69 dni pracy bez odpoczynku. Kontrola kopalni

W 2009 roku w wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach (fot. wikipedia.org)
PAP / wab

W okresie poprzedzającym katastrofę w kopalni Wujek-Śląsk, w zakładzie próbowano obchodzić prawo pracy; niektórzy górnicy byli tam zatrudniani dodatkowo przy wydobyciu węgla w ich wolnym czasie, niektórzy pracowali wiele tygodni bez wolnego dnia.

Takie są ustalenia Najwyższej Izby Kontroli, która sprawdzała funkcjonowanie zakładu w latach 2008-2009. Kontrolę zarządzono po katastrofie z 18 września 2009 r. W kopalni Wujek-Śląsk (to część kopalni zlokalizowana w Rudzie Śląskiej) w wyniku wybuchu metanu zginęło wtedy 20 górników. W środę opublikowano raport z przeprowadzonej kontroli.

Katowicki Holding Węglowy, do którego należy kopalnia Wujek, wyjaśnia, że zgodnie z prawem nie można zabronić górnikom dodatkowej pracy. Zapewnia jednak, że dziś przypadki podwójnego zatrudnienia w kopalniach są incydentalne.

W opinii kontrolerów, z punktu widzenia bezpieczeństwa najważniejsze wykryte nieprawidłowości dotyczą właśnie czasu pracy górników. „Górnicy pracujący w kopalni byli zatrudniani dodatkowo przy wydobyciu węgla w ich wolnym czasie (odrębne umowy) przez spółkę Phoenix (najczęściej na tym samym pokładzie, w tym samym charakterze)” - napisali przedstawiciele NIK w informacji zamieszczonej w środę na stronie internetowej Izby.

DEON.PL POLECA

Według ustaleń NIK, w kopalni 103 razy naruszono zasadę, że pracownikowi należy się co najmniej 11 godzin nieprzerwanego wypoczynku na dobę i podejmowano pracę wcześniej; siedmiu górników robiło to kilka razy.

„Obowiązujące przepisy praktycznie blokują pracodawcy możliwość zakazania pracownikowi dodatkowego zatrudnienia” – skomentował Wojciech Jaros z działu komunikacji korporacyjnej KHW. Dodał, że przypadki podwójnego zatrudnienia jednocześnie w którejś z kopalń oraz w firmie podwykonawczej „zdarzają się jeszcze incydentalnie”.

„Trafiają na nie służby pracownicze podczas przeprowadzanych kontroli” – wyjaśnił Jaros. Nieoficjalnie przedstawiciele środowiska górniczego mówią, że to sami górnicy często nie chcą rezygnować z takiej możliwości, szukając większego zarobku.

Według NIK, takie podwójne zatrudnienie to próba obejścia Kodeksu Pracy (formalnie górnicy nie pracowali ciągle u tego samego pracodawcy, więc kopalnia i spółka twierdzą, że nie złamały przepisów). Izba uważa, że brak wypoczynku i narastające zmęczenie może skutkować poważnym niebezpieczeństwem dla wszystkich górników. „W takiej sytuacji nietrudno o błąd przy odczycie czujników, kierowaniu maszynami itp.” - ocenił rzecznik Izby, Paweł Biedziak.

Jaros z KHW przypomniał, że po katastrofie w kopalni Wujek-Śląsk we wrześniu 2009 r., holding podjął we wszystkich swoich kopalniach działania profilaktyczne, mające zapobiec podobnej tragedii w przyszłości. - Dotyczą one m.in. wzmożonych kontroli w miejscach pracy, przeglądów sprzętu, zmiany systemu weryfikacji uprawnień zawodowych, prowadzeniu dodatkowych szkoleń bhp i ratowniczych – powiedział.

Kilka osób zostało zawieszonych w wykonywaniu czynności zawodowych. - Natomiast ustalenie stopnia winy za zajście tego zdarzenia oraz odpowiedzialności za nie będzie sprawą sądu – zastrzegł Jaros.

Jaros przypomniał, że raport NIK „w zdecydowanej większości powtarza uwagi i ustalenia poczynione wcześniej w raporcie komisji Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) oraz kontrolę wewnętrzną KHW”.

Według PIP, w kopalni nie były przestrzegane przepisy dotyczące szkoleń (także osób z dozoru górniczego) i nagminnie, po kilkaset razy przekraczane były normy czasu pracy - zarówno tygodniowe, jak i miesięczne. Nie stosowano też procedur oceny ryzyka zawodowego.

Także WUG i PIP alarmowały, że spółki węglowe omijają (choć nie naruszają) prawo, zgadzając się, by te same osoby pracowały zarówno w kopalni, jak i w prywatnej firmie usługowej, wykonującej na zlecenie kopalni te same czynności. