KW: w czwartek rozmowy "ostatniej szansy"
Związkowcy z Kompanii Węglowej (KW), spierający się z zarządem firmy m.in. o wysokość płac i kształt strategii spółki, w czwartek usiądą do rozmów z szefami Kompanii. Wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska liczy, że rozmowy zakończą się kompromisem.
Od efektów spotkania, określanego jako "rozmowy ostatniej szansy" zależy, czy dojdzie do zaplanowanego na poniedziałek czterogodzinnego strajku w kopalniach tej największej górniczej firmy. Górnicy zamierzają przerwać pracę na cztery godziny podczas każdej zmiany. Jeżeli również potem nie będzie porozumienia, 4 października kopalnie mają stanąć na dobę, a dwa tygodnie później na 48 godzin.
"Ministerstwo Gospodarki nie uczestniczy w tych rozmowach, stojąc na stanowisku, że takie sprawy należą do zarządu spółki. Właściciel nie angażuje się w rozmowy, zarządowi pozostawiając wypracowanie porozumienia ze stroną społeczną. Liczę, że jutro taki kompromis zostanie wypracowany" - powiedziała w środę PAP wiceminister odpowiedzialna w resorcie gospodarki m.in. za górnictwo.
Podobnego zdania jest prezes Kompanii Mirosław Kugiel. Jak powiedział, KW zaprosiła związkowców na rozmowy by - jak mówił - "dojść do zgody". Prezes nie zdradził jednak, co Kompania zamierza zaproponować związkowcom.
Szef górniczej Solidarności Dominik Kolorz powiedział, że nie wie, jakich nowych propozycji ze strony zarządu można się spodziewać. Ocenił, że dotychczas zarząd firmy nie miał woli porozumienia.
Wcześniejsze rozmowy stron zakończyły się fiaskiem. Z propozycją kolejnego spotkania, które rozpocznie się w czwartek o godz. 10 w siedzibie KW, wyszedł zarząd firmy. Jej rzecznik Zbigniew Madej przekonuje, że ewentualny strajk byłby najgorszym rozwiązaniem zarówno dla firmy, jak i jej pracowników.
Spór w Kompanii dotyczy poziomu wynagrodzeń oraz gwarancji utrzymania zatrudnienia i nielikwidowania kopalń oraz zakładów firmy. Sprzeciw związków zawodowych budzi opracowany przez zarząd spółki projekt jej strategii do 2020 r. Według związkowców, oznacza on zamykanie kopalń, zwolnienia pracowników i likwidację kilkunastu tysięcy miejsc pracy. Zarząd firmy uspokaja, że nikt nie zostanie zwolniony.
Zarząd KW nadal uważa, że sprawy związane z zatrudnieniem, strukturą organizacyjną firmy czy funkcjonowaniem (lub nie) poszczególnych kopalń leżą w gestii zarządu i nie mogą być przedmiotem sporu zbiorowego. Szefowie spółki chcą jednak rozmawiać ze związkami również o tym. "Nie ograniczamy pola dyskusji. Chcemy rozmawiać także o zatrudnieniu i sprawach organizacyjnych, choć stawianie nas pod pręgierzem strajku temu nie służy" - ocenił rzecznik.
Madej podkreślił, że zarząd nie może zagwarantować - czego domagają się związkowcy - utrzymania struktury organizacyjnej firmy, poziomu zatrudnienia czy funkcjonowania wszystkich kopalń i zakładów aż do 2020 r. Według rzecznika, takie gwarancje byłyby nieodpowiedzialne, bo firma musi elastycznie dostosowywać się do wymogów rynku.
Przedstawiciele KW mają nadzieję, że do strajków nie dojdzie. "Liczymy na rozsądek załogi" - powiedział Madej, przypominając, że zarząd firmy skierował do górników specjalną odezwę w tej sprawie. Związkowcy deklarują, że odwołają strajki, jeżeli uda się osiągnąć porozumienie. Związkowcy celowo zaplanowali kolejne działania w odstępach dwutygodniowych, aby dać zarządowi czas na rozmowy i dojście do porozumienia. W referendum na początku września za strajkiem opowiedziało się 92,5 proc. głosujących.
Według KW, każda doba strajku oznaczałaby ok. 40 mln zł strat - to utracone przychody ze sprzedaży węgla oraz koszty stałe, które trzeba ponosić niezależnie od tego, czy kopalnie pracują, czy nie. Dobowy ubytek w wydobyciu sięgnąłby 160-170 tys. ton węgla, zdezorganizowana byłaby wysyłka węgla do klientów. Powtórzony na każdej zmianie strajk czterogodzinny, a także ewentualny strajk przez całą dobę i 48 godzin to w sumie ok. 160 mln zł strat.
Skomentuj artykuł