Uczciwość ukarana, czyli legalna demoralizacja
Zostałem surowo ukarany za moją uczciwość. Za to, że zamiast ukraść dźwiękową wersję książki, ściągając jej piracką wersję z Internetu, postanowiłem kupić audiobooka w formie mp3 w jednej z internetowych księgarni.
Równocześnie zostałem całkowicie legalnie i zgodnie z prawem mocno zgorszony i zdemoralizowany jednoznacznym przesłaniem, że nie warto być uczciwym. Przez dwadzieścia kilka godzin nie miałem ani sumy zapłaconej za cyfrową wersję dźwiękowej książki na koncie, ani audiobooka w komputerze.
Gdzie tu miejsce na zgorszenie i demoralizację? Już wyjaśniam.
Gdy tylko ujawniłem tu i ówdzie, że chętnie odsłuchałbym w wersji dźwiękowej pewną dość znaną książkę, od razu pojawiła się pokusa w postaci podsuniętego przez znajomego konkretnego adresu strony internetowej, skąd można ją sobie ściągnąć za darmo pod warunkiem, że zna się zmieniony tytuł, pod którym tam ją ukryto.
Postanowiłem jednak nie ulec pokusie i książkę zakupić w jednej z dużych księgarni internetowych, w której już wcześniej za pomocą SMS-ów nabywałem z powodzeniem i bez większych kłopotów czasopisma w wersji elektronicznej. Niestety, audiobooka nie dało się kupić za SMS-a, trzeba było skorzystać z przelewu bankowego.
I tu się zaczęła moja niczym niezasłużona droga przez mękę oraz legalna demoralizacja połączona ze zgorszeniem, czyli upewnianiem mnie, że bycie dobrym i uczciwym nie popłaca, a przede wszystkim niesłychanie komplikuje i utrudnia życie. Bo co prawda mój bank, zgodnie z wydaną przeze mnie za pośrednictwem Internetu dyspozycją, przelew zrealizował, pieniądze z mojego konta znikły, ale w mojej poczcie nie pojawił się mail z linkiem do kupionej książki. I nie pojawiał się przez ponad dobę.
W odpowiedzi na interwencje u sprzedawcy, dowiedziałem się, że "Pana wpłata nie została jeszcze zaksięgowana w naszym banku, stąd to opóźnienie".
"A co mnie to obchodzi?" - pomyślałem. "Ja pieniądze wysłałem. Mam na to bankowe potwierdzenie. Gdyby stacja benzynowa, na której płacę za paliwo kartą kredytową, kierowała się taką logiką, już dawno musiałbym się przesiąść na hulajnogę. To nie ja jestem nieuczciwy, tylko ten, kto przetrzymuje wbrew mojej woli moje pieniądze. A karany jestem za tę nieuczciwość ja, który uczciwie zapłaciłem. Nie mam już tych pieniędzy i nie mam kupionego uczciwie towaru" - perorowałem sam do siebie. "Jesteś durny!" - krzyczało coś w mojej głowie. "Gdybyś ściągnął audiobooka stamtąd, skąd ci radzono, już byś był w połowie słuchania. Szybko, sprawnie, bez nerwów, bez dowodzenia, że zapłaciłeś. No i bez wydawania sporej kasy na coś, czego wcale nie musisz być posiadaczem".
To prawda. Pliku audiobooka, o którym mowa, nie muszę mieć na własność. Chcę go raz posłuchać, tak jak raz czytam książki pożyczane od znajomych lub z biblioteki. Tymczasem musiałem na niego zapłacić kilkadziesiąt złotych.
Polecam moją historię wszystkim obrońcom praw autorskich, wyzywającym od złodziei ludzi, którzy unikając - jak widać na moim przykładzie niejednokrotnie kłopotliwego i zajmującego czas oraz angażującego emocje - płacenia wygórowanych cen, chcą raz czy drugi posłuchać jakiegoś pliku i wcale im nie zależy na tym, aby być jego właścicielem.
Dotychczas wydawało mi się czymś oczywistym, że jeśli chcemy, aby ludzie postępowali dobrze i uczciwie, należy sprawić, by dzięki temu ich życie stawało się prostsze i lepsze. Moje życie z powodu uczciwego zakupu dźwiękowej książki zamiast ściągnięcia jej pirackiej kopii, stało się na prawie dwie doby mini koszmarem. Dlatego, że nie ukradłem, musiałem właściwie dowodzić, że nie jestem złodziejem. To demoralizujące. To nieuczciwe. To głupie.
Nie wiem, kto przez ponad dobę przetrzymywał moje pieniądze. Czy firma pośrednicząca w transakcji, czy bank obsługujący internetowaą księgarnię czy jacyś jeszcze inni nieznani sprawcy. Dowiedziałem się natomiast, że mój przypadek pełnej niejasności sieciowej transakcji nie jest wcale tak jednostkowy i unikalny, jak mi się wydawało. Osób, które są w majestacie prawa (bo podobno w całej mojej historii nikt nie naruszył obowiązujących przepisów) demoralizowane i przekonywane, iż - jak mawiał pewien zgorzkniały ksiądz - "każdy dobry uczynek będzie surowo ukarany".
PS. Książka, o której mówi ta opowieść, w Polsce ukazała się pod tytułem "Ekonomia dobra i zła". Autorem jest Tomáš Sedláček.
Skomentuj artykuł