13 grudnia 1981 w 30 lat później

Zobacz galerię
Marsz Niepodległości i Solidarności w Warszawie. (fot. PAP/Andrzej Hrechorowicz )
PAP / slo

Msze św. w intencji ojczyzny, ofiar stanu wojennego, marsze, fotografie, ulotki, prasa opozycyjna, publikacje, rysunki satyryczne przybliżające sytuację polityczną i społeczną podczas stanu wojennego. Rekonstrukcje wydarzeń z 13 grudnia 1981 roku, regionalne obchody - tak wyglądał dzień w 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

We wtorek po godz. 18 w Warszawie, w 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, rozpoczął się Marsz Niepodległości i Solidarności". Jego inicjatorem jest PiS. W marszu bierze udział lider ugrupowania Jarosław Kaczyński. Według organizatorów, w marszu uczestniczy od 5 do 10 tys. osób.

Kaczyński zapowiadał wcześniej, że przesłaniem marszu będzie pamięć o stanie wojennym, ale także przestrzeganie przed współczesnymi zagrożeniami dla niepodległości Polski.

Manifestanci spotkali się o godz. 18 na pl. Trzech Krzyży przed pomnikiem Wincentego Witosa. Odśpiewali hymn narodowy. Odczytano apel poległych - wymieniono w nim nazwiska ofiar stanu wojennego. Zebrani mają ze sobą biało-czerwone flagi i transparenty z napisami: "Sikorski precz!"; "Obudź się Polsko! Mamy dość!"; "Nie wierzymy w sprawiedliwość w polskich sądach"; "Cześć i chwała bohaterom".

Uczestnicy marszu, z którymi rozmawiała PAP, deklarowali, że biorą w nim udział głównie ze względu na 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Mówili też o swoim sprzeciwie wobec polityki obecnego rządu, szczególnie wobec polityki zagranicznej i działań obecnego ministra SZ Radosława Sikorskiego.

Przed rozpoczęciem marszu politycy PiS uczestniczyli w mszy świętej w kościele św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży.

Książkę IPN poświęconą osobom internowanym w stanie wojennym zaprezentowano we wtorek w sali BHP Stoczni Gdańskiej. W Gdyni wieczorem odbyła się inscenizacja wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

Spotkanie zorganizowały m.in. władze gdańskiej Solidarności i Stowarzyszenie "Godność". Uczestniczyło w nim ok. stu osób, głównie świadków i uczestników wydarzeń z 1970 r. oraz 1981r. oraz młodzież z jednego z gdańskich liceów.

Publikacja "Trzynastego grudnia roku pamiętnego... Internowani w stanie wojennym z powodów politycznych z województw bydgoskiego, elbląskiego, gdańskiego, słupskiego, toruńskiego i włocławskiego" została przygotowana przez ośmiu historyków z oddziałów Instytutu Pamięci Narodowej z Gdańska i Bydgoszczy.

Jak powiedział PAP kierownik referatu badań naukowych gdańskiego oddziału IPN, Igor Hałagida, pod którego redakcją książka została przygotowana, zawiera ona listę 840 internowanych osób. - Przy okazji kolejnych rocznic stanu wojennego najczęściej wspominani są główni liderzy Solidarności, którzy zostali internowani. Chcielibyśmy pokazać tą publikacją, że taki los spotkał też wielu szeregowych działaczy związku, dziś często w świadomości społecznej zapomnianych - tłumaczył Hałagida.

W województwie gdańskim władze PRL internowały 348 osób, toruńskim - 211, włocławskim - 90, bydgoskim - 71, elbląskim - 67, słupskim - 53. W publikacji IPN znaleźć można krótkie biogramy internowanych.

Listę sporządzono na podstawie teczek osobowych internowanych oraz materiałów operacyjnych Służby Bezpieczeństwa, m.in. z akcji "Jodła" dotyczącej internowania. W tych ostatnich dokumentach pierwsze nazwiska działaczy wytypowanych do internowania pojawiają się już w październiku i listopadzie 1980 r.

Hałagida dodał, że cały czas mało zbadanym tematem związanym ze stanem wojennym jest powoływanie członków Solidarności do służby wojskowej, przeprowadzone masowo jesienią 1982 r. - To była ukryta forma internowania. Dla przykładu taką kompanię utworzono w Chełmnie. Ludzi umieszczono w pobliżu Wisły w namiotach, nie wyposażono ich nawet w broń wojskową. Ćwiczyli przeprawy pontonowe. Wśród okolicznych mieszkańców rozsiewano plotkę, że to jacyś bandyci. Trafiły tam nawet osoby, które miały kategorię E, czyli niezdolne do służby w armii - tłumaczył Hałagida.

W Gdyni wieczorem, po mszy świętej w kościele o. redemptorystów, na Placu Kaszubskim odbyła się inscenizacja wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. W przedstawieniu w reżyserii Krystiana Nehrebeckiego zostały wykorzystane autentyczne zdjęcia i nagrania operacyjne Służby Bezpieczeństwa. Fotografie SB z Gdyni w 1981 r. wyświetlono na ścianie szpitala miejskiego. W przedstawieniu użyto m.in. wóz bojowy skot, a aktorzy byli ubrani w mundury ZOMO. Przez megafony nadawano autentyczne nagrania z podsłuchów funkcjonariuszy SB. Jak mówił reżyser, intencją przedstawienia było oddanie atmosfery dramatycznych wydarzeń sprzed 30 lat.

