Ojciec Walczykiewicz: wyciszałem się w kościele

(fot. PAP/Adam Warżawa)
PAP/ ed

Zbigniew Walczykiewicz, ojciec i jednocześnie trener wicemistrzyni olimpijskiej w kajakarstwie Marty, nie ukrywa, że mocno przeżywał start swojej córki. Krzyczałem, dopingowałem.

A wcześniej poszedłem nawet do kościoła, żeby się wyciszyć" - powiedział PAP.

Marta Walczykiewicz we wtorek w konkurencji jedynek na 200 m sięgnęła po srebrny medal igrzysk olimpijskich. W jej rodzinnym Kaliszu najbliżsi niezwykle mocno przeżywali jej start.

DEON.PL POLECA

"Nie jestem przesadnie wierzący, ale poszedłem przed jej startami do kościoła. Nie po to, by błagać Boga, żeby Marta wygrała. Potrzebowałem usiąść w tych ciemnych, zimnych murach, żeby chociaż trochę się wyciszyć. Bałem się już o swoje zdrowie" - opowiadał tata srebrnej medalistki, który na co dzień jest trenerem kajakarzy KTW Kalisz.

Jak dodał, w trakcie finału nie potrafił opanować emocji, a przed telewizorem zachowywał się, jakby był na torze regatowym.

"Zawsze przeżywam starty swoich zawodników, a córki już szczególnie. Krzyczałem, podpowiadałem, dopingowałem. Przyjechała do nas telewizja, chcieli być z nami i filmować, jak Marta będzie startowała w finale. Ale odmówiłem, to byłoby chyba zbyt ekstremalne, żeby pokazywać" - tłumaczył.

Kajakarka Marta Walczykiewicz zdobyła srebrny medal

Polka przegrała w finale o nieco ponad 0,4 sekundy z Nowozelandką Lisą Carrington, z którą bezskutecznie rywalizuje już od kilku lat. Rywalka "zabrała" jej kilka złotych medali mistrzostw świata. Zbigniew Walczykiewicz nie ukrywa jednak, że przed igrzyskami, srebro brałby w ciemno.

"Nie tylko srebro, ale każdy medal wzięlibyśmy przed startem bez zastanowienia. Lisa póki co jest wciąż przed Martą, wygrała z nią o 1/3 kajaka. Uważam, że Marta popłynęła na 98 procent możliwości. Kiedyś miała lepszy start, po czterech ruchach wiosłem była już pół kajaka przed resztą. Ale to nie jest tak, że ona teraz źle startuje, po prostu inni się tego nauczyli" - tłumaczył.

On też miał swój udział w sukcesie swojej podopiecznej, którą trenuje od kilkunastu lat. Wciąż pozostaje jej trenerem klubowym.

"Cieszę się, że też dołożyłem do tego sukcesu swoją cegiełkę. Marta wprawdzie trenuje od lat z kadrą, według określonego programu, ale też prawdą jest, że gdy do programu igrzysk weszły konkurencje na 200 m (przed IO w Londynie - PAP), to niewielu wiedziało, z czym to się je. I trener Tomasz Kryk też uczył się +dwusetki+, czasami dzwonił do mnie z pytaniami" - przyznał.

Jego podopieczna wraz z Beatą Mikołajczyk, Karoliną Nają i Edytą Dzieniszewską-Kierklą walczyć będą o medale w czwórce na 500 m. Szkoleniowiec przyznał, że fakt iż jego córka sięgnęło po srebro, a brązowe medale zdobyły Mikołajczyk z Nają, powinno im pomóc w kolejnych startach.

"Dziewczyny nie będą miały już takiej presji, jaka towarzyszyła im w Londynie, gdy ustanowiły nieoficjalny rekord świata. Zostały skazane na zwycięstwo, a były czwarte. Myślę, że teraz popłyną na luzie i to powinno im pomóc. Ten start czwórki możemy potraktować jako deser i marzyłbym, żeby był on w kolorze złota" - podsumował Zbigniew Walczykiewicz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ojciec Walczykiewicz: wyciszałem się w kościele
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.