Pożegnanie Polaków z mistrzostwami świata
Polscy siatkarze pożegnali się z mistrzostwami świata. Po wczorajszym laniu z Brazylią, tym razem musieliśmy uznać wyższość Bułgarów, przegrywając 0:3 (-22, -18, -17).
Po zwycięstwie z Serbią, który skazał nas w drugiej rundzie na walkę w "grupie śmierci", złożonej z samych medalistów mistrzostw świata sprzed 4 lat, polscy siatkarze odgrażali się, że rywale nie są im straszni. Polacy czuli się mocni, ale to uczucie wyparowało w starciu przeciwko Canarinhos, a w piątek widać było, że porażka z Brazylią została w głowach polskich siatkarzy.
Podopieczni Daniela Castellaniego na parkiet wyszli bez błysku w oczach. Choć początek spotkania był wyrównany, a obie drużyny na przemian zdobywały punkty, widać było że udane akcje z dużo większą łatwością przychodzą Bułgarom. Tym, co zadecydowało o porażce w pierwszym secie, była fatalna gra w obronie biało-czerwonych. Polacy nie potrafili wykorzystać błędów rywali i broniąc na sztywnych nogach pozwalali nawet lekko plasowanym piłkom wpaść w boisko. O sposobie wyprowadzania nielicznych kontrataków lepiej nawet nie pisać. Udane akcje Piotra Gruszki nie mogły pozwolić Polakom na nawiązanie wyrównanej walki.
Drugą partię nasi reprezentanci zaczęli obiecująco - od prowadzenia 2:0 - ale Bułgarzy szybko odrobili straty i na pierwszą przerwę techniczną schodzili prowadząc 8:5. Widząc nieporadność swoich podopiecznych Castellani wprowadzał stopniowo graczy rezerwowych, ale degrengolada gry polskiego zespołu postępowała, a niesieni sukcesami Bułgarzy powiększali przewagę, by wygrać do 18. W ekipie biało-czerwonych szwankowało już wszystko - zagrywka, przyjęcie, rozegranie, blok, obrona i atak. Po dwóch setach trudno było wierzyć w przemianę polskiej reprezentacji.
W trzeciej partii biało-czerwoni usiłowali walczyć. Ale cóż z tego, skoro na ich grę w obronie żal było patrzeć. A Bułgarzy byli dziś po prostu lepsi i zasłużenie wygrali.
Można narzekać na system rozgrywek, który skazał nas na rywalizację już w drugim etapie z niezwykle silnymi rywalami. Nie da się jednak ukryć, że biało-czerwoni od początku nie spisywali się - mimo zwycięstw - rewelacyjnie, a trzeci set spotkania z cwanymi (bo trudno postawę nie fair określić nawet mianem sprytu) Serbami pokazał, że gdyby rywalom zależało na zwycięstwie mielibyśmy z nimi poważne kłopoty. Cóż, przegraliśmy w fatalnym stylu, ale za to możemy sobie powiedzieć, że honorowo. Tylko kto - prócz kibiców w Polsce - będzie o tym pamiętał i kogo będzie to interesowało? Smutno...
Skomentuj artykuł