Sto minut akcji ratunkowej w Rajdzie Dakar
Godzina i 44 minut - tyle czasu upłynęło od sygnału alarmowego do momentu, gdy ranni znaleźli się w szpitalu położonym 200 kilometrów od miejsca wypadku. W poniedziałek organizatorzy Rajdu Dakar przedstawili szczegółowe informacje na temat sobotniej akcji ratunkowej. Podczas pierwszego etapu 32. Rajdu Dakar samochód niemieckiego kierowcy Mirco Schultisa wpadł w pobliżu Cordoby w tłum kibiców. Wskutek ran odniesionych w wypadku zmarła 28-letnia kobieta. Trzy osoby trafiły do szpitala.
Uderzając w kibiców, samochód Mirco Schultisa uruchomił system Iritrack, w ktory wyposażone są wszystkie pojazdy uczestniczące w imprezie. System umożliwia zawodnikom komunikację z pojazdami serwisowymi, informuje o wypadkach i wywołuje alarm. "Iritrack przekazuje sygnał alarmowy do centrali w Paryżu również w sytuacji, gdy np. motocykl leży pod pewnym kątem na ziemi więcej niż trzy minuty lub gdy pojazd zostanie gwałtownie zatrzymany, co może oznaczać zderzenie" - wyjaśnił dyrektor rajdu Etienne Lavigne.
Argentyńskie służby bezpieczeństwa natychmiast wysłały na miejsce wypadku ambulans, a organizatorzy imprezy - helikopter, który, z dwoma lekarzami na pokładzie, wylądował 26 minut po sygnale alarmowym. Około 10 minut później drugi śmigłowiec ze specjalistycznym sprzętem medycznym zabrał na swój pokład trzech rannych do szpitala w Cordobie, oddalonego od miejsca wypadku o około 200 kilometrów.
Lavigne pochwalił pracę zespołu 36 osób (18 w Paryżu i 18 na trasie rajdu), który śledzi 24 godziny na dobę informacje napływające z systemu Iritrack.
W sumie podczas całego rajdu nad bezpieczeństwem uczestników i kibiców czuwa 1200 osób, w tym 55 lekarzy. Wyznaczono 57 stref publicznych, w których widzowie mogą obserwować rywalizację praktycznie bez ryzyka. Do wypadku w sobotę doszło jednak poza taką strefą.
Skomentuj artykuł