Pora na wrak
Miejsce składowania wraku nie ma większego znaczenia dla polskiej prokuratury, więc i dla rosyjskiej jurysprudencji nie jest ono ważne, jeśli jest inaczej, Rosjanie powinni to uzasadnić bez powoływania się na same procedury i paragrafy.
Radosław Sikorski w dobrym miejscu i czasie upomniał się o wrak prezydenckiego samolotu, a szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton wcale nie musi poruszać nieba i ziemi, żeby Polsce pomóc. Rosja, jak każde mocarstwo atomowe, chce być państwem przewidywalnym, nie może zatem ważnych śledztw zamykać w pośpiechu ani też przeciągać ich w nieskończoność, bo wówczas nadałaby im znaczenie polityczne. Dobrze, że Sikorski zaczął o tym mówić. Pierwsze rozmowy na szerszym forum nt. wraku nie powinny mieć zbyt wysokiej rangi, a normalną, spodziewaną i konieczną reakcją Kremla jest obrona status quo. Rosja nie może unieważniać własnego śledztwa, bo z międzynarodowego punktu widzenia sprawa jest ważniejsza dla niej niż dla Polski. To na jej terenie zdarzył się tragiczny wypadek z udziałem głowy obcego państwa, więc to ona pierwsza musi wyjaśnić go światu. Na każde przynaglenie będzie odpowiadać tak samo, broniąc legalnych procedur. Jednak na płaszczyźnie stosunków dwustronnych sprawa jest znacznie ważniejsza dla Polaków niż dla Rosjan, co doskonale rozumie społeczność międzynarodowa, a tej konkretnej sprawie względy formalne nie są tak ważne jak czysto ludzkie. W interesie Rosji jest dostrzec te względy, bo dotyczą one także Rosjan, świadków smoleńskiej tragedii, a jednocześnie nie uchybić niczemu, czego domaga się prawo.
Wrak tupolewa z biało-czerwoną szachownicą leży na smoleńskim lotnisku i tyka niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Z każdym dniem jego wartość dowodowa spada, bo badanie przyczyn wypadku już zakończono, a postępowania prokuratorskie wnet się zakończą, rośnie natomiast jego wartość polityczna, której niczym nie można zastąpić ani skontrastować, bo to tragedia bez precedensu. Wszystko, co można zrobić, to oddać cześć zmarłym, wyjaśnić przyczyny, wyciągnąć wnioski na przyszłość, a wrak zwrócić. Skrajna prawica w Polsce od pierwszych dni po tragedii argumentuje tak, jakby chciała zakwestionować istnienie Rosji jako bytu państwowego: Rosja "zabrała nam" śledztwo, wrak i czarne skrzynki, a tymczasem powinna zapaść się pod ziemię i zrobić dokładnie to, czego my chcemy. To stanowisko nie do utrzymania. Rosja nie zniknęła. Działa autonomicznie i dała wiele dowodów życzliwości, a w sprawie tego wypadku uruchomiła znacznie więcej ludzi, sił i środków niż w innych wypadkach, jakie się zdarzają na jej terytorium.
Raport MAK nt. przyczyn wypadku pojawił się szybciej niż raport polskiej komisji, a choć nie był wolny od błędów, polska strona mogła je szybko zidentyfikować na podstawie materiałów własnych i otrzymanych od samych Rosjan. Oczywiście, nie można wykluczyć, że jakieś stanowcze żądania polskiego rządu podnoszone wobec Rosjan od pierwszego dnia po tragedii mogłyby z czasem doprowadzić do innego rozłożenia akcentów i personaliów, a w konsekwencji przyspieszyć bieg postępowań i nadać im bardziej partnerski charakter, ale te spekulacje miałby sens tylko przy założeniu, że każda ze stron miała gotowy scenariusz działań w tej sprawie i że te scenariusze były różne, co oznaczało konieczność negocjacji, wiemy jednak, że tak nie było, nikt nie był przygotowany na podobny wypadek, więc żadna ze storn nie zdawała sobie do końca sprawy, na co przystaje, godząc się na procedowanie wg Załącznika 13. Konwencji Chicagowskiej. To, co zdarzyło później w obu komisjach ds. wypadków i w obu prokuraturach, nie miało zatem większego związku z ustaleniami podjętymi na gorąco na szczeblu rządowym. Obie komisje i obie prokuratury w każdym z krajów musiałby wykonać tę samą pracę, nawet gdyby Tusk z Putinem ustalili na początku coś zupełnie innego.
Wrak samolotu i jego urządzenia były dostępne bez większych utrudnień dla wszystkich uprawnionych osób z obu krajów, polska prokuratura wojskowa skarżyła się jedynie na opóźnienia w uzyskiwaniu pomocy prawnej ze strony swego rosyjskiego odpowiednika. Polski MSZ powinien o tym przypomnieć Rosjanom. Jeśli miejsce składowania wraku nie ma większego znaczenia, jak słyszymy, dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, to zapewne i dla rosyjskiej jurysprudencji nie ma to większego znaczenia, a jeśli jest inaczej, Rosjanie muszą to teraz jakoś przekonująco uzasadnić, bez powoływania się na same paragrafy, albo zwrócić wrak. W przeciwnym razie deklaracje Ławrowa o trwającym śledztwie coraz bardziej będą trącić woluntaryzmem pozbawionym oparcia w rzeczywistości.
Skomentuj artykuł