Narodowe katharsis zależy od nas
Ci, którzy zginęli w drodze do Katynia, należeli do różnych frakcji politycznych: od prawicy przez centrum po lewicę. Prowadzili między sobą ostrą walkę polityczną: zażarte dyskusje, spory, kłótnie. W kilku sekundach wszystkich połączył ten sam tragiczny los. Wczorajszych politycznych wrogów jednakowo okrył całun śmierci. Różnice zapatrywań, poglądów i celów politycznych, dziś są już nieistotne, nieważne, a niektóre wręcz śmieszne.
Śmierć bliskich nam ludzi: członków rodziny, przyjaciół, boli, zwykle bardzo boli. Zostają zerwane mocne więzy, które podtrzymują życie, karmią je, dają radość, stają się źródłem energii, siły i odwagi. Gdy nasi bliscy są z nami, mamy dla kogo żyć, trudzić się, cierpieć. Kiedy umierają, pozostaje po nich pustka, życiowa ciemna dziura, a my nie wiemy, dla kogo mamy żyć. Trzeba nieraz wielu lat, by uporać się z ciemną życiową dziurą.
Ale boli nas także śmierć ludzi, z którymi wcześniej żyliśmy w skłóceniu i konflikcie. Ona boli inaczej. Nieraz boli nawet głębiej. Robi nam bowiem w sposób brutalny rachunek sumienia z naszego odnoszenia się do nich: demaskuje naszą małość, skąpstwo, brak szlachetności, wielkoduszności, współczucia, przebaczenia. Jeżeli przez całe lata wieszaliśmy na kimś psy, po jego śmierci, wszystkie one zaczynają na nas szczekać. To bolesne doświadczenie.
Tragedia narodowa, jaka dokonała się w Smoleńsku, nakłada się na rocznicę śmierci Jana Pawła II. Pięć lat temu odszedł bliski nam Człowiek, który przywiązał nas do siebie mocno. Odszedł jednak po latach cierpienia. Jego pogłębiająca się choroba przygotowała nas stopniowo na jego śmierć. Choroba i śmierć były bolesne, ale naturalne. Tej śmierci spodziewaliśmy się z dnia na dzień.
Naturalne też było i to – trzeba to powiedzieć ze skruchą - że śmierć Jana Pawła II nie odmieniła wiele, albo prawie wcale w naszym życiu społecznym i politycznym.
Krakowskie wrogie sobie obozy kibiców, które w okresie żałoby organizowały wspólne marsze i Msze na stadionach, szybko wróciły do swoich zwyczajowych bójek. Niemal nad trumną Zmarłego zaczęła się też lustracja prowadzona brutalnymi metodami, wykorzystywana nierzadko do walki politycznej.
Ta śmierć, którą teraz przeżywamy, jest inna: zaskakująca, gwałtowna. Nikt się jej nie spodziewał. Przyszła jak złodziej, nieoczekiwana. Wdarła się bezceremonialnie na scenę życia społecznego i politycznego i brutalnie zmieniała cały misternie budowany przez lata układ sił. Dziś to już nie jest to samo PiS, PO czy SLD. Ona, śmierć, naznaczyła nowy termin wyborów prezydenckich nie konsultując się z nikim. Nie potrzebowała głosowania w sejmie, nie prosiła o podpis i zgodę nikogo.
„Rób co chcesz, ale pamiętaj o śmierci” – mawiali starożytni. To wielka mądrość, o której w ferworze walki, nawale pracy czy też w upojeniu zmysłowym, zapominamy. Chwilowe powodzenie, odrobina władzy, trochę pieniędzy pozbawia nas wręcz rozumu.
Zaczynamy lekceważyć podstawowe zasady, którymi rządzi się ludzkie życie: własne i bliźnich. Ta narodowa śmierć, przypomina nam, jako narodowi, że wszystko co robimy, prywatnie i publiczne, otwarcie i skrycie, szczerze i w zakłamaniu, ma swoje ściśle określone granice. Są to granice naszej śmierci. Nie można dobrze żyć, pracować, kochać bliźnich, odpoczywać, bawić się czy też modlić się, kiedy zapomni się o śmierci. A kiedy ludzie władzy zapominają o własnej śmierci, stają się tyranami, a ich rządy zatrute są jadem domniemanej nieśmiertelności - pychy.
Trzeba się modlić - mówili nie tylko biskupi i księża, ale także wielu polityków. Modlitwa pocieszy, osuszy łzy, złagodzi ból, uspokoi rozedrgane nerwy. Ona pomoże nie tylko przeżyć tę tragedię, ale wyciągnąć z niej wnioski. Trzeba się modlić za zmarłych, aby Dobry Ojciec, wszystkich, z prawicy i z lewicy, przyjął do swego domu. Trzeba się modlić za rodziny zmarłych o ukojenie w ich bólu, o ulgę w cierpieniu, aby udźwignęli krzyż, który narzuciło im życie. Trzeba się modlić za nas samych, którzy codziennie uczestniczymy w życiu politycznym, uprawiamy politykę czy też tylko interesujemy się nią i rozmawiamy o niej.
Polityka to przecież istotny element życia. Polityka w sposób decydująco wpływa na ludzkie życie. Ona może pomagać ludziom dobrze żyć, ale może też stać się narzędziem zbrodni. Ofiary mordu katyńskiego, którym polegli w wypadku chcieli oddać hołd w siedemdziesiątą rocznicę śmierci, były owocem stalinowskiej polityki.
Ta bolesna śmierć może nam pomóc zrobić sobie rachunek sumienia z naszego stylu uprawiania życia społecznego, politycznego i medialnego. Ileż w nim nieszczerości, zakłamania, agresji, przemocy? Ileż cynicznej gry, stosowania brudnych chwytów? Ileż wyniosłości, braku szacunku do prostego człowieka, lekceważenie ludzi ubogich i słabych? Ileż cynizmu religijnego, pogardy dla zasad moralnych?
Trzeba się modlić, aby ta bolesna śmierć stała się doświadczeniem oczyszczającym, katharsis, naszej polityki i życia społecznego w ogóle. Tej śmierci nie możemy zmarnować.
Skomentuj artykuł