobieta po 70-tce. - Bo wie pani - mówi starszy pan tonem nieznoszącym sprzeciwu - ten Wojtyła to był nawet dobry papież. Ale jednego nie wybaczę mu do śmierci...

- Co pan, tak o naszym papieżu? - oburza się nieśmiało kobieta. - A tak! - mężczyzna podnosi głos. - Bo jak obalili komunizm i zaczęli okradać Polskę, to dlaczego nic nie powiedział? Dlaczego nie bronił swojego narodu tylko siedział cicho w tym Watykanie? A przecież mógł coś zrobić. Tego mu nie wybaczę, bo on też jest odpowiedzialny za to, jaka teraz jest ta nasza sprzedana Polska. - A skąd pan ma takie rewelacje? - pada pytanie. - Jak to skąd? Z "Faktu"! Czytam regularnie. Nie czyta pani? To bardzo źle, bo tam całą prawdę piszą - wykrzyczał zły na cały świat mężczyzna.

Stajesz się tym, czym się karmisz - mówi stara mądrość. Gdy regularnie przyjmujesz nawet niewielkie dawki wrogości, sztucznie podkręconych emocji, pretensji, szukania kozła ofiarnego, w końcu sam przesiąkasz częścią tego wszystkiego. To fenomen dobrze znany na forach internetowych oraz w komentarzach pod artykułami. Agresja rodzi agresję, emocje wymykają się spod kontroli i nawet nie wiadomo kiedy normalna postawa krytyczna przeistacza się w hejting.

DEON.PL POLECA

Są takie przestrzenie współczesnej kultury masowej i mass-mediów, które działają jak antyreligie. W przeciwieństwie do prawdziwej religii z człowieka wydobywają to, co najgorsze. Można oczywiście zarzekać się, że to zjawisko mnie absolutnie nie dotyczy, bo ja nie czytam tabloidów, nie hejtuję w sieci, itp. Może i tak jest. Ale i tak warto uważać na to, czego się słucha, co ogląda, co czyta. Bo wszędzie czyha diabeł? Nie, bo niepostrzeżenie możesz stać się obiektem wyrafinowanej tresury.

Niemiecki filozof Teodor Adorno, analizując amerykańską popkulturę lat 30-tych i 40-tych XX wieku, doszedł do wniosku, że cała współczesna kultura masowa oparta jest na prostych, powtarzalnych schematach, bazuje na tych samych emocjach i powiela tysiąckrotnie powtarzane klisze. W ten sposób ludzie wychowani w tej papce automatycznie przyzwyczajani są do stałych formatów. W efekcie podoba im się tylko to, co w te formaty się wpisuje. Gdy pojawia się dzieło kultury wybitne ale wymykające się schematom, masy je odrzucają jako wysoką kulturę albo niszową, dla nich niezrozumiałą.

Co więcej znajomość kultury masowej staje się obowiązkiem. "Żeby być pełnoprawnym członkiem nowoczesnego społeczeństwa, trzeba wciąż pozostawać na bieżąco. Słuchanie radia, oglądanie telewizji czy śledzenie plotkarskich portali nie są już współcześnie czczą rozrywką, lecz najprawdziwszym obowiązkiem. O ile na lekcji głupi jest ten, kto nie zna Szekspira i Marii Dąbrowskiej, na przerwie to nieznajomość Dody i nowego reality show naraża na społeczny ostracyzm" - zauważa Marcin Napiórkowski na łamach jesiennego numeru "Więzi" w artykule analizującym myśl niemieckiego filozofa.