Wystawa "Orła wrona nie pokona", gra plenerowa oraz lampki ułożone w kształcie godła państwowego to niektóre z elementów obchodów 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, które we wtorek odbyły się we Wrocławiu.

Ośrodek wraz z dolnośląska Solidarnością i Narodowym Centrum Kultury przygotował również grę plenerową "80 milionów". Jej fabuła oparta jest na filmie Waldemara Krzystka o tym samy tytule, który w grudniu wszedł na ekrany polskich kin. We wtorek w zabawie uczestniczyli mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska.

Wieczorem na wrocławskim Rynku mieszkańcy miasta zapalili kilkaset lampionów, które ułożono w kształt godła państwowego. Akcja "Światło w sercu miasta" ma nawiązywać do tradycji z czasu stanu wojennego, gdy płonącymi zniczami upamiętniano ofiary reżimu - wyjaśnił Woźny.

Również w innych miastach Dolnego Śląska odbyły się we wtorek uroczystości upamiętniające wydarzenia z 13 grudnia 1981 r. W Lubinie otwarto zorganizowaną przez Instytut Pamięci Narodowej wystawę "586 dni stanu wojennego". Na ekspozycji znalazły się plansze stylizowane na stary kalendarz, na których opisano najważniejsze wydarzenia z lat 1981-1983.

- Wystawa upamiętnia osobiste dramaty ofiar, indywidualne akty sprzeciwu Polaków, ale też różnorodność postaw podzielonego społeczeństwa. Obrazy z więzień, posiedzeń sądów doraźnych i pogrzebów przeplatają się z wielką polityką - spektakularnymi operacjami wojskowo-milicyjnymi, masowymi demonstracjami opozycji, walkami ulicznymi - jak również z obrazami życia codziennego w realnym socjalizmie. Jednym z wątków wystawy są też reakcje podzielonego żelazną kurtyną świata na dramatyczne wydarzenia w Polsce - powiedziała PAP Katarzyna Maziej-Choińska z biura prasowego wrocławskiego IPN.

W 30. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego prezydent Bronisław Komorowski odznaczył działaczy opozycji antykomunistycznej lat 80. Podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim podziękował im za walkę o wolną Polskę i demokrację.

- Kochani, mam świadomość - i tak cały czas myślałem, wręczając wam odznaczenia - że najważniejsze wyróżnienie, odznaczenie i podziękowanie dostaliśmy wszyscy - to najwspanialszy order wolnej Polski - powiedział prezydent do odznaczonych.

- 13 grudnia to data bolesna, ale w takich złych dniach, złych momentach było widać najlepiej, gdzie jest prawda, gdzie jest racja, odwaga, a gdzie jest jej brak - zaznaczył Komorowski. Dodał, że wielkie rzeczy nigdy nie dzieją się bez siły, która tkwi w ludziach.

- Jestem przekonany, że wręczając odznaczenia wręczam je osobom wyróżniającym się ponad przeciętną, jeśli chodzi o służbę ojczyźnie i ponad przeciętną, jeśli chodzi o odwagę - zaznaczył Komorowski.

Wśród uhonorowanych we wtorek przez prezydenta Krzyżami Oficerskimi i Kawalerskimi OOP znaleźli się m.in. pisarz i tłumacz Antoni Libera, psychoterapeutka, współzałożycielka "Tygodnika Mazowsze" Anna Dodziuk, romanistka, współzałożycielka Komitetu Obrony Robotników Halina Suwała, były senator, sędzia Trybunału Stanu Piotr Andrzejewski oraz ks. Mateusz Matuszewski, który w stanie wojennym pracował w Prymasowskim Komitecie Pomocy Uwięzionym, był też zaangażowany w ukrywanie Zbigniewa Bujaka i Wiktora Kulerskiego.

- Najważniejsze wówczas było, by nie stracić nadziei i mimo wszystko starać się walczyć o godną Polskę. Stan wojenny był głównie po to, by pozbawić ludzi nadziei po tym wspaniałym okresie budowania Solidarności. (...) Na szczęście nie wszyscy stracili nadzieję, tysiące ludzi działało w podziemiu - powiedział dziennikarzom po uroczystości jeden z odznaczonych, w latach 80. przewodniczący komisji zakładowej NSZZ "Solidarność" na Politechnice Warszawskiej, były poseł Andrzej Smirnow.

- Moją jedyną zasługą była moja wiara i powiedziałam to dziś panu prezydentowi, wiara w wolną Polskę. Robiłam wszystko to, co było trzeba wtedy robić: woziłam, rozwoziłam, pisałam, naklejałam, w końcu mnie zamknęli - powiedziała z kolei Elżbieta Misiak-Bremer, która w latach 80. zajmowała się "Tygodnikiem Solidarność", woziła matryce do drukarni, odbierała nakład i rozwoziła go.

Po uroczystości pod przewodnictwem metropolity białostockiego arcybiskupa Edwarda Ozorowskiego, jej uczestnicy przeszli pod pomnik ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie złożono kwiaty i zapalono znicze. Kwiaty złożono też pod tablicą umieszczoną na ścianie b. komisariatu milicji przy ul. Lipowej, upamiętniającą represjonowanych w stanie wojennym.

Przewodniczący Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" w Białymstoku Józef Mozolewski mówił w czasie uroczystości, że odznaczeni zostali zauważeni za to, co robili 30 lat temu, a ich walka sprawiła, że dziś możemy cieszyć się wolną i niepodległą Polską.

Na ulicach Białegostoku można było spotkać we wtorek młodych ludzi w mundurach milicji z lat 80., którzy improwizowali m.in. scenki pacyfikacji demonstracji. Od kilku dni można też oglądać wystawę poświęconą stanowi wojennemu, przygotowaną przez IPN.

Wieczorem swój przemarsz przez miasto zorganizowało Narodowe Odrodzenie Polski. Około stu młodych ludzi przeszło z Rynku Kościuszki pod Pomnik Katyński przy Operze i Filharmonii Podlaskiej, skandując hasła: "Precz z komuną", "Znajdzie się cela dla Jaruzela", "Nie tęczowa, nie czerwona tylko Polska narodowa", "Polska to my, a nie Donald i jego psy".

Bogusław Koniuch z NOP powiedział PAP, że uczestnicy przemarszu chcieli zamanifestować swój sprzeciw wobec tego, co się dzieje w kraju, i przypomnieć ludziom, że zbrodnie komunistyczne nie zostały do tej pory rozliczone.

Marsz był zgłoszony do białostockiego magistratu. Zmieniono jednak jego pierwotnie planowaną trasę, by nie nakładała się na trasę marszu uczestników mszy św., z kościoła św. Rocha pod pomnik ks. Popiełuszki.

Fotografie, ulotki, prasa opozycyjna i rysunki satyryczne przybliżające sytuację polityczną i społeczną podczas stanu wojennego znalazły się na przygotowanej przez IPN wystawie "586 dni stanu wojennego" czynnej od wtorku na pl. Zamkowym w Warszawie.

Otwarcie ekspozycji odbyło się w ramach stołecznych obchodów 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.

- Jeden z pierwszych, a jednocześnie najbardziej poruszających anonimowych wierszy powstałych w pierwszych dniach stanu wojennego zaczyna się od słów "Synku, kto cię zastrzelił? Jak to się wszystko stało?" Na to pytanie staramy się odpowiedzieć już od 30 lat. Od 20 lat odpowiadamy na to pytanie już w wolnej Polsce. Ta wystawa jest kolejnym krokiem do próby zrozumienia tego, co się wydarzyło w Polsce po 13 grudnia 1981 roku" - mówił podczas otwarcia ekspozycji prezes IPN Łukasz Kamiński.

Podkreślił, że trzeba pamiętać o wszystkich ofiarach stanu wojennego i poprosił zgromadzonych o uczczenie ich pamięci chwilą ciszy. - Instytut Pamięci Narodowej traktuje wydarzenia stanu wojennego jako jedne z najważniejszych w naszej działalności. Ta wystawa jest już kolejną z całego szeregu ekspozycji, publikacji i opracowań poświęconych temu właśnie tematowi - tłumaczył Kamiński.

Wielkoformatowe tablice stylizowane na kartki ze starego kalendarza przedstawiają najważniejsze wydarzenia z lat 1981-1983. Na znajdujących się na wystawie fotografiach można zobaczyć m.in. gen. Wojciecha Jaruzelskiego ogłaszającego w telewizji stan wojenny, pacyfikacje strajków, demonstracje przeciwko władzom, a także kolejki w sklepach, Lecha Wałęsę po zwolnieniu z internowania, pielgrzymkę papieża Jana Pawła II.

Ekspozycja prezentuje również fragmenty opozycyjnych i oficjalnych gazet oraz druki, rysunki satyryczne, zdjęcia napisów poparcia dla Solidarności umieszczanych na murach. Towarzyszą im teksty opisujące ważniejsze wydarzenia i zjawiska z tamtego okresu, m.in. weryfikację wśród dziennikarzy, naukowców i nauczycieli, w wyniku której zwolniono wiele osób związanych z Solidarnością, oraz międzynarodowe reakcje na ogłoszenie stanu wojennego.

Wystawa "586 dni stanu wojennego" będzie prezentowana w stolicy do 29 grudnia. Ekspozycja, rozbudowana o wątki regionalne, jest prezentowana w sumie w 18 miastach Polski, oprócz Warszawy m.in. w Białymstoku, Gdańsku, Krakowie, Łodzi.

Bydgoszcz

Książkę "Internowani w stanie wojennym z województwa bydgoskiego" autorstwa dr Krzysztofa Osińskiego z IPN zaprezentowano we wtorek podczas bydgoskich obchodów 30. rocznicy stanu wojennego. Publikacja przypomina nazwiska kilkuset osób prześladowanych w latach 80.

Internowani trafili do więzienia w Potulicach, a kilka tygodni później do Strzebielinka koło Wejherowa. - Byli też przetrzymywani w Darłówku, Mielęcinie i Białołęce. Kobiety trafiły do więzienia w Fordonie, a następnie do zbiorczego ośrodka w Gołdapi - zaznaczył Osiński.

Po protestach z okazji rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych do ośrodka odosobnienia w podwłocławskim Mielęcinie trafiło jedenaście osób. Kilka tygodni później do specjalnego obozu w Chełmnie skierowano ponad 300 osób.

Zatrzymani w tej grupie nie byli formalnie internowani, ale odseparowano ich od społeczeństwa z powodów politycznych. Osiński zaznaczył, że akcja internowania przebiegała niezgodnie nawet z ówczesnym prawem.

