Smoleńsk - kwestia przyzwoitości
Obecnie, niektórzy powinni uderzyć się w piersi i powiedzieć "przepraszam"… A inni, ci, którzy chcieli tę katastrofę wyjaśniać rzetelnie, docierając do wszystkich możliwych dowodów, z amerykańskimi zdjęciami satelitarnymi włącznie, powinni wrócić do pracy.
Katastrofa smoleńska ma wymiar moralny. Różne wypowiedzi, które padały na jej temat, można i trzeba oceniać z punktu widzenia prawdy, rzetelności, uczciwości... Nie wolno dać sobie wmówić, że w całym tym sporze chodzi tylko o brudną walkę polityczną między partiami. Tu chodzi o przyzwoitość państwa i społeczeństwa, którego kilkudziesięciu przedstawicieli zginęło w katastrofie lotniczej.
Nie trzeba być specjalistą, aby wiedzieć, że badanie przyczyn katastrof lotniczych opiera się m.in. na dokładnym - na ile to możliwie - zbadaniu miejsca katastrofy, zabezpieczeniu wraku i zebraniu najmniejszych jego części, fachowej sekcji zwłok ofiar oraz na rzetelnym odczytaniu oryginału czarnej skrzynki. I nie trzeba być pisowcem, aby mieć poważne wątpliwości, co do podjętych działań w tym zakresie.
Po badaniach, które przeprowadzono w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie, warto sobie przypomnieć, kto i co mówił o katastrofie. Po co? Bo tego wymaga prawda i sprawiedliwość wobec ludzi, na których rzucono oszczercze insynuacje.
Warto przypomnieć sobie, jacy redaktorzy opowiadali z satysfakcją, podając, że kpt. Protasiuk powiedział: "Jak nie wyląduję (wylądujemy), to mnie zabije (zabiją)". Jak wielu "ekspertów" tłumaczyło te słowa, rozwijając "naukowo" koncepcję nacisku (wiadomo, z czyjej strony). Tylko że te słowa w ogóle nie padły. Tak jak wiele innych, na których budowano całe programy telewizyjne i radiowe.
Warto pamiętać, kto nagłaśniał takie wypowiedzi, jak ta (jeszcze do znalezienia w internecie): "Kaczyński kazał Błasikowi wydać rozkaz pilotom do startu i do lądowania. A pilot nie miał odwagi odmówić […]. Na pokładzie wszyscy pili więc atmosfera była bojowa. Wstyd! Po raz kolejny wygłupiliśmy się i ośmieszyliśmy nasz kraj, a ci którzy tego dokonali zostali pochowani na Wawelu, a nie w rynsztoku, gdzie ich miejsce". W ten sposób niektórzy wydatnie pomogli Rosjanom w wypuszczeniu w świat wieści, że pomimo ostrzeżeń właściwie wypełniającej swe obowiązki strony rosyjskiej, polski generał, pod wpływem prezydenta oraz alkoholu, zmusił załogę do lądowania…
Obecnie, niektórzy powinni uderzyć się w piersi i powiedzieć "przepraszam"… A inni, ci, którzy chcieli tę katastrofę wyjaśniać rzetelnie, docierając do wszystkich możliwych dowodów, z amerykańskimi zdjęciami satelitarnymi włącznie, powinni wrócić do pracy.
Niestety, mamy teraz do czynienia z całym zestawem "odwracania kota ogonem". W zestawie tym można zauważyć, m.in. takie oto "figury retoryczne":
1. Mam już dość tej katastrofy, dajmy już temu spokój, po co jątrzyć…
2. Może i były pewne nadinterpretacje, ale one nie mają żadnego znaczenia, bo ostatecznie wyjaśnienie katastrofy jest banalnie proste…
3. Zostawmy sprawę historykom, a my patrzmy w przyszłość…
"Kłamstwa smoleńskie", a sporo ich wypowiedziano, to nie tylko polityka, ale także kwestia moralna, kwestia przyzwoitości i honoru. Być może nie dojdziemy prawdy z powodu braku dowodów (zniszczonych lub nigdy niezabezpieczonych), ale trzeba zrobić wszystko, co możliwe, aby przynajmniej nie było kłamstw, uderzających w konkretnych ludzi i ich rodziny, a ostatecznie w Polskę.
Skomentuj artykuł