Polski wstyd
Smucą wyniki badań dotyczące niedożywienia dzieci. Wskazują one, że nawet 800 tys. uczniów z klas 1-3 szkoły podstawowej jest w Polsce niedożywionych. Gorzej w Unii Europejskiej mają tylko dzieci w Rumunii i Bułgarii.
Badania przeprowadzone na zlecenie Polskiej Fundacji Pomocy Dzieciom "Maciuś" nie pozostawiają złudzeń. Najgorzej pod względem niedożywienia dzieci jest w woj. pomorskim i dolnośląskim, najlepsza sytuacja dotyczy woj. podlaskiego i małopolskiego. Co znamienne, największy problem z głodem wśród uczniów występuje w wielkich miastach. Najmniejszy w społecznościach wiejskich - ludzie lepiej się znają i szybciej efektywnie reagują na problem. Z kolei według badań Eurostatu z 2011 roku w Polsce zagrożonych biedą i wykluczeniem społecznym jest blisko 30 proc. dzieci. To znaczna liczba! Sytuacja jest fatalna i trzeba ją traktować jako przynoszący wstyd rezultat całościowych przemian zachodzących współcześnie w naszym kraju.
Z problemu nie ma sensu robić politycznej pałki na kogokolwiek. Powtórzę - obecny stan rzeczy to efekt kumulacji bardzo różnych, długofalowych czynników. Brak właściwej polityki społecznej państwa będzie tu raczej skutkiem nie zaś przyczyną. Możemy mówić o kwestiach społeczno-gospodarczych w skali makro, związanych jeszcze z "szokiem transformacji", strukturalnymi biedą i bezrobociem, narastającym rozwarstwieniem, pauperyzacją jednych i niewrażliwością społeczną nowobogackich elit, nieefektywną pomocą ze strony instytucji państwa, gmin czy szkół, trudnościami w obrębie samych rodzin.
Trzeba przy tym pamiętać, że problem głodnych dzieci jest także - choć może to dziwnie zabrzmieć - przede wszystkim symptomem szerszych zjawisk. W bardzo jasny sposób przedstawia to prof. Stanisława Golinowska związana z Instytutem Pracy i Spraw Socjalnych w Warszawie oraz Instytutem Zdrowia Publicznego Collegium Medicum UJ w Krakowie. W wywiadzie, który przeprowadziłem z nią dla "Nowego Obywatela" mówiła: "Zwalczanie biedy, polegające głównie na programach dożywiania głodujących dzieci czy na akcjach wysyłania paczek do domów dziecka, co jest indywidualnie bardzo szlachetne, w publicznym wymiarze oceniać należy jako rodzaj reakcji archaicznej, wynikającej z poważnej niekompetencji społecznej zarówno polityków, jak i mediów. Problem ubóstwa w dzisiejszych czasach nie polega tylko na braku dostępu do wielu dóbr konsumpcyjnych. (...) Problem współczesnej biedy w Polsce polega przede wszystkim na nierównościach, czyli na braku realnych szans dobrego rozwoju dla zbyt dużej części populacji i to w znacznej mierze tej młodszej. Takiego rozwoju, który zapewni zdrowie, dobrą edukację od najwcześniejszych lat, pracę i dobrostan rodziny".
Czy oznacza to, że mamy liczyć jedynie na państwo? Zdecydowanie - nie. Dobre, sprawnie działające państwo, w którym uprawia się także przemyślaną i długofalową politykę społeczną jest wypadkową wielu czynników. Wśród nich niebagatelnym jest samopomoc i samoorganizacja społeczna. Tutaj także jest bardzo wiele do zrobienia - nie idzie bynajmniej o "bale charytatywne" dziennikarzy, polityków czy biznesmenów, akcje wizerunkowe koncernów. Samopomoc i samoorganizacja społeczna oznaczają budowę oddolnych inicjatyw, zakorzenionych w potrzebach lokalnych społeczności. Z tym w Polsce wciąż nie jest najlepiej - na jałowej po-PRL-owskiej glebie wyrosły pokolenia wcielające w życie przede wszystkim indywidualistyczne strategie przetrwania. Nawet jeśli odnosiły się one do rodziny, to nie wiązały się z żadnym głębszym i społecznie sensownym zakorzenieniem w lokalnych wspólnotach. To także przyczynia się do bardzo powolnej odbudowy aktywności publicznej. Życie "wsobne" Polaków utrudnia odtworzenie lokalnych wspólnot, nastawionych na szukanie dobra wspólnego i radzenie sobie z problemami, które te wspólnoty dotykają.
Myśl i praktyka społeczna katolicyzmu w Polsce ma swoje chlubne tradycje. Do jednych z nich należy Lisków - przedwojenna, wzorowa wieś ks. Wacława Blizińskiego. Z "zapadłej dziury", biednej i pełnej złodziejstwa, którą jego poprzednik na probostwie miał określić słowami: "źli ludzie, nic tu zrobić nie można", ks. Bliziński w przeciągu kilkunastu lat stworzył wspaniale rozwijającą się społeczność, z bardzo różnorodnymi formami spółdzielczej, oddolnej działalności samych mieszkańców. Zaczął swoją pracę w roku 1900 - w epokę II RP Lisków wchodził już jako "wieś wzorcowa", którą chlubili się politycy zainteresowani promocją tego, co dobre w młodziutkiej Rzeczpospolitej. Było tam miejsce także dla dzieci, w tym dla sierot: w 1920 r., gdy Sowieci parli na zachód Polski, do wsi przeniesiono sierociniec z Białegostoku. Instytucja po wojnie pozostała w Liskowie już na stałe.
Za świat w jakim żyją dzieci odpowiadają dorośli: nie tylko w domu, także w rzeczywistości społecznej. Za realia dzisiejszej "Polski najmłodszych" odpowiadamy jako obywatele tego państwa. Warto mieć tego świadomość.
Skomentuj artykuł