Do łamania prawa dochodziło również przy zwalnianiu z ośrodków odosobnienia. Jak ustalili historycy, władze samowolnie odraczały termin orzeczonego zwolnienia nawet o dziesięć dni. (PAP)

Rekonstrukcja pacyfikacji strajku w białogardzkich Zakładach Zespołów Elektronicznych Unitra-Unitech była w wtorek jednym z głównych wydarzeń obchodów 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Koszalinie (Zachodniopomorskie).

Strajk w Zakładach Zespołów Elektronicznych Unitra-Unitech był jednym z pierwszych w Polsce protestów po wprowadzeniu stanu wojennego. Strajk miał charakter okupacyjny, rozpoczął się przed południem 14 grudnia 1981 r. i trwał do 15 grudnia do godz. 3.30. Według różnych źródeł brało w nim udział od 162 do 168 pracowników Unitry-Unitech, w tym kilkanaście kobiet.

Około godz. 2 zomowcy wtargnęli do hali wydziału P-4, gdzie zgromadzili się strajkujący. Dowodzący operacją podpułkownik MO zagroził użyciem siły i nakazał pracownikom opuszczenie zakładu. Dał przy tym oficerskie słowo honoru, że "jeśli opuszczą zakład dobrowolnie, to nic im się nie stanie".

W budynku szkoły pracowników Unitry-Unitech przesłuchiwano. Efektem tych przesłuchań był m.in. proces przywódców strajku - Zdzisława Bełtkiewicza, Makarego Kalasa, Henryka Podsiadły i Pawła Szumskiego, których 24 grudnia 1981 r. Sąd Wojewódzki w Koszalinie skazał na kary od 3 do 3,5 lat więzienia oraz utratę praw publicznych na 2 lata.

W lutym 1982 r. Sąd Najwyższy, na skutek rewizji nadzwyczajnej ministra sprawiedliwości, podwyższył Bełtkiewiczowi karę do 4,5 roku więzienia, a Podsiadle i Kalasowi do 4 lat więzienia. W czerwcu 1993 r. Sąd Najwyższy uchylił wszystkie cztery orzeczone w stanie wojennym wyroki.

W 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Koszalinie oddano również hołd pochowanym na miejscowym cmentarzu dwóm śmiertelnym ofiarom wydarzeń grudnia 1980 roku. Związkowcy z NSZZ "Solidarność" Regionu Pobrzeże oraz władze miasta złożyli kwiaty na grobach Janka Stawisińskiego, 22-letniego górnika, zastrzelonego przez ZOMO 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji kopalni "Wujek", oraz Andrzeja Kosiewicza, działacza Solidarności w koszalińskich Zakładach Narzędzi Skrawających VIS, który w wieku 32 lat popełnił samobójstwo po karnym trzymiesięcznym szkoleniu wojskowym w Chełmnie. Na szkolenie wojskowe, po którym trafił do szpitala psychiatrycznego, Kosiewicza skierowano za udział w manifestacji zorganizowanej w 1982 r. w Koszalinie w rocznicę Porozumień Sierpniowych.

Jak wykonać domowy powielacz z koszuli flanelowej i pasty do butów demonstrowano we wtorek w toruńskim Dworze Artusa. Akcję "Zrób sobie bibułę" poprowadził Marcin Orłowski, dawny drukarz toruńskiej podziemnej Solidarności.

- To był czas dużej radości, dużej naiwności, odrobinę czarno-biały świat, ale świat wielkich idei, i ogromny strach, żeby mama się nie dowiedziała, co robię. Trzeba to było godzić ze szkołą, z obowiązkami rodzinnymi i nie zawsze to dobrze wychodziło - wspominał atmosferę podziemnej działalności drukarskiej Orłowski.

We wtorek, z okazji 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, w toruńskim Dworze Artusa przygotowano prezentację sprzętu poligraficznego używanego przez działaczy podziemnej opozycji w latach 80. Pokazano rozmaite modele prymitywnych, z dzisiejszego punku widzenia, powielaczy spirytusowych i białkowych, sprzętu do sitodruku i stempli.

Wtorkowej akcji towarzyszyła wystawa podziemnych i drugoobiegowych wydawnictw z lat 80. Pokazano m.in. biuletyny strajkowe wydawane w Stoczni Gdańskiej ze zbiorów Muzeum Piśmiennictwa i Drukarstwa w podtoruńskim Grębocinie.

- Z szacunków historyków wynika, że tylko na terenie dawnego województwa toruńskiego ukazywało się w tamtych latach prawie 200 tytułów podziemnych druków. Jak obliczył prof. Wojciech Polak, zaangażowanych w to było ok. 3 tys. osób, a to prawdziwa armia - ocenił Orłowski.

Wystawę urządzeń do drukowania, powielaczy, a także gazet, ulotek i pism podziemnych można będzie zwiedzać do końca roku w Muzeum Piśmiennictwa i Drukarstwa w Grębocinie.

O wprowadzeniu stanu wojennego i groźbie wkroczenia armii radzieckiej do Polski mówił w 30. rocznicę stanu wojennego b. minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski. Poprowadził w Szczecinie lekcję historii dla młodzieży z województwa zachodniopomorskiego.

Andrzej Milczanowski od 13 grudnia 1981 r. był członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Regionu Pomorze Zachodnie z siedzibą w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Uważany jest za faktycznego przywódcę strajku w stoczni. Po pacyfikacji stoczni 15 grudnia 1981 r. został aresztowany. Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego skazał go na 5 lat więzienia. Na mocy ustawy amnestyjnej złagodzono wyrok do dwóch lat i czterech miesięcy, które odsiedział.

