Ofensywa antywartości
Jak zwykle, nie mam zamiaru zajmować się politycznymi aspektami obecnej sytuacji, ale aspektem metapolitycznym, a więc dotyczącym sfery wartości. Właśnie w odniesieniu do tej sfery wynik wyborów jest najbardziej niepokojący i to nawet nie dlatego, że w parlamencie będą artykułowane poglądy i postulaty sprzeczne z polską tradycją i chrześcijańskim systemem wartości, ale jeszcze bardziej dlatego, że zdają się one znajdować coraz większą akceptację i poparcie w polskim społeczeństwie. Mam przekonanie, że właśnie ta bardzo widoczna także w mediach (włącznie, a może i przede wszystkim z Internetem) ofensywa świata antywartości stanowi największe dziś dla Polski zagrożenie. Zagrożenie także dla demokracji, bo przecież nikt rozsądny i uczciwy nie zakwestionuje słuszności tezy Jana Pawła II, że "demokracja bez wartości przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm".
Ofensywa antywartości w wydaniu Palikota i jego Ruchu charakteryzuje się szczególną przewrotnością. I nie chodzi już tylko o to, że według nich ewidentna walka z Kościołem jest "dla dobra Kościoła" a żądanie usunięcia krzyża z Parlamentu wynika nie tylko z zasady świeckości Państwa ale i z "szacunku dla krzyża". Szczyt przewrotności zademonstrował Tymochowicz, twierdząc, że we wszystkich działaniach i postulatach Palikota "chodzi o czyste dobro". Ale nawet nie to mnie najbardziej poruszyło. Szczególne poruszenie, nie zawaham się użyć słowa oburzenie, wywołała we mnie powtarzana przez środowisko Palikota teza, iż te wybory i klimat wokół Ruchu przypomina Sierpień 1980.
Uważam to za ekstremalną przewrotność. Między tamtym Sierpniem a tegorocznym październikiem, między ówczesną Solidarnością a dzisiejszym Ruchem Palikota nie tylko nie ma żadnego podobieństwa, ale zachodzi radykalne przeciwieństwo właśnie takie, jak między wartościami a antywartościami.
Solidarność rodziła się z tęsknoty za wartościami, z nich wyrósł etos Solidarności. Ruch Poparcia wyrósł z negacji tych wartości. Solidarność była wielkim wołaniem o prawdę, sprzeciwem wobec zakłamania komunistycznej propagandy, Palikot zaś całą swą kampanię oparł na kłamstwach. Do rangi symbolu urasta fakt, iż Palikotowi poparcia udzielił Jerzy Urban, uosobienie zakłamania ówczesnego systemu.
W czasie sierpniowego strajku na bramie Stoczni Gdańskiej wisiał krzyż, obraz Matki Bożej Częstochowskiej i Jana Pawła II. W stoczni i innych strajkujących zakładach proszono księży o odprawianie Mszy św. a przy prowizorycznych konfesjonałach ustawiały się długie kolejki robotników. Dla Palikota obecność krzyża, kapłana, czy jakichkolwiek odniesień religijnych w przestrzeni publicznej to zamach na świeckość Państwa. W walce o wolność Kościół był największą ostoją, Palikot próbuje pokazywać Kościół wręcz jako watykańskiego okupanta. Na fali solidarnościowej odnowy powracały krzyże do szkół i instytucji publicznych. Pozostanie wielkim znakiem tamtego czasu heroiczna postawa młodzieży w Miętnem czy Włoszczowie, walczącej o prawo do krzyża za cenę wyrzucenia ze szkoły i in. szykan. Palikot chce zacząć nową kadencję od walki o usunięcia krzyża ze szkół i in. instytucji, w tym także sejmu. Jakąś ponurą symboliką działań Ruchu Palikota staje się fakt, iż wiszący w sejmie krzyż, podarowany przez matkę ks. Popiełuszki, chce zdejmować m.in. Roman Kotliński, były agent SB, który jako redaktor naczelny "Faktów i Mitów" udostępnił łamy swego pisma mordercy ks. Popiełuszki Grzegorzowi Piotrowskiemu. Przemiany roku 1980 najściślej wiązano z osobą i posługą Jana Pawła II. Palikot wprawdzie unika wprost atakowania Jana Pawła II, ale radykalnie kwestionuje jego nauczanie, najbardziej w kwestiach tak fundamentalnych, jak małżeństwo, rodzina, prawo do życia .
Ruch "Solidarności" to było budowanie więzi. Ich spoiwem był patriotyzm, Kościół, wiara, pragnienie prawdy i odpowiedzialnej wolności. Nic z tego spoiwa nie znajdziemy w ofercie Ruchu Palikota. Znajdujemy tylko negację tych wartości, a na antywartościach nie da się nic dobrego i trwałego zbudować. Nie ostanie się dom budowany na piasku. Problem w tym, że coraz więcej tych, którzy w ten sposób chcą budować. Trudno więc po ostatnich wyborach nie zgodzić się z Rafałem Ziemkiewiczem, że dziś nie spisek elit jest naszym wielkim problemem, ale nasza deprawacja.
Skomentuj artykuł