Ruch zgrywusów, czyli będzie śmieszniej
"Nie będzie lepiej, ale będzie śmieszniej" - to hasło, które niezmiennie pozostaje jednym z głównych motywów decyzji politycznych Polaków.
Prekursorem ruchu politycznego "żartownisiów" był Stanisław Tymiński. W 1990 r. zdobył prawie 3,8 mln głosów. To ogromny kapitał polityczny. Szybko okazało się jednak, że został roztrwoniony. Ale nie oznacza to wcale, że z polskiej sceny politycznej zniknęła "partia żartownisiów". Ona tylko nieco zmieniła formę, a na szerokie wody wypłynęła już w roku 1991. Wówczas nosiła nazwę Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Warto przypomnieć, że ugrupowanie powstało… dla żartu. Zgrywa udała się tak skutecznie, że PPPP w wyborach parlamentarnych z 1991 r. zdobyła 16 mandatów.
Wbrew pozorom napoje wyskokowe nie są skutecznym spoiwem dla aktywistów partyjnych. Tożsamość polityczna, jeśli w ogóle w PPPP istniała, to z czasem rozmyła się, działacze zaczęli zasilać szeregi "poważnych" partii politycznych, pojawiły się kuriozalne podziały na "Małe Piwo" i "Duże Piwo". Czy ktoś dziś jeszcze pamięta, że posłami PPPP byli na przykład Janusz Rewiński i Krzysztof Ibisz? Ale schyłek PPPP to czas, w którym kiełkuje powoli inna siła polityczna, przejmująca głosy "żartownisiów". Chodzi oczywiście o Samoobronę. Andrzej Lepper poparcie dla siebie ciułał powolutku rok po roku. Wywołując skandale podtrzymujące zainteresowanie mediów, doprowadził w końcu do jednego z największych w swoim życiu sukcesów - w 2001 r. zdobył po raz pierwszy mandat poselski. Odtąd rzeczywiście było i śmieszno, i straszno. Lepper jakby wahał się, którą rolę dla siebie wybrać - męża stanu czy trybuna ludowego. Z ogromną satysfakcją przyjął stanowisko wicemarszałka Sejmu, jednak znacznie lepiej czuł się chyba, gdy blokował mównicę sejmową. Jako wicepremier nie mógł już sobie pozwalać na takie ekscesy. W konsekwencji jego gwiazda zgasła, czego on sam zapewne nie mógł znieść.
Życie nie znosi próżni. Elektorat "partii żartownisiów" zaczął poszukiwać nowego idola. I znalazł. Widać taki musi być kształt naszej sceny politycznej. Trochę przy tym żal ludzi, którzy nie znaleźli się w parlamencie, bo musieli ustąpić pospolitemu ruszeniu skupionemu wokół guru.
Skomentuj artykuł