Podczas wtorkowego spotkania z młodzieżą gimnazjalną Milczanowski powiedział, że jego zdaniem "gdyby władza nie wprowadziła stanu wojennego, do kraju weszłaby armia radziecka i straty dla społeczeństwa byłyby niepomiernie większe. (...) Rosjanie nie chcieli wkroczyć, woleli, żeby własnymi rękoma uporali się z sytuacją Polacy, to było oczywiste. To było dla Rosjan wygodniejsze. Ale gdyby Jaruzelski nie wprowadził stanu wojennego, to jak by się zachowali Rosjanie? - pytał retorycznie. Związek Radziecki dysponujący wtedy wielotysięczną armią i bronią atomową nie "puściłby" Polski - ocenił Milczanowski.

Zdaniem Milczanowskiego strajk generalny, który wybuchł w zakładach pracy po wprowadzeniu stanu wojennego, m.in. w stoczni szczecińskiej, był sprawą honoru osobistego i honoru Solidarności. W statucie organizacji było napisane, że w przypadku ataku na związek i aresztowania działaczy jedyną odpowiedzią był strajk generalny. Nie można było być biernym wobec aresztowania tysięcy ludzi w całym kraju.

Wyrok na generała Jaruzelskiego wydała już historia, nie są potrzebne sądy, żeby go skazywać za wprowadzenie stanu wojennego. - Pozwólmy generałowi spokojnie umrzeć - przekonywał Milczanowski.

W związku z rocznicą wprowadzenia stanu wojennego pięciu działaczom opozycji antykomunistycznej wręczono Krzyże Wolności i Solidarności. Zaprezentowany został "Dziennik z internowania: Goleniów-Wierzchowo Pomorskie-Strzebielinek (1981-1982)" Tadeusza Dziechciowskiego, jednego z internowanych podczas stanu wojennego.

Instytut Pamięci Narodowej przygotował plenerową wystawę zdjęć "586 dni stanu wojennego", którą można oglądać przy szczecińskim ratuszu.

Władze miasta i regionu, poczty sztandarowe i związkowcy wzięli udział w regionalnych obchodach rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Opolu. Podczas uroczystości poświęcono pomnik ks. Jerzego Popiełuszki.

- Ks. Popiełuszko nierozerwalnie wiąże się z walką o niepodległość ojczyzny, stąd połączenie tych wydarzeń jest jak najbardziej zasadne - powiedział po uroczystości PAP wiceprezydent Opola, Arkadiusz Wiśniewski.

Dodał, że ten tragiczny fragment naszej historii, mimo upływu 30 lat wciąż budzi odmienne emocje i opinie. - Może kiedyś dojdziemy do wspólnej oceny tych wydarzeń - zaznaczył wiceprezydent.

Wcześniej w tym samym miejscu - na placu pod opolską katedrą - swoją uroczystość zorganizowali wspólnie Młodzi Konserwatyści, członkowie klubu Solidarnej Polski i Opolskiego Stowarzyszenia Pamięci Narodowej.

- Chcemy w ten sposób przypomnieć przechodniom, ludziom wracającym z pracy, mieszkańcom naszego regionu o tym ważnym wydarzeniu w historii Polski - powiedział prezes Horyzontów, Krzysztof Drynda.

Na wieczór swoją manifestację pod opolskim ratuszem zapowiedzieli także członkowie i sympatycy Obozu Narodowo Radykalnego.

Reakcje świata i Polaków przebywających za granicą na wprowadzenie w Polsce stanu wojennego pokazuje wystawa plenerowa otwarta w Lublinie w 30. rocznicę tamtych wydarzeń.

Wystawę pt. "Wasza Solidarność - nasza wolność. Reakcje emigracji polskiej i świata na wprowadzenie stanu wojennego", przygotowaną przez lubelski IPN, można oglądać na Placu Litewskim w centrum Lublina.

- To nie jest nowa wiedza, ale trochę zapomniana i mało obecna w świadomości społecznej. Chcemy przypomnieć, że ofiarami stanu wojennego było także te ponad 100 tys. osób, które znalazły się poza krajem z paszportami polskimi i nie miały drogi powrotu - powiedział jeden z autorów wystawy, Sławomir Łukasiewicz z Biura Edukacji Publicznej lubelskiego oddziału IPN.

Na kilkudziesięciu planszach można zobaczyć zdjęcia różnych wieców, pochodów, protestów organizowanych w różnych miejscach świata w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Są m.in. fotografie z manifestacji w Hyde Parku, przed ambasadą polską w Londynie, z marszu "Solidarność z Solidarnością" w Limie, z wiecu poparcia Solidarności, który odbył się w jednej z najsłynniejszych sal koncertowych świata - Royal Albert Hall.

W organizację tych demonstracji i pomocy dla Solidarności w Polsce zaangażowana była m.in. polska emigracja. Na wystawie można też zobaczyć fotografie, ulotki, dokumenty świadczące o przeprowadzonych akcjach wsparcia przez różne komitety i związki zawodowe.

- Warto przypomnieć, że Polska nie została wtedy zostawiona sama sobie, ta reakcja świata była ogromna i duży był w tym udział ludzi Solidarności, którzy wtedy znaleźli się na Zachodzie - zaznaczył Łukasiewicz.

Obecny na otwarciu wystawy członek Solidarności represjonowany w stanie wojennym, Alfred Bondos, powiedział dziennikarzom, że informacje o akcjach poparcia dla Solidarności na świecie docierały z trudem, ale były oczekiwane. - Liczyliśmy na to, ja liczyłem, że Zachód się o nas upomni w jakiś sposób. Te gesty solidarności były bardzo ważne, każde poparcie dodawało nam sił, wzmacniało nas, byliśmy bardziej zjednoczeni. To było dla nas budujące - powiedział.

Wystawę na Placu Litewskim można oglądać do 28 grudnia.

Reakcjom emigracji polskiej i świata na wprowadzenie stanu wojennego poświęcony będzie panel dyskusyjny organizowany przez IPN w czwartek na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Podczas spotkania ma być zaprezentowany film dokumentalny "Świat i Solidarność" ukazujący reakcje Zachodu na powstanie Solidarności.

Ponad 200 osób wzięło we wtorek udział w rekonstrukcji manifestacji "Solidarności" na Rynku Głównym w Krakowie, zorganizowanej w 30. rocznicę stanu wojennego.

W kulminacji rekonstrukcji doszło do bezpośredniego starcia manifestujących z zomowcami na drewniane kije i milicyjne pałki. Wkoło leciały drzazgi, a grupa obserwujących to starszych osób głośno się śmiała. Obok dwie nastolatki tłumaczyły koleżance, że trzymane przez nie ulotki rozdawano na "tej paradzie" - i wskazywały na manifestację. - Wziąłbyś się chłopie do jakiej roboty! - mówił starszy mężczyzna do jednego z rekonstruktorów. - Ano wziąłbym się!! - odpowiedział fałszywy zomowiec, po czy obaj wybuchnęli śmiechem.

Organizatorami rekonstrukcji było Stowarzyszenie Studenci dla Rzeczpospolitej wraz z Kołem Naukowym Studentów Historyków Uniwersytety Jagiellońskiego. W manifestacji uczestniczyli krakowscy licealiści, po stronie ZOMO i wojska dołączyli do nich rekonstruktorzy z grupy Śląsk, którzy przyjechali wraz ze sprzętem.

- Chcieliśmy jednym przypomnieć, drugim - pokazać, że coś takiego jak stan wojenny miało miejsce. Odbyło się to na zasadzie happeningu historycznego, który - zdajemy sobie sprawę - nie do końca odwzorowuje rzeczywistość, bo większości uczestników nie było wtedy na świecie - powiedział PAP współorganizator rekonstrukcji Michał Szot.

W 30. rocznice wprowadzenia stanu wojennego na pl. Szczepańskim otwarto w południe wystawę przygotowaną przez IPN pt. "586 dni stanu wojennego". W Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim odbyła się uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych 21 osobom, które działały w opozycji w czasach PRL-u. Wszyscy otrzymali Krzyże Wolności i Solidarności, nadane przez prezydenta na wniosek IPN.

- Bez wysiłku tych, którzy mieli odwagę, wytrwałość, determinację, bez tych, którzy mieli w sobie wiarę, że można inaczej, bez tych ludzi nie byłoby dzisiejszej Polski - powiedział wojewoda małopolski Jerzy Miller, dziękując wszystkim, którzy angażowali się działalność opozycyjną.

We wtorkowe przedpołudnie na Rynku Głównym pikietę pod hasłem "Systemy się zmieniają, przemoc państwa trwa" zorganizowała krakowska Federacja Anarchistyczna. Zgromadzeni (20 osób) chcieli zwrócić uwagę, że z wyniku działań służb bezpieczeństwa byli krzywdzeni ludzie w PRL, ale także w III RP.

- 13 grudnia stanowi symbol przemocy władz PRL przeciw polskiemu społeczeństwu. Ze słusznym potępieniem mówi się o internowaniach, zastraszaniach czy morderstwach popełnianych przez państwowych funkcjonariuszy. Nikt jednak nie zastawia się, ile ofiar na swoim koncie mają służby, które w złożeniu mają strzec bezpieczeństwa obywateli, wolnej już przecież III Rzeczpospolitej - można było przeczytać w oświadczeniu organizatorów pikiety.

Obchody stanu wojennego w Małopolsce zakończy 17 grudnia uroczysta msza św. w intencji Ojczyzny w nowohuckim kościele Arka Pana. Będzie ona koncelebrowana przez kardynała Stanisława Dziwisza.

Odtwarzający funkcjonariuszy ZOMO członkowie Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych "X D.O.K" rozdawali we wtorek mieszkańcom Rzeszowa materiały edukacyjne o stanie wojennym. Przedsięwzięcie przygotował miejscowym oddział Instytutu Pamięci Narodowej.

- Materiały dość szczegółowo opisują stan wojenny na Podkarpaciu. Natomiast sama akcja przeniosła nas w realia dnia codziennego w stanie wojennym, kiedy ulice patrolowały tzw. służby porządkowe, a przechodnie byli legitymowani - powiedział Jakub Izdebski z rzeszowskiego IPN.

- Członkowie grupy rekonstrukcyjnej oprócz rozdawania materiałów edukacyjnych, legitymowali przechodniów, inscenizowali pościgi milicjantów za poszukiwanymi - zauważył prezes Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych, Mirosław Majkowski.

Od wtorku przed siedzibą rzeszowskiego oddziału IPN można także oglądać wystawę "Stan wojenny na Podkarpaciu". - Zostało na niej zgromadzone blisko 100 dokumentów i fotografii przedstawiających wprowadzenie, przebieg i konsekwencje stanu wojennego w naszym regionie - wyjaśnił Izdebski.

Uroczystości przypominające 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego odbyły się również w innych miastach Podkarpacia, m.in. w Przemyślu, Jarosławiu i Sanoku. W wielu kościołach regionu wieczorem odprawione zostaną mszy św. w intencji jego ofiar.

Tablicę upamiętniającą więźniów stanu wojennego odsłonięto we wtorek na ścianie zakładu karnego na warszawskiej Białołęce. - W czasie stanu wojennego powstały zręby społeczeństwa obywatelskiego - powiedział prezes Stowarzyszenia Wolnego Słowa, Wojciech Borowik.

- 13 grudnia był tragedią dla tysięcy internowanych ludzi. Stan wojenny zatrzymał proces demokratyzacji, ale kiedy patrzę wstecz, widzę, że nie udało się zatomizować społeczeństwa, stłamsić go. Wtedy zaczął się masowy, bierny ruch oporu - mówił Borowik podczas odsłonięcia tablicy. Tablica na murze więzienia na Białołęce została wmurowana z inicjatywy Stowarzyszenia Wolnego Słowa.

- Niedługo później okazało się, że miała to być elita niepodległego państwa polskiego - mówił o więzionych w Białołęce sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, który odsłaniał tablicę wraz z Borowikiem.

Wujec wspominał również, że okres internowania wiele go nauczył. - Więzienie jest czasem pewnego kształtowania charakteru. Wiedziałem, że kiedy wyjdę, muszę być silny, muszę pomagać kolegom - mówił były opozycjonista.

Komentując przeprosiny gen. Wojciecha Jaruzelskiego za stan wojenny, Wujec zauważył: - Generał powiedział, że przeprasza, a jednocześnie, że zrobiłby to samo, więc tym drugim skasował to pierwsze". - Lepiej byłoby, gdyby nie mówił nic. Generał jest już starym, schorowanym człowiekiem, kiedy ma się z nim do czynienia nie pała się żądzą zemsty - zaznaczył opozycjonista.

- Czyli znowu by nas pałowali, znowu nas więzili? (...) Pozostaje nam mieć nadzieję, że ci ludzie zostaną osądzeni przez naród i przez historię - zaakcentował Rozpłochowski.

Lider śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Dominik Kolorz, przypomniał, że 30 lat temu komunistyczna władza "chciała zdławić wolność i zniszczyć międzyludzką solidarność". "To dzięki wam żyjemy dziś w wolnej Polsce. Ale także dziś, w tych trudnych czasach, potrzebujemy waszego wsparcia, potrzebujemy was jako ludzi Solidarności" - mówił do dawnych internowanych Kolorz.

Internowani zaczęli trafiać do zakładu w Zaborzu w pierwszym dniu stanu wojennego. Przez rok istnienia obozu przewinęło się przez niego kilkaset osób - głównie działacze opozycji ze Śląska i Zagłębia, a także z ówczesnego woj. częstochowskiego. Wywodzili się z różnych środowisk - byli wśród nich studenci, robotnicy, lekarze i naukowcy.

Obóz zamknięto w grudniu 1982 r. Internowanych przewieziono wówczas do zakładów w Raciborzu i Strzelcach Opolskich. Wielu z nich jest obecnie członkami Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym. Dawny obóz to nadal - podobnie jak przed stanem wojennym - działający zakład karny.

We wtorek, przed mszą św., dawni internowani weszli na teren więzienia w Zaborzu. Pokazywali sobie baraki, w których przebywali, pomodlili się w więziennej kaplicy.

- Na początku myślałem, że zgarnięto, z racji funkcji, jaką pełniłem, tylko mnie. Dopiero w celi, gdy zobaczyłem pięciu innych kolegów, zdałem sobie sprawę, że dzieje się coś poważnego. Warunki były straszne, był mróz, ludzi przetrzymywano w skarpetach, w piżamach - bez słowa wyjaśnienia - wspominał ówczesny wiceprzewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Ryszard Nikodem, który został internowany 13 grudnia i - prócz Zabrza - przebywał w Strzelcach Opolskich, Grodkowie i Uhercach.

- Dziś z jednej strony miło mi spotkać dawnych kolegów, części z nich nie poznałem. Z drugiej mam świadomość, że zabrano mi rok życia, choć nie byłem żadnym bandytą - dodał Nikodem.

W ubiegłym roku w Zabrzu-Zaborzu przedstawiciele Solidarności, Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym oraz władze miasta zorganizowali pierwsze regionalne obchody rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Wcześniej rocznicowe obchody organizowane były niezależnie przez różne instytucje, w różnych miejscowościach woj. śląskiego.

Inscenizację wydarzeń ze stanu wojennego odegrali lubelscy studenci, junacy OHP i uczniowie. Najpierw grupa przebrana w mundury ZOMO, z pałkami i plastykowymi tarczami w rękach, odegrała wdarcie się do siedziby zarządu regionu NSZZ Solidarność przy ul. Królewskiej w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Przebrani "zomowcy" wyprowadzali ludzi zatrzymanych w biurze związku i inscenizowali tzw. ścieżki zdrowia bijąc ich pałkami.

Później młodzież zainscenizowała manifestację przeciwko władzom stanu wojennego, która miała przejść z ul. Królewskiej przez centrum miasta na Plac Litewski, trasą przemarszów protestacyjnych w latach 80. Uczestnicy demonstracji nieśli flagi narodowe i transparenty z napisami: "WRON zdrajca narodu", "Uwolnić politycznych", "Dość czerwonego terroru". Wznosili okrzyki takie jak protestujący w stanie wojennym: "Orła wrona nie pokona", "Znajdzie się pała na generała", a do "zomowców" krzyczeli: "Gestapo" i "Nie bij brata za pieniądze".

Wieloletni działacz Solidarności, Mieczysław Szczygieł, który obserwował inscenizacje, powiedział PAP, że pamięta swoje uczucie przygnębienia i złości na wiadomość o ogłoszeniu stanu wojennego. - Ja miałem wtedy dziwne myśli. Pochodzę z Zamojszczyzny, tam były wsie partyzanckie, tam broń była poukrywana. I nie wiedziałem, czy trzeba jechać tam i przywieźć to, czy jeszcze nie czas - wspominał.

- Wszystko, co najważniejsze, wtedy działo się w zamkniętych zakładach. Nie wiem, co by się zdarzyło, gdyby więcej takich ludzi jak ja wyszło na ulice - dodał Szczygieł.

Student historii z KUL, Łukasz Niebielski, który wcielił się w rolę dowódcy oddziału ZOMO, powiedział, że inscenizacja miała na celu przypomnienie stanu wojennego. - Trzeba, żeby ludzie, zwłaszcza młodzi, o tym pamiętali, żeby mieli pojęcie o naszej historii, bo bez znajomości historii nie ma narodowej tożsamości - zaznaczył Niebielski.

- Źle się czuję w mundurze ZOMO, niektórzy starsi ludzie krzywo na nas patrzą, ale my chcemy pokazać młodym, co wtedy naprawdę się działo - wyjaśnił.

Starsi mieszkańcy Lublina mówili, że inscenizacja przypomina realia stanu wojennego. - Dobrze, że młodzi zobaczą, jak to wtedy wyglądało, bo trudno to opisać słowami, choć dziś to zabawa, a wtedy nie było do śmiechu - powiedziała kobieta, która obserwowała sceny na Placu Litewskim. Byli też obserwatorzy, którzy wyrażali się krytycznie. - Lepsze byłyby przemówienia, inscenizacja nie odzwierciedli rzeczywistości - powiedziała inna kobieta.

W czasie stanu wojennego próbowano odebrać ludziom nadzieję - mówił we wtorek pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca Jarosław Lange, szef wielkopolskiej Solidarności w 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

Hołd ofiarom stanu wojennego oddali dawni opozycjoniści, byli internowani, przedstawiciele władz miasta i województwa oraz mieszkańcy Poznania, w tym wielu kibiców piłkarskiego klubu Lech Poznań.

Jak powiedział podczas uroczystości Jarosław Lange, największą zbrodnią tamtego czasu było nie tylko to, że zabito ludzi, ale także, że próbowano odebrać ludziom nadzieję na wolność, na inne życie.

- Próbowano też ludziom odebrać to, co najcenniejsze - ich godność, szczególnie godność ludzi pracy. Próbowano - ale to się nie udało. To, że żyjemy w wolnym kraju i że dzisiaj możemy się cieszyć wolnością, zawdzięczamy tym, którzy 30 lat temu nie ugięli się. Którzy w swoich sercach i umysłach ciągle mieli nadzieję i wierzyli w godność, wierzyli, że można zwyciężyć - powiedział.

Po oficjalnych uroczystościach pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca 1956 r. członkowie NZS ułożyli ze zniczy napis "13 grudnia 1981 r. Pamiętamy".

- 13 grudnia 1981 roku nie uratował systemu, z którym na zawsze powiązane są wszystkie jego ofiary i następstwa. Odsunął natomiast upadek systemu w czasie i pozwolił, by był to upadek kontrolowany, o czym świadczy także nasza aktualna rzeczywistość - powiedział w homilii bp Zdzisław Fortuniak.

"Decyzje 1981 roku były owocem myślenia wyrosłego na gruncie tej samej filozofii, która w 1956 roku, w odniesieniu do Poznania, podyktowała słowa o odrąbanej ręce. Tej, która stworzyła postawę do wydania rozkazu, by na Wybrzeżu w 70 roku strzelać do ludzi idących do pracy. Tej samej, która podsunęła pomysł o zorganizowaniu ścieżek zdrowa w Radomiu" - przypomniał.

W nocy z poniedziałku na wtorek miały miejsce dwie uroczystości rocznicowe. Pod Pomnikiem Poznańskiego Czerwca zgromadzili się m.in. sympatycy PiS, członkowie ruchu Nowi Republikanie i ONR Wielkopolska. Trzymano m.in. transparenty "13 grudnia 1981 pamiętamy" i portret Wojciecha Jaruzelskiego z podpisem "Hańba dla Polski".

O północy przy kamieniu upamiętniającym śmierć Piotra Majchrzaka - jednej z ofiar stanu wojennego - rozpoczęła się uroczystość zorganizowana przez Stowarzyszenie Młodzi Demokraci. Wśród zgromadzonych była m.in. matka zabitego, Teresa Majchrzak.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

13 grudnia 1981 w 30 lat później
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.