Prorok i męczennik socjalizmu

Prorok i męczennik socjalizmu
Wojciech Bojanowski SJ

Zdolny uczeń i student, wojskowy wspinający się po szczeblach kariery, pokonany rewolucjonista, czterokrotnie wybrany prezydent kraju, charyzmatyczny przywódca o niewyparzonym języku, przyjaciel Fidela Castro. Kim był i co nam pozostawia w spadku zmarły we wtorek prezydent Wenezueli Hugo Chávez?

Chociaż próbował zdobyć władzę w drodze zamachu stanu, ostatecznie udało mu się to drogą demokratyczną, wygrywając wybory. Później trzy razy powtórzył tę sztukę, choć już nie do końca w sposób czysty. Wenezuela pod jego rządami mieniła się państwem demokratycznym, lecz opozycja życia łatwego nie miała, a o wolnych mediach można było zapomnieć.

Nieraz też Chávez przyprawiał o ból głowy "wielkich" tego świata. Nazywał się antyimperialistą, co prezentował niezwykle wyraziście. Na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2006 roku dzień po wystąpieniu prezydenta Busha powiedział: "Wczoraj był tu diabeł, jeszcze czuć tu siarkę". Innym razem doprowadził do białej gorączki zwykle spokojnego króla Hiszpanii, który już nie wytrzymał i krzyknął, by ten się zamknął. Chávez często odwoływał się w swoich gorących przemówieniach do wiary w Chrystusa, zdarzyło mu się przemawiać z krzyżem w ręku, do kościoła chodził, ale Kościoła słuchać się nie chciał. Wręcz przeciwnie, starał się go sobie podporządkować.

Mimo swojego ciężkiego charakteru, miał też i przyjaciół. Wśród nich Fidela Castro na Kubie, gdzie bezskutecznie próbował wyleczyć się ze swojej choroby, oraz dyktatora Muammara al-Kaddafiego w Libii.

Wraz ze zwycięstwem Cháveza w wyborach w 1998 roku rozpoczęła się "rewolucja boliwariańska" mająca za patrona dziewiętnastowiecznego przywódcę walk o wyzwolenie Ameryki Łacińskiej spod władzy Hiszpanów, Simona Bolivara. Chodziło o znalezienie nowej drogi dojścia do socjalizmu, stworzenie ustroju właściwego dla tej części świata, opartego na socjalizmie nowoczesnym, socjalizmie XXI wieku. Już na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, skąd czerpał inspiracje dla swojej polityki, bo prawie zawsze miał na sobie coś czerwonego. Jego działania mogą nam Polakom przypominać pewien okres z naszej historii: nacjonalizacja przemysłu, likwidacja sektora prywatnego w gospodarce, centralne sterowanie, cenzura, ale też darmowe mieszkania socjalne, pomoc dla ubogich, itp. Jak też przekonaliśmy się na własnej skórze, takie rewolucje kosztują sporo. Skąd Chávez brał na to pieniądze? Miał szczęście żyć w kraju opływającym w ropę naftową. Mimo tego gospodarka, którą pozostawił, nie jest w najlepszej kondycji.

Jego plan przeprowadzenia rewolucji nie zawężał się jedynie do własnej ojczyzny, którą rządził twarda ręką. Marzył o wspólnocie socjalistycznej w całej Ameryce Południowej. To mu się nie udało, ale i tak nie brakło mu sprzymierzeńców lub przywódców podążających podobnym torem. Boliwia, Ekwador, ale też w pewnym stopniu strategicznie ważna dla regionu Argentyna, wprowadziły lub wprowadzają reformy przypominające te z Wenezueli.

Co pozostawia po sobie Hugo Chávez?

W Wenezueli pozostawia swojego następcę, namaszczonego jeszcze w grudniu, który teraz musi zmierzyć się w wyborach z kandydatem opozycji. Jednak z jasnym poparciem zmarłego wodza i zjednoczonym (warto dodać: jeszcze zjednoczonym) obozem rządzącym ma ogromne szanse na zwycięstwo. Zmarły prezydent pozostawia również podzielone społeczeństwo. Jedni go nienawidzili, ale wielu, bardzo wielu go kochało. To oni wychodzą teraz na ulice, mówiąc że Chávez nie umarł, bo "ja jestem Chávez, ty jesteś Chávez, wszyscy jesteśmy Chávez". Chcą kroczyć jego drogą. W swoim kraju pozostawia też gospodarkę w kiepskim stanie i, co paradoksalne, bardzo zależną od Stanów Zjednoczonych, jego największego wroga.

Chávez zostawia też spadek Ameryce Łacińskiej. Wielu będzie chciało dokonać tego, co on. Dla nich stał się w pewnym sensie prorokiem wskazującym drogę, a w ostatnim czasie, gdy zmagał się z chorobą, również męczennikiem cierpiącym za sprawę. Pokazał skrajnym socjalistom i komunistom, że mogą przeprowadzić rewolucję, wykorzystując system demokratyczny, bazując się na populizmie i charyzmatycznym przywództwie, krytykując ogromne rozwarstwienie społeczne i skrajne ubóstwo. Choć zapewne nie będzie drugim Che Guevarą, ale zza grobu może jeszcze nieźle zamieszać w Ameryce Południowej, stając się inspiracją dla innych. Bo ten rejon świata, choć w większości już demokratyczny, wciąż podatny jest na wpływ różnych ideologii prezentowanych przez jednostki potrafiące pociągnąć tłumy.

A dla nas Polaków, Chávez też coś pozostawia w spadku… Pozostawia przestrogę, bo choć już myśleliśmy, iż ducha Marksa pogrzebaliśmy na dobre, to jednak jest on wciąż żywy. Przynajmniej w niektórych częściach świata.

Z Chile Wojciech Bojanowski SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Prorok i męczennik socjalizmu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.