Konkluzja jest tu bardzo poważna. Dla Adorna kultura masowa jest tresurą do posłuszeństwa. Sama w sobie niby niewinna. Ale skoro tak łatwo daje się sterować gustami kulturalnymi i poglądami ludzkich mas, skoro ludzie tak łatwo dają się wytresować - jak przykładowo ten starszy pan z początku felietonu - to czy w ten sam sposób nie można wzbudzać powszechnej nienawiści wobec wspólnego wroga? Zdaniem Adorna totalitaryzmy XX wieku dały na to pytanie odpowiedź twierdzącą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kultura czy tresura?
Komentarze (11)
P
partenos
4 września 2013, 14:07
Tak samo jak pani "marita" odpowiadam na głupie pytanie, jak mogę nie wiedzieć którego męża z kolei ma ktoś tam, jesli w ogóle będę wiedzieć, o kim mowa...Odpowiadam po prostu: Nie interesuje mnie to...  :) A autorowi felietonu naprawdę gratuluję. Widać, że pan też obserwuje ludzi w realu...skąd inaczej wziąłby się ten początek o staruszkach w autobusie... ;) No własnie, hejterzy - to wytwór kultury masowej... Zresztą od zawsze ludzie mało ambitni byli gotowi oczernić każdego- Bogu ducha winnego, żeby tylko siebie wybielić i usprawiedliwić swoją bierność... I dobrze pan Sawicki ostrzega. Takie wsłuchanie się w idoli kultury masowej grozi kolejnym totalitaryzmem...
P
partenos
4 września 2013, 14:01
A ja to na ten przykład lubię przez parę, paręnaście godzin, a od czasu do czasu na parę, albo paręnaście dni, nie zaglądać do internetu, nie włączać tv, żeby posłuchać, przypatrzyć się trochę życiu, ludziom w realu. A pewnym osobom, które są zdziwione, że nic nie wiem o najnowszym newse dotyczącym jakiegoś celebryty, że on tam z tamtą i że teraz... i że oni, a w ogóle... z premedytacją odpowiadam: nie wiem nic o tym, nie interesuje mnie to... ... mam to samo :) Pozdrawiam :) ...
3 września 2013, 21:44
Dawno nie czytałam tak ciekawego felietonu - szkoda, że tak krótki ;)
MR
Maciej Roszkowski
3 września 2013, 21:16
Muszę spróbować. No może z wyjątkiem DEONU
M
marita
3 września 2013, 18:40
A ja to na ten przykład lubię przez parę, paręnaście godzin, a od czasu do czasu na parę, albo paręnaście dni, nie zaglądać do internetu, nie włączać tv, żeby posłuchać, przypatrzyć się trochę życiu, ludziom w realu. A pewnym osobom, które są zdziwione, że nic nie wiem o najnowszym newse dotyczącym jakiegoś celebryty, że on tam z tamtą i że teraz... i że oni, a w ogóle... z premedytacją odpowiadam: nie wiem nic o tym, nie interesuje mnie to... ... mam to samo :) Pozdrawiam :)
MR
Maciej Roszkowski
3 września 2013, 16:12
       Oczywiście, że nie kultura tylko tresura. Wszystkie zmiany w szkolnictwie idą w tym kierunku. Despoci wieków poprzednich wymuszali posłuszeństwo okrucieństwem. Obecnie mamy delikatny masaż od najmłodszych lat. Fachowo i precyzyjnie dopasowany do wieku i możliwości mentalnych "pacjentów", aplikowany przez szkołę, media i kulturę masową. Mądrych wystarczy w społeczeństwie kilka tysięcy i tyuch dobierze sie ze "swoich", reszta to wyrobnicy, nawet jeśli w biłych kołnierzykach i przy komputerach.       Maturzysta z Pcimia sprzed czterdziestu lat to w porównaniu do dzisieszego licencjata był erudyta.  Ale po co komu dziś erudyci, jeszcze by sie połapali o co w tym wsszystkim chodzi.
W
Wojtek1957
3 września 2013, 15:51
Zjawisko opisane przez Autora jest chyba zbliżone do postawy m. in. "lemingów". Muszą oni czuć wsparcie grupy, z którą się identyfikują i patrzą z góry na wszystkich spoza tej grupy. Ale przyznaję rację - bywają też starsi, niewykszałceni, niekoniecznie z dużego miasta, którzy czytają jedną gazetę, ogladają jeden kanał telewizji (np. wciąż głupawe kabarety) i na tej podstawie formułują niechętne opinie nt. bliźnich.
W
Wojtek1957
3 września 2013, 15:41
W zasadzie słuszne spostrzeżenia. Tylko po co ten "hejting". Czyżby coś nazwane z angielska nabierało większej wagi? Może jakiś bardziej swojski odpowiednik (bezsensowne wylewanie żółci na przykład). Sprawa jest szersza. Nie tylko dotyczy wąskich i lokalnych grup (subkultur), w których ostracyzm dotyka np. nie znających ostatnich dokonań Dody lub wyniku ostatniego meczu. Globalna kultura powoduje, że "polskość to nienormalność" a liczy się znajomość kulturalnych faktów z globalnej wioski anglojęzycznej. Ja jestem temu przeciwny, bo każdy naród ma prawo (a powinien też czuć obowiązek) rozwijania własnej kultury.
J
Jolanta
3 września 2013, 14:06
"A jak uzasadnić wrogość i kpinę na portalach katolickich? I nie chodzi mi o posty wrogie wierze, lecz tych, którzy zdecydowanie wiary bronią." Ja tego też nie rozumiem. Jedyne co mi przychodzi do głowy, gdy coś takiego czytam to - fanatyzm. Nigdy bym nie odpowiadała na takie posty, bo to tylko podkręca złe emocje.
3 września 2013, 13:41
A jak uzasadnić wrogość i kpinę na portalach katolickich? I nie chodzi mi o posty wrogie wierze, lecz tych, którzy zdecydowanie wiary bronią. Ja np. przestałem niemal czytać dyskuje, gdzie liczba komentarzy wzrasta ponad kilka, bo bez trudu można się tam natknąć na wiele poniżej jakiegokolwiek poziomu. Sam zresztą łapię się na tym, że chętnie bym odpisał na nie jeszcze głupszym, napastliwym tekstem.
J
Jolanta
3 września 2013, 12:04
Zgoda, co do tego, że jesteśmy tym czym się karmimy, ale tego "pokarmu" nikt nie jest w stanie wcisnąć na siłę. Jakiś czas temu pan Miecugow powiedział, że media odpowiadają na zapotrzebowanie. I ja się z tym zgadzam. Ludzie dostają to co ich interesuje. Gdyby nie "klikalność", "słuchalność", "czytalność" czy oglądalność tabloidów, talk show czy plotkarskich portali, to po prostu przestałyby istnieć.