Po Grecji ten kraj będzie następny
Scenariusz kryzysu zadłużeniowego chorego człowieka Europy, jak ekonomiści określają Portugalię, do złudzenia przypomina sytuację w Atenach. Jednak tym razem będzie dużo gorzej, bowiem decydenci UE związali sobie już ręce, mówiąc że żaden inny kraj poza Grecją nie może liczyć na podobną pomoc.
W trzecim kwartale minionego roku stosunek długu publicznego Portugalii do PKB wyniósł 110,1 procenta. Co prawda ten wynik w porównaniu z Grecją można uznać za całkiem niezły - rząd w Atenach zapożyczył się w tym okresie na 159,1 procenta PKB - jednak Portugalia w tym niechlubnym rankingu jest i tak w czołówce.
- Portugalia najgorzej radzi sobie z wprowadzaniem reform. Na domiar złego, cięcia wydatków przynoszą efekty odwrotne do zamierzonych - mówi Marek Rogalski, główny analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
Borykający się z kłopotami z kryzysem długu Portugalczycy, dostali w ubiegłym roku 78 mld euro z Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Do tej pory na konto w Lizbonie wypłynęło 38,5 miliarda euro. Aby otrzymać kolejne transze, rząd wprowadza ogromne cięcia, dzięki czemu Portugalia obniżyła w 2011 roku deficyt budżetowy do poziomu 4,5 procent. Ta sztuka udała się o rok wcześniej, niż wymagały tego warunki zeszłorocznego bailoutu, jednak przełożyło się to na stagnację w gospodarce.
Produkt krajowy brutto w 2011 roku spadł o 1,5 procent, a w tym roku zmniejszy się o 3 procent - szacuje Eurostat. Kondycja finansowa w Portugalii do złudzenia przypomina sytuację Greków, których gospodarka przez pięciu lat systematycznie się kurczy.
- Portugalia pod względem gospodarczym bardzo przypomina Grecję. Chodzi tu przede wszystkim o konkurencyjność. Kraje te mają ogromny problem z przemianą struktury swoich zarobków i zbyt wiele uwagi przykładają na czerpanie korzyści z turystyki i podobnych branż. Sytuacji nie poprawiają kolejne firmy, które na siłę unikają płacenia rosnących podatków - wskazuje Rogalski.
Na Portugalii krzyżyk systematycznie stawiają też agencje ratingowe. Standard&Poor's określa papiery emitowane przez Portugalię jako śmieciowe. Lepsze oceny w tym rankingu mają nawet: Islandia, Irlandia i Włochy. Niska wiarygodność zobowiązań rządu w Lizbonie przekłada się na ich ogromne oprocentowanie. Portugalia sprzedała w minioną środę dziesięciolatki z rentownością 12 procent. To i tak o pięć punktów procentowych mniej niż miesiąc wcześniej.
Zdaniem rządu w Lizbonie sytuacja jest opanowana, a najlepiej o tym świadczy właśnie ostatnia aukcja papierów dłużnych. Portugalia sprzedała w środę krótkoterminowe bony skarbowe za 3 miliardów euro. Ich rentowność od kilku miesięcy spada. - Skupiamy się na trzymaniu tego kursu i powrót na rynek długu do 2013 roku. Uzyskamy to dzięki oszczędnościom w budżecie oraz ważnym reformom gospodarczym. - przekonywał niedawno Alvaro Santos Pereira, minister finansów Portugalii.
- Portugalczycy mają duże nadzieje, że dzięki dofinansowaniu zadłużony kraj stanie na nogi. Niestety wciąż słaba koniunktura i recesja w gospodarce sprawia, że ryzyko bankructwa jest spore - dodaje Maliszewski.
- Tamtejszy rząd póki co ma pieniądze i jest w stanie spłacać własne zobowiązania, jednak to się skończy najdalej za kilka miesięcy - twierdzi Marek Rogalski. Zdaniem analityka dobre nastroje na rynkach po wczorajszej decyzji w sprawie Grecji potrwają pewnie do wakacji.
Tę prognozę potwierdza fakt, iż od minionej środy inspektorzy trojki (czyli Unii Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego) wzięli pod lupę stan finansów rządu w Lizbonie. Rewizja skończy się prawdopodobnie za kilka tygodni, a na wyniki i raport trzeba będzie poczekać jeszcze przynajmniej miesiąc. Jeśli jednak okaże się, że skala oszczędności i reform jest mniejsza, niż obiecują politycy rządzącej Partii Socjaldemokratycznej, to będzie to sygnał zapalny dla inwestorów.
Kontrolowane bankructwo już nie będzie możliwe
Plajta Portugalii spowodowałaby znacznie większe komplikacje niż te, wynikające z powodu bailoutu Grecji. Angela Merkel i inni przywódcy państw strefy euro zarzekali się bowiem, że Ateny są absolutnie wyjątkowym przypadkiem i taka sytuacja nie powtórzy się w żadnym z krajów Unii Europejskiej. Tym samym politycy odcięli się od możliwości przyznania dodatkowej pomocy, a ewentualna zmiana decyzji przyczyniłaby się do ogromnej utraty zaufania do Eurosystemu.
Strefa euro bardzo mocno związała sobie ręce. - Tymczasem ekspozycja europejskich banków na Portugalię jest równie duża, co w przypadku Grecji - dodaje Rogalski. Oznacza to, że instytucje finansowe mają w portfelu śmieciowe papiery skarbu państwa i będą musiały się ewentualnie zgodzić na częściowe umorzenie długu. Pytanie tylko, za jaką cenę? - Jedno jest pewne, już niedługo zobaczymy Portugalczyków na ulicach - kończy Rogalski.
Skomentuj artykuł