Noblista: Oto szokująca prawda o kryzysie
- Młodzi ludzie, którzy nie mają pracy, powinni usłyszeć od nas wszystkich słowo przepraszam. To wstyd. Jesteście zdolni, a my nie dajemy wam możliwości, by wasz potencjał wykorzystać. Ci, którzy okupują Wall Street, mają moje poparcie - mówi w ekskluzywnym wywiadzie dla Money.pl laureat Pokojowej Nagrody Nobla, profesor Muhammad Yunus.
Bankier ubogich. Na początku lat 80-tych w Bangladeszu założył Grameen Bank, instytucję finansową dla najbiedniejszych. W 2006 roku za swoją działalność został wyróżniony Pokojową Nagrodą Nobla. W rozmowie z Money.pl przyznaje, że nie wierzy, by strefa euro mogła upaść, bo takie wydarzenie cofnęłoby nas w rozwoju o wiele lat. Według niego nie oznacza to jednak, że system oparty na żądzy pieniądza wkrótce się nie zawali.
Łukasz Pałka, Money.pl: Od lat powtarza Pan, że prawo do kredytu to jedno z praw człowieka. Że każdy ma prawo do tego, by wziąć pożyczkę.
Muhammad Yunus: To prawda.
Dlatego zastanawiałem się, czy z równie silnym przekonaniem pożyczyłby Pan pieniądze europejskim politykom.
(Śmiech). Spryciarz z Pana. Chce Pan, żebym powiedział, że politycy nie są godni zaufania. Ale odpowiem inaczej: fundamentalne prawo nie oznacza, że ktoś może korzystać z kredytu automatycznie. Najpierw musi wzbudzać wiarygodność i zaufanie. Powinien mieć przekonujący plan związany z wykorzystaniem środków.
Zatem czy politycy mają plan ratunkowy przed kryzysem, który wzbudziłby Pana zaufanie?
Jeżeli mają, to przynajmniej na razie go nie pokazali. Gdy mowa o pożyczaniu pieniędzy, to patrzę na polityków, jak na każdego innego człowieka, czy przedsiębiorcę. A to oznacza, że nad częścią z nich pewnie musiałbym popracować, by najpierw sprawić, że sobie poradzą.
Gdyby nie Merkel i Sarkozy to ratowanie Europy zajęłoby mniej czasu. Skoro wciąż nie ma rozwiązania kryzysu, to strefa euro Pana zdaniem upadnie?
Nie wierzę, by tak miało się stać. To byłaby katastrofa, jak wybuch bomby nuklearnej. Idea wspólnej waluty to ogromny eksperyment. Jest czymś naprawdę wartościowym. Pokazuje, że wiele narodów może ze sobą współpracować. Dlaczego nie mielibyśmy pójść o krok dalej i myśleć o stworzeniu jednej, światowej waluty? Ale to również proces ciągłego uczenia się i upadek euro cofnąłby nas w rozwoju o wiele lat.
Więc wierzy Pan, że strefa euro wyjdzie z kryzysu?
Politycy i rządy nie mają wyjścia. Muszą znaleźć rozwiązanie. Inaczej prędzej czy później ktoś ich zastąpi. A oni chcą być liderami, chcą udowodnić, że sobie radzą.
Tylko na razie tego nie widać.
Mój zarzut jest taki, że nikt nie ma wizji, jak będzie wyglądał świat za dwadzieścia lat. Skupiamy się tylko na teraźniejszości, a brakuje pomysłu, co zrobić, by w przyszłości nasze życie było lepsze. I nikt w tym procesie nie jest bez winy. Ani politycy, ani ci którzy ich grillują nie proponując rozwiązań.
Właśnie wrócił Pan z Forum Ekonomicznego w Davos. Jak człowiek, który większą część życia spędził z biednymi, pożyczając im po kilka dolarów, czuje się w towarzystwie bogaczy i decydentów?
To śmieszne uczucie, dziwne. Ale spotykam się z nimi często, więc się przyzwyczaiłem. Dobrze jest przynieść im swoje doświadczenia, bo bardzo często nie mają pojęcia o biedzie. Wiedzą, że gdzieś są jacyś biedni, ale mają o nich mylne wrażenia. Nie wiedzą, jak to jest żyć za dolara dziennie. Chcą pomagać. A ja wyjaśniam, jak to robić. Gdzie tylko się da, podkreślam, że bieda nie wynika z winy biednych, a z winy złego systemu, który wpędził ich w biedę czy bezrobocie. To ważne, by możnym tego świata to uświadamiać, bo inaczej przepaść między bogatymi a biednymi będzie się powiększać.
Rozumiem, że gdyby był Pan młodszy, to przyłączyłby się Pan do ruchu oburzonych?
Chociaż siedzę tu w cieple, to ci, którzy okupują Wall Street, Davos, czy protestują gdziekolwiek indziej, mają moje mocne poparcie. Oni wyrażają swoją złość, bo widzą, że system oparty na żądzy pieniądza i nieodpowiedzialności się wali. Że tylko jeden procent to jego beneficjenci, a 99 procent to ci, którzy cierpią. Taki system nie może przetrwać. Nie powinien przetrwać.
Wróży Pan rewolucję?
To nie są czasy rewolucji, jakie znamy z historii. Ale to bardzo dobrze, że młodzi ludzie potrafią wykrzyczeć swoją złość.
To jednak wciąż nie prowadzi nas do rozwiązania problemów.
Przede wszystkim wszyscy, którzy mają jakąkolwiek władzę, powinni się zgromadzić i przeprosić tych młodych ludzi, którzy dzisiaj nie mają pracy ani perspektyw. Powinni od nas wszystkich usłyszeć, że zawiedliśmy. To wstyd. Bo jesteście zdolni, pracowici, a my nie dajemy wam możliwości, by wasz potencjał wykorzystać. A tylko w ten sposób świat może iść do przodu. Nie pozwalamy młodym, by budowali nowy system. Można powiedzieć, że jedziemy w pociągu, a dla nich nie ma miejsca.
Co Pan proponuje?
Nie twierdzę, że rozwiążę wszystkie problemy. Każdy powinien coś zaproponować. Moja propozycja to biznes odpowiedzialny społecznie. Niech każdy, kto ma pieniądze, stworzy firmę po to, by dać młodym ludziom pracę i szansę na rozwój. A możliwości jest mnóstwo, co ja staram się na swoim przykładzie udowadniać. Chodzi o zmianę punktu widzenia. Biznes jest nie po to, by pomnażać pieniądze właściciela, ale po to, by umożliwić rozwój innym. Cóż z tego, że bogaty będzie miał więcej i więcej. Przecież to samo w sobie do niczego nie prowadzi. Powinien uwolnić kreatywność innych osób.
I w ten sposób pomagać?
To kompletnie nowa jakość. Jestem pewny, że to możliwe. I że tak będzie.
Skomentuj artykuł