Sex, policja, demokracja
Bardzo chętnie poszedłbym we wspólnym pochodzie gejów, narodowców, kibiców, feministek, wolnościowców, związkowców, działkowców, pielęgniarek, matek samotnych i wielodzietnych, aktywistów ruchu lokatorskiego - przeciw tej wszechwładzy troskliwych urzędników. Więcej wolności, mniej bezpieczeństwa - nie jesteśmy przecież dziećmi.
W minioną sobotę ulicami Krakowa przeszła, otoczona kordonem policji, Parada Równości. Tęczowe flagi, okolicznościowe transparenty, bicie w bębny. W szeregach maszerujących Anna Grodzka. Okrzyki: "Kraków dość ma homofobii".
Wydarzenie związane było z Międzynarodowym Dniem Przeciwko Homofobii, obchodzonym 17 maja. Z homofobią jest ten kłopot, że to stosunkowe nowe pojęcie służy nie tylko do szerzenia tolerancji. Jest także wygodną pałką służącą do okładania wszystkich, którzy mają inne poglądy na ludzką seksualność, niż homoseksualni aktywiści, zwolenniczki i zwolennicy ruchu. Już choćby zgłoszenie "votum separatum" wobec ideologii homoseksualnej, uznającej prawo do adopcji dzieci przez związki jednopłciowe, może czynić sceptyka tej idei i praktyki "homofobem".
Krakowski Marsz Równości przebiegł spokojnie. Natknąłem się na niego, gdy ulicą Grodzką od Starego Rynku zmierzałem ku nadwiślańskim bulwarom. Najpierw dało się zauważyć mnóstwo patroli policji, wozów służb porządkowych. Nad krakowskim Rynkiem nisko latał policyjny helikopter. Wśród spacerowiczów i turystów budziło to jednoznaczne skojarzenia - "pewnie jakiś mecz". I wreszcie, na Grodzkiej - zwarte szeregi policjantów, a gdzieś za nimi, w tle - tęczowe flagi. W bocznych uliczkach nieliczni zakapturzeni młodzi ludzie, mówiąc eufemistycznie, wyrażali swoją dezaprobatę dla pochodu.
Tuż za Paradą i policyjnym samochodem, co wyglądało dość komicznie, szło kilku mężczyzn z transparentem niniejszej treści: "Dziś lesby-geje, jutro zoofile, kto pojutrze? To nie demokracja - to syfilizacja. Dewiantów trzeba leczyć, a zboczeńców izolować. Sodomie i gomorze mówimy NIE!!! Nie pozwólmy »homoseksualnej gangrenie« popieranej przez lewaków, liberałów i tzw. »politycznie poprawnych« »ześwinić« Polskę" [pisownia oryginalna]. Zastanawiam się, czy propagatorzy tak ewidentnie głupich i chamskich transparentów wierzą w jakąkolwiek skuteczność społeczną i siłę perswazyjną swojego sprzeciwu. Bo moim zdaniem przy pewnym poziomie obelżywości pozostaje już jedynie "hejterka" dla samej "hejterki" i przede wszystkim jej dają upust dżentelmeni z tego typu hasłami na sztandarach.
Na marginesie: wśród "tęczowych aktywistów" bardzo rozbawił mnie młodzian maszerujący z długim kijem zbrojnym hasłem: "Heteronormatywność to opium dla ludu". Slogan ten potwierdza dwie prawdy. Po pierwsze: najlepsze efekty komiczne osiąga się w sposób niezamierzony. Po drugie: rzeczywistość bije na głowę najlepsze skecze Monty Pythona.
Przy okazji tego marszu warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Otóż policyjne kordony i "opieka" państwa coraz skuteczniej i skrupulatniej rozciąga się nad jakimkolwiek przejawami aktywności społecznej. Polskie manifestacje, pikiety, protesty przypominają trochę "żywe zoo", albo swoiste akwarium: rybki za szkłem, oddzielone od widzów szpalerami sił bezpieczeństwa. Niezależnie od wydarzenia, czy to Parada Równości, czy pikieta związkowa, czy Marsz Niepodległości: idą ludzie, a wokół nich, przed nimi i za nimi - policja, straż miejska, istny kordon sanitarny Ładu i Porządku. Społeczeństwo obywatelskie pod kloszem, demokracja pod ścisłą kontrolą, obwarowane pozwoleniami, ustawami, obostrzeniami. I właściwie nikogo to nie dziwi, ten coraz bardziej zafiksowany na bezpieczeństwie, czy może nawet możliwości kontroli sposób, w jaki w Polsce maszerują zwolennicy idei tych i owych.
Cała sytuacja przypomina bardzo stary dowcip o Niemcach i partyzantach. Że jednego dnia przyszli Niemcy i wygonili partyzantów z polany, następnego - partyzanci przegonili Niemców. A później przyszedł gajowy i przepędził z lasu całe towarzystwo. Czekam zatem na powszechną manifestację przeciw gajowemu, który ściska społeczeństwo obywatelskie coraz mocniejszym kordonem troskliwej opieki. A obawiam się, że ten serdeczny uścisk wciąż się wzmacnia. I gdy jedni próbują przekrzyczeć drugich, maszerując grzecznie po łaskawie wyznaczonych im trasach, władze miast w ścisłej symbiozie z politykami centralnego szczebla robią co mogą i chcą, żebyśmy byli skazani na coraz bardziej reglamentowaną demokrację.
I myślę, że bardzo chętnie poszedłbym we wspólnym pochodzie gejów, narodowców, kibiców, feministek, wolnościowców, związkowców, działkowców, pielęgniarek, matek samotnych i wielodzietnych, aktywistów ruchu lokatorskiego - przeciw tej wszechwładzy troskliwych urzędników, którzy ze wszystkich cnót społecznych najbardziej sobie cenią (własny) święty spokój. Więcej wolności, mniej bezpieczeństwa - nie jesteśmy przecież dziećmi.
Skomentuj artykuł