Są tacy, co przez VAT odnaleźli Boga
- Telefony od dziennikarzy się urywały. Nawet ci z zagranicy ustawiali się z kamerami przed sklepami w Warszawie, oczekując jakiejś wielkiej katastrofy i gigantycznych podwyżek cen. Nie potrafię policzyć papierosów, które wtedy wypaliłem - profesor Witold Modzelewski wspomina dzień sprzed dwudziestu lat, gdy za jego sprawą wszedł w Polsce w życie podatek VAT.
Dziś daje pracę tysiącom urzędników skarbówki i osobom związanym z wielkim biznesem podatkowym. Chociaż jego szczegółowych zasad do końca nie rozumieją nawet ministrowie finansów, to zapewnia ponad 40 procent dochodów państwa. Dzięki niemu również przestępcy nie muszą już napadać na banki, bo wystarczą im przekręty na "lewych" fakturach. A niektórzy przy jego pomocy odnaleźli nawet Boga. I pomyśleć, że podatek VAT jest tak młody.
- "Ooo, to niezwykle ciekawy temat" - słyszę nieco zaskakującą reakcję, gdy kilka dni temu zagajam mojego rozmówcę, że 8. stycznia minie dokładnie dwadzieścia lat od uchwalenia przez Sejm przepisów o podatku VAT i akcyzie. Wszak zagadnienie to - wydawałoby się - nudne, niezrozumiałe i takie, od którego większość z nas chciałaby się trzymać z daleka. Ale nie dla profesora Witolda Modzelewskiego, który uchodzi za ojca VAT-u w Polsce. - "Ale tego sprzed dwudziestu lat. Nie tego obecnego, gdzie nikt już nad niczym nie panuje, za nic nie odpowiada, a prognozy ministra Rostowskiego są wzięte z sufitu" - wyraźnie odcina się były wiceminister finansów i autor setek publikacji na temat VAT-u, gdy pytam o ten najpopularniejszy podatek w Polsce. I przyznaje, że jego 20-letnie dziecko przechodzi teraz najgorszy kryzys w swojej historii.
A zaczęło się od pracy w zaciszu warszawskich gabinetów. Kilkunastu urzędników, a wśród nich Witold Modzelewski, Adam Wesołowski, czy nieżyjący już Stanisław Rurka. - "Włosy mi na głowie stanęły, gdy Jan Olszewski zaproponował mi stanowisko w resorcie finansów. Przecież nigdy nie byłem politykiem, tylko wówczas trzydziestoparoletnim pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego. I do tego miałem zająć się VAT-em" - wspomina profesor Modzelewski.
Prace nad stworzeniem podatku opisuje takimi stwierdzeniami: długie godziny ciężkich rozmów i debat, stos papierów, które przechodziły przez jego ręce, kilkaset wersji projektu ustawy w ciągu roku i tysiące wypalonych papierosów. - "Przecież razem z VAT-em powstawała akcyza. Nie można było pisać ustawy o akcyzie i jednocześnie nie palić. Na szczęście, nikt wtedy nie kazał nam wychodzić na tego papierosa na zewnątrz" - śmieje się były wiceminister finansów.
I dobitnie dodaje, że chociaż podatek VAT w pewnym momencie o mało co nie przepadł, to jednak uratował finanse publiczne przed katastrofą. - "To najważniejszy podatek Rzeczpospolitej, który sfinansował stabilizację polityczną naszego kraju" - podkreśla profesor Modzelewski.
I przynajmniej z punktu widzenia urzędników z Ministerstwa Finansów, takim podatkiem pozostał. Zapewnia bowiem nawet ponad 40 procent rocznych dochodów budżetu. Gdy dołożymy do tego wpływy z akcyzy, to zrobi się już ponad 60 procent. Zgodnie z planami ministra Jacka Rostowskiego, VAT i akcyza dadzą w tym roku kasie państwa około 190 miliardów złotych. Można założyć, że w okresie spowolnienia wzrostu gospodarczego te wpływy będą mniejsze od założeń, ale nie zmienia to faktu, że te dwa podatki i tak pozostaną najbardziej istotne.
*Założenia budżetowe
Źródło: NIK, Ministerstwo Finansów
Bo te daniny płacimy wszyscy robiąc zakupy. Mało kto je jednak rozumie, nawet wysoko postawieni urzędnicy resortu finansów. W 2005 roku Stanisław Stec, ówczesny wiceminister finansów odpowiedzialny za służby skarbowe stwierdził w rozmowie z Money.pl, że zrozumiał ustawę o VAT dopiero po jej trzykrotnej lekturze.
Kłopoty z interpretacją zawiłych przepisów doprowadzają czasem do ludzkich tragedii. Najgłośniejsza to spektakularne zatrzymanie w 2002 roku znanego przedsiębiorcy Romana Kluski, założyciela spółki komputerowej Optimus, jednego z najbogatszych Polaków.
Został aresztowany pod zarzutem wyłudzenia kilkudziesięciu milionów złotych z podatku VAT. Ostatecznie zarzuty okazały się niesłuszne, a Kluska dostał odszkodowanie w wysokości... 5 tysięcy złotych. Nie chciał jednak walczyć o większe pieniądze.
- "Chcę zapomnieć. Szkoda zdrowia w walce z aparatem, który pokazał, jak zniszczyć człowieka. Do momentu aresztowania wierzyłem, że Polska jest państwem prawa" - powiedział mi Roman Kluska, gdy rozmawialiśmy w 2007 roku, dodając, że ta cała historia pomogła mu odnaleźć Boga i tylko dzięki niemu przetrwał tyle upokorzeń i niesłusznych oskarżeń. Od tamtej pory angażuje się w działalność religijną. Wydaje książki poświęcone tej tematyce, sponsorował budowę sanktuarium w Łagiewnikach. Zajął się też hodowlą owiec i w około 100-hektarowym gospodarstwie zajmuje się produkcją żywności ekologicznej i serów. Do wielkiego biznesu nigdy nie wrócił.
A przecież historia Romana Kluski nie jest jedyną, o której w ostatnich latach było głośno z powodu niejasnych przepisów, dotyczących podatku VAT. Do dzisiaj ciągnie się sprawa innej spółki komputerowej. Wrocławska firma JTT była jednym z największych producentów sprzętu komputerowego w Polsce. Podpadła skarbówce, bo wysyłała towar najpierw do Czech, a potem wracał on na rynek polski, unikając w ten sposób podatku VAT. Urzędnicy zakwestionowali tę praktykę, nakładając na spółkę milionowe kary.
W rezultacie firma w 2004 roku ogłosiła upadłość. Od tamtej pory trwają sądowe spory między Skarbem Państwa, a funduszem MCI, głównym akcjonariuszem JTT, który domaga się odszkodowania. W 2011 roku sąd wskazał na rację MCI, zasądzając dla niego ponad 46 milionów złotych. Potem jednak decyzja została uchylona przed Sąd Najwyższy i sprawa znów jest rozpatrywana.
O tym, że kończący dziś dwadzieścia lat podatek VAT stał się w tym czasie zjawiskiem patologicznym, jest przekonany nawet sam jego twórca. Bo jak inaczej nazwać ponad 40 nowelizacji i 120 tysięcy pisemnych interpretacji, dodatkowo komplikowanych przepisami regulującymi sprawy podatkowe w Unii Europejskiej?
- "Dwadzieścia lat temu mieliśmy przekonanie, że to my odpowiadamy za te przepisy i ich interpretację. Dzisiaj ta odpowiedzialność się rozmyła. Tym podatkiem zajmują się setki tysięcy anonimowych ludzi. I tak powstają nowe interpretacje, dyrektywy, ktoś dąży do optymalizacji i tak można by wyliczać" - martwi się profesor Witold Modzelewski.
I podczas gdy uczciwi przedsiębiorcy, doświadczeni sprawą Romana Kluski żyją ze świadomością, że interpretacją w praktyce każdego można zniszczyć, to prawdziwi oszuści na podatku VAT robią biznes. Wystarczy stworzyć karuzelę podatkową. Tak potocznie nazywa się mechanizm, w którym kilka firm handluje między sobą często fikcyjnym towarem. Przynajmniej jedna z nich ma siedzibę za granicą, druga nie odprowadza podatku VAT, a w końcu jedna znika. Cały paradoks polega na tym, że nawet uczciwy przedsiębiorca może nieświadomie brać udział w takim łańcuszku i to do niego zapukają potem kontrolerzy skarbowi.
Polskie władze oficjalnie nie prowadzą statystyk poświęconych skali wyłudzeń VAT-u. Jak w ubiegłym roku szacowała firma PwC, skala tego zjawiska w Unii Europejskiej może sięgać 120 miliardów euro rocznie, czyli około 7 procent unijnego PKB. Inne szacunki mówią z kolei o tym, że koszt ściągnięcia podatku VAT może sięgać nawet połowy zebranej przez administrację skarbową kwoty.
Na razie nic nie wskazuje jednak na to, by VAT mógłby być zastąpiony przez jakiekolwiek inne rozwiązania. Nielubiany, niejasny, ale jednak dający budżetowi potężne dochody. A od dawna wiadomo przecież, że - cytując klasyka - "w życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki".
Skomentuj artykuł