Przemoc państwa wobec rodziny

(fot. greenfaerietree/flickr.com)
Jerzy Lackowski / "Dziennik Polski"

Rozlewający się po świecie proces stopniowego ograniczania praw rodziców zaczyna coraz mocniej uwidaczniać się także w Polsce.

Po obniżeniu wieku początku obowiązku edukacyjnego przyszedł czas na potężną ingerencję państwa w możliwości wpływu rodziców na wychowanie swoich dzieci, jaką tworzy podpisana w czerwcu przez ówczesnego p.o. prezydenta RP Bronisława Komorowskiego nowelizacja ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie. W obydwu przypadkach politycy zupełnie zignorowali protesty rodziców oraz środowisk zaniepokojonych coraz silniejszą presją państwa na rodzinę. Zarazem skala owych protestów była zbyt mała w stosunku do zagrożeń, jakie mogą wyniknąć z wprowadzonych przepisów, co świadczy o braku rozpoznania przez większość obywateli owych zagrożeń.

Ponadto w obydwu sytuacjach mogliśmy zaobserwować, iż zamiast tworzenia narzędzi pomocy dla potrzebujących jej rodzin, pojawiają się mechanizmy ograniczania możliwości wpływu rodziców na kształtowanie postaw swoich dzieci. Wszystko to dzieje się na tle poważnych kłopotów wychowawczych, jakie obserwujemy w naszych szkołach. Zresztą pomiędzy ograniczaniem wpływu rodziców na wychowanie, a skalą owych niepokojących zjawisk zachodzą istotne związki.

Urzędnicy zamiast rodziców

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż autorzy niektórych zapisów nowelizacji ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie główne zagrożenie dla dziecka widzą w jego rodzicach. Z treści nowelizacji wyłania się groźny rodzic, który może próbować wpływać na postawę swojego dziecka oraz milutkie państwo (a dokładniej jego urzędnicy), którzy mają "chronić" milusińskich. W efekcie rodzice mogą zostać pozbawieni możliwości stosowania konsekwentnych zasad wychowawczych, wymagania od swoich dzieci czegokolwiek, gdyż urzędnik może stwierdzić, że w ten sposób wywierają presję na dziecko. Szkoda, że autorzy nowelizacji nie zauważyli, jakie są skutki działania podobnego prawa np. w Szwecji. Czymś niebywale groźnym są zapisy ułatwiające odbieranie dzieci rodzicom przez urzędników, nawet bez decyzji sądu. Nowelizacja zakłada powstanie nowych struktur urzędniczych, które mają "czuwać" nad rodzinami. I znowu trzeba zauważyć, że rodziny jeżeli czegoś potrzebują, to wsparcia, a nie nadzoru. Poza tym jest to kolejny element zupełnie bezzasadnego wzrostu polskiej biurokracji i dość osobliwy element tworzenia "przyjaznego i taniego państwa". Już teraz można przewidzieć, iż owe struktury urzędnicze za wszelką cenę będą starały się dowieść potrzeby swego istnienia, wyszukując na siłę problemy, by mieć się czym zajmować. Równocześnie wśród młodych ludzi może zacząć upowszechniać się postawa Pawki Morozowa, donoszącego funkcjonariuszom państwowym na własnych rodziców.

Oczywiście nikt rozsądny nie neguje, iż w otaczającym nas świecie dochodzi do aktów przemocy wobec dzieci. Jednak nie jest to zjawisko o powszechnym charakterze, a ingerencje państwa częściej dotyczą nie środowisk patologicznych, gdzie terroryzowanie słabszych jest na porządku dziennym, ale rodzin ubogich, mniej zaradnych życiowo i nie potrafiących bronić się przed urzędniczą natarczywością. Takie ingerencje powodują naruszenie prawidłowych więzi pomiędzy dziećmi i rodzicami, krzywdząc i raniąc obie strony. Dodatkowo trzeba podkreślić, że rozchwianie norm i zasad wychowawczych jest zawsze następstwem uderzenia w rodzinę. Zresztą jest swoistym skandalem używanie w ustawie zwrotu "przemoc w rodzinie", w sytuacji, gdy większość drastycznych przypadków przemocy ma miejsce w rozmaitych konkubinatach i zdecydowanie bardziej adekwatne byłoby określenie "przemoc domowa". Owo epatowanie zwrotem "przemoc w rodzinie" ma wytwarzać wrażenie, iż środowisko rodzinne jest niejako z definicji groźne dla swoich członków. To co zdarzyło się wokół tej kwestii w polskim parlamencie, to kolejny dowód na wzrastające ideologiczne wpływy lewicy na kształt naszego życia. Dla lewicy rodzina zawsze była podejrzana jako siedlisko przywiązania do religii i tradycji narodowej.

Obowiązek zamiast prawa

W mniejszym wymiarze podobny skutek miała batalia o obniżenie wieku rozpoczynania obowiązku szkolnego, która była głównym elementem działań Ministerstwa Edukacji Narodowej w latach 2008 - 2009. W efekcie już od 2011 r. polskie pięciolatki będą obowiązkowo rozpoczynały edukację przedszkolną. Czyli już po czterech latach życia dziecko będzie przymusowo trafiać w tryby zorganizowanego systemu edukacji. Obserwując zapał, z jakim obniża się wiek rozpoczynania edukacji przez dzieci, nie można wykluczyć, że za jakiś czas obok obowiązku przedszkolnego pojawi się obowiązek żłobkowy, gdyż według środowisk niechętnych rodzinie trzeba dzieci jak najszybciej socjalizować i przeciwdziałać dominacji wychowawczej rodziców. Szkoda, że podobnej determinacji, jak w kwestii obniżania wieku rozpoczynania obowiązkowej edukacji, MEN nie wykazuje w staraniach o rzeczywistą poprawę jakości pracy placówek oświatowych. W "operacji sześciolatki do szkół, a młodsze dzieci do przedszkoli" wydawano pieniądze na filmy promocyjne zamiast na rzeczywistą poprawę warunków pracy szkół czy przedszkoli. Zresztą czymś zgoła przewrotnym było zachęcanie rodziców do posyłania dzieci do przedszkoli, gdy okazywało się, że brakuje w nich miejsc. Trzeba także podkreślić, iż brak jest korelacji pomiędzy wiekiem rozpoczynania obowiązku edukacyjnego, a przyszłymi losami edukacyjnymi dziecka.

Państwo uciążliwe czy pomocnicze?

Obserwując tendencje do poszerzania sfery ingerencji biurokratycznego państwa w niezbywalne prawa rodziców do wychowywania dzieci i kształtowania ich losów, można zauważyć stopniowe podmywanie uniwersalnych wartości, na których opiera się nasza cywilizacja. Może to doprowadzić do postawienia samotnego, nieprzygotowanego do trudów życia człowieka, wobec przerastających go zadań, co skłoni go do oddania się w pełni pod opiekę władzy państwowej. Zresztą trwający od dłuższego czasu proces stopniowego obniżania wymagań edukacyjnych dla młodych Polaków również do tego prowadzi. Aby tak się nie stało, trzeba podjąć zdecydowane działania w obronie autonomii rodziny oraz właściwej jakości pracy polskiej oświaty. Równocześnie warto wreszcie rozpocząć rzeczywistą pracę kreującą subsydiarny, czyli pomocniczy model polskiego państwa, acz zarazem państwa silnego, potrafiącego skutecznie wykonywać swe fundamentalne zadania. Dzisiaj bowiem państwo polskie jest niewidoczne wtedy, gdy obywatel rzeczywiście potrzebuje jego wsparcia, natomiast narzuca się ze swoją obecnością tam, gdzie obywatele potrafią sobie radzić sami.

Autor jest dyrektorem Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłym wieloletnim Kuratorem Oświaty w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przemoc państwa wobec rodziny
Komentarze (11)
Holeton Terierski
1 sierpnia 2010, 16:10
Likwidacja ulg prorodzinnych(Vat,becikowe),żadnej profilaktyki,doradztwa i terapii zamiast tego ograniczenie praw rodzica i ingerencja w rodzinę, wszechwładza bezdzietnych tępych sędziów i narzędzi w ich rękach-armii urzędników. Byndzie moderna jełuropa!
S
szary
24 lipca 2010, 11:13
       Rzeczywiście, Niemcy  mają  tradycje...  Bismarck zaczął  budować  socjalizm ,  a  III Rzesza  doprowadziła  niemal  do  p e r f e k c j i   -  o p i e k ę  n a d  r od z i n ą.   Skadinąd  podziwiam  i szanuję  ich  zamiłowanie  do porządku , pracowitość, zmysł  organizacyjny ; także ich politykę- konsekwentną,  dalekowzroczną  i  długofalową.
O
observer
24 lipca 2010, 11:01
W Niemczech juz jest dawno tak,ze rodzice maja tylko same obowiazki,ale zadnych praw.Przezylam to gorzko na wlasnej skurze. Konsenkwencje tego ciagna sie za nami, rodzicami do dzis.Dorosle teraz dzieci, siedza w moralnym bagnie,ktore nazywaja szczesciem i wolnoscia. Dzięki za podzielenie się swoim bolesnym doświadczeniem. Niech rodzice małych dzieci wiedzą co ich czeka za kilka lat...  Obawiam, sie jednak, że do nich to nie dotrze (w sensie ich świadomości)  poza wyjątkami...  Rzecz nie dotyczy tych, którzy takie prawa ustanawiają, bo ustawiają się ponad prawem... 
M
Murray Rothbard
24 lipca 2010, 10:35
  "A czymże innym w  istocie  jest państwo niż  zorganizowanym bandytyzmem?"
O
Ola
24 lipca 2010, 10:20
W Niemczech juz jest dawno tak,ze rodzice maja tylko same obowiazki,ale zadnych praw.Przezylam to gorzko na wlasnej skurze. Konsenkwencje tego ciagna sie za nami, rodzicami do dzis.Dorosle teraz dzieci, siedza w moralnym bagnie,ktore nazywaja szczesciem i wolnoscia.
U
Ups
24 lipca 2010, 08:56
O jakoś Smoczycy tu nie ma, no  powinna być zadowolona - osiągnęla co chciała..
TJ
to jest straszne
24 lipca 2010, 08:46
jak prawnicy i politycy dązą do totalitaryzmu pod płaszczykiem demokracji
HL
historia lubi się powtarzać
23 lipca 2010, 20:06
Robią wszystko w kierunku zamordyzmu..., po upadku jednego sytemu totalitarnrgo, krok po kroku odradza sie on w innej postaci, pod innymi hasłami: demokracji, tolerancji itp, jednak  z dnia na dzień mając z nimi cora z mniej wspólnego... Wszak trzeba mieć -od strony prawnej- zabezpieczenie, żeby móc  zastraszać rodziców w razie czego lub dla przykladu... i dla swoich celów..    
JZ
jak zwykle
23 lipca 2010, 17:43
wymyslą coś (niby dla człowieka) a potem okazuje sie to przeciw człowiekowi ( dynamit, rozszczepienie atomu, in vitro, przeszczepy.....)
Jurek
22 lipca 2010, 12:37
Podobno coś rozsądnego ma się pojawić w porojekcie PO. Zakaz odebrania dzieci rodzicom ze względu na biedę. A była przeciez głośna sprawa Różyczki. Na szczęśćie znalazła swój dobry finał.
P
paweł
22 lipca 2010, 11:56
Bardzo ciekawy artykuł. Jak zmobilizować się wzajemnie, aby uchronić dzieci? Politycy za bardzo "handlują pogladami - głosowaniami" Nawet PiS często jest mało jednoznaczne.