W 14 stanach, w tym najbardziej zaludnionych (Kalifornia i Teksas), ponad połowa dodatkowych zgonów była według danych medycznych wynikiem innych przyczyn niż zakażenie SARS-CoV-2.
Sugeruje to, że podawane oficjalnie liczby zgonów z powodu COVID-19 nie odzwierciedlają prawdziwej siły oddziaływania epidemii jako całości.
„Istnieje kilka powodów takiego niedoszacowania. Część z nich może wynikać z niedostatecznego zgłaszania - potrzeba czasu, aż niektóre dane zostaną uwzględnione” – uważa prof. Steven Woolf, główny autor pracy opublikowanej na łamach „Journal of American Medical Association”.
Możliwy jest również inny powód. „Niektóre przypadki mogą dotyczyć osób z COVID-19, które zmarły z powodu komplikacji, takich jak choroba serca, a komplikacje te mogły zostać wpisane jako przyczyna zgonu, zamiast COVID-19” - wyjaśnia prof. Woolf.
To nie wszystko. „Trzecia możliwość, która najbardziej nas martwi, to pośrednia śmiertelność - zgony spowodowanie przez reakcję na pandemię. Osoby, które nigdy nie miały wirusa, mogły umrzeć z innych przyczyn, ze względu na skutki uboczne pandemii, takie jak utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej, kłopoty ekonomiczne czy problemy emocjonalne” - alarmuje specjalista.
Badacze zauważyli, że liczba zgonów z powodów innych niż COVID-19 wzrosła najbardziej w stanach, w których także najwięcej ludzi umarło w okresie marzec-kwiecień.
Te stany to Massachusetts, Michigan, New Jersey, Nowy Jork (szczególnie miasto Nowy Jork) i Pennsylvania.
W szczycie zachorowań na COVID-19 liczba zgonów z powodu cukrzycy wzrosła o 96 proc. ponad oczekiwaną wartość, z powodu chorób serca o 89 proc., choroby Alzheimera - o 64 proc., a udaru - o 35 proc.
W mieście Nowy Jork śmiertelność z powodu chorób serca podniosła się aż o 398 proc., a z powodu cukrzycy - o 356 proc.
Naukowcy podejrzewają, że w niektórych przypadkach ludzie w nagłej potrzebie, np. z zawałem czy udarem, nie wezwali pomocy, ponieważ bali się wirusa.
Inne osoby, które zgłosiły się po pomoc, mogły jej nie otrzymać, jeśli szpital był przeciążony, szczególnie w rejonach mocno dotkniętych epidemią.
Inni mogli umrzeć z powodu chronicznych schorzeń, takich jak cukrzyca czy nowotwory, które uległy pogorszeniu.
Jeszcze inni mogli sobie nie poradzić z problemami ekonomicznymi, utratą pracy czy izolacją.
„Nie możemy zapominać o zdrowiu psychicznym. Niektórzy ludzie walczący z depresją, uzależnieniem czy bardzo trudnymi warunkami ekonomicznymi spowodowanymi lockdownem, mogą wpaść w desperację i część z nich może popełnić samobójstwo. Ludzie uzależnieni od opioidów czy innych substancji mogli przedawkować” – podkreśla prof. Woolf.
„Podsumowując: to, co widzimy, to liczba zgonów dużo wyższa, niż byśmy się normalnie spodziewali o tej porze roku i tylko częściowo można to wytłumaczyć COVID-19” - podkreśla prof. Woolf.
Naukowcy przekonują, że potrzebne są dalsze badania, które pokażą, ile zgonów wynika z zakażeń SARS-Cov2, a ile było spowodowanych utrudnionym dostępem do opieki zdrowotnej, lub innymi czynnikami związanymi ze zdrowiem, takimi jak problemy praca, dochodami i dostępem do żywności.
Prof. Woolf wyraża jednocześnie zaniepokojenie, że teraz może pojawiać się wzrost zgonów w stanach, które obecnie są przeciążone epidemią.
Badacz, który jest także lekarzem rodzinnym, zwraca uwagę, że konieczne jest zapewnienie dobrego działania usług medycznych potrzebnych przy wszystkich chorobach, a nie tylko COVID-19.
„System opieki zdrowotnej w całym kraju musi postarać się, aby pacjenci wiedzieli, że proszenie o pomoc w przypadku zagrożenia zdrowia jest bezpieczne i ważne, czy będzie to kontakt zdalny, czy osobisty” - podkreśla specjalista.
Zwraca przy tym uwagę na potrzebę pomocy osobom, które mają kłopoty z zatrudnieniem, finansami, dostępem do jedzenia czy mieszkania.
Jego zdaniem ważną częścią wsparcia powinna być pomoc dla osób z problemami psychicznymi.
„Brak odpowiednich systemów do radzenia sobie z tymi i innymi zagrożeniami zdrowia zwiększy tylko liczbę zgonów” - podkreśla prof. Woolf.
Skomentuj artykuł