Lekkoatletyczne MŚ - pierwsze medale dla Polaków

(fot. PAP/Adam Warżawa)
Marta Pietrewicz / PAP / ak

Wojciech Nowicki (KS Podlasie Białystok) nie krył swojego zdziwienia po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw świata w rzucie młotem. - Nie wiem jak to zrobiłem. Byłem w transie - przyznał. Tytuł w Pekinie obronił Paweł Fajdek (KS Agros Zamość).

- Nie wiem jak to zrobiłem. Po prostu w ostatniej próbie poszedłem na maksa i pomyślałem, że albo wyjdzie, albo nie. Udało się, rzuciłem na medal i co mogę powiedzieć? Naprawdę jest super - skomentował Nowicki krótko po konkursie.

I właśnie to ostatnie podejście dało mu podium. Gdy wchodził do koła, zajmował piąte miejsce. Zakręcił, młot poleciał, a on po raz pierwszy za nim krzyknął. Wiedział, że ta próba była dobra. Jeszcze przed ogłoszeniem wyniku, przybił "piątkę" z Fajdkiem, który chwilę wcześniej dał mu złotą radę.

- Proszę mi wierzyć, że nawet nie wiem teraz, co mi Paweł powiedział, bo byłem w takim transie. Rzucałem naładowany energią. Dobrze, że mi coś podpowiedział, dał mi wskazówkę i może dzięki niej mam medal - ocenił.

Przed ostatnim rzutem podszedł także do trybun, gdzie siedziała trenerka Jolanta Kumor. - Powiedziałam Wojtkowi, że nie ma absolutnie nic do stracenia. Musi teraz się skupić i rzucić na tyle, na ile go stać, a wiedziałam, że jeśli to wykona, to znajdzie się na podium - przyznała.

On sam doskonale też zdawał sobie z tego sprawę. - Przecież wiedziałem, że chłopaki są do ogrania. Te rzuty jednak mi nie wychodziły. Nic się nie układało. Chyba za bardzo kombinowałem. Poszedłem w końcu na maksa i się udało - powiedział Nowicki.

Na razie nie chce mówić o tym, na co go stać, czy jakie ma plany na przyszłość. To był jego debiut w mistrzostwach świata, a teraz marzy już tylko o... medalu olimpijskim.

- Teraz jeszcze druga część sezonu, odpocznę i zacznę pracować do igrzysk, mam nadzieję, że wypełnię minimum i w Rio de Janeiro będę walczył o podium - zapowiedział ambitnie.

Przed przyjazdem do Pekinu nie spodziewał się, że stanie na podium. Chciał wejść do ścisłego finału i znaleźć się w ósemce najlepszych.

- To, że wynik w granicach rekordu życiowego dał mi medal, jest tym większym sukcesem. Tym bardziej, że wcale długo nie trenuję. Zacząłem się bawić w rzut młotem dopiero osiem lat temu. Mam 26 lat i zaczynam dopiero przebijać się na światowe areny - dodał.

- Nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Sam byłem ciekaw, jak poradzę sobie z rolą faworyta, bo przecież najtrudniej broni się tytułu. Zrobiłem swoje i bardzo się cieszę - przyznał po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata w rzucie młotem w Pekinie Paweł Fajdek.

Zawodnik Agrosu Zamość przed dwoma laty został po raz pierwszy mistrzem świata. W Moskwie sprawił kibicom i sobie miłą niespodziankę. Teraz występował w roli faworyta. W sezonie jako jedyny przekroczył granicę 80 metrów.

- Dużo myślałem nad tym jak będę zachowywał się podczas konkursu i było to bardzo trudne. W takiej sytuacji jeszcze nigdy nie byłem. I trochę emocji było. Nie wygrałem tak klarownie, jak zdarzało się w mityngach. Było zatem ciekawie - przyznał.

To był trzynasty złoty medal dla Polski w mistrzostwach świata.

- To były dla mnie bardzo trudne zawody. Piekielnie ciężko startuje się z pozycji, gdzie wszyscy oczekują od ciebie już w pierwszej kolejce rzutów powyżej 80 m. Skupiłem się na sobie i taki schemat, jaki założyłem jeszcze w pokoju, wykonałem - ocenił.

Już w trakcie konkursu, kiedy objął prowadzenie po rzucie na 80,64, dawał rady Wojciechowi Nowickiemu (Podlasie Białystok). To też poskutkowało. Obaj Polacy stanęli na podium - na najwyższym i najniższym stopniu, a medale wręczała im Irena Szewińska.

- Oby tak zostało do końca. Mam nadzieję, że dzisiejsze krążki, które wywalczyliśmy, poniosą całą reprezentację i pobijemy rekord w liczbie medali. Ta impreza wygląda naprawdę bardzo obiecująco - podkreślił Fajdek.

Podopieczny Czesława Cybulskiego cieszy się, że konkurs ma już za sobą, bo dzień po dniu... opadał z sił.

- Niestety, jedzenie w Pekinie nie zachwyca. Jedyne co możemy tutaj jeść to rozgotowany makaron i trochę mięsa, które rzadko kiedy dobrze smakuje. Ograniczyłem się zatem do minimum, które jest potrzebne, żeby przeżyć - dodał.

Fajdek realizuje stopniowo założony sobie po igrzyskach w Londynie w 2012 roku cel, by w ciągu siedmiu lat zdobyć dziesięć medali imprez mistrzowskich. Teraz ma ich trzy - wcześniej wywalczył złoto MŚ 2013 i srebro ME 2014.

W 2016 roku czekają go dwie imprezy - igrzyska w Rio de Janeiro i ME w Amsterdamie. W przyszłości marzy mu się również poprawienie rekordu świata, który od 1986 roku należy do reprezentanta ZSRR Jurija Siedycha - 86,74.

- Do olimpiady nie mam jednak zamiaru niczego zmieniać w treningu. Idę sprawdzonym rytmem. Dopiero w 2017 roku można postawić wszystko na jedną kartę. I wtedy albo wyjdzie, albo sobie uświadomię, że ten wynik jest dla mnie nie do osiągnięcia - powiedział.

To są pierwsze dwa medale zdobyte w mistrzostwach świata w Pekinie przez Polaków. Impreza potrwa do 30 sierpnia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekkoatletyczne MŚ - pierwsze medale dla Polaków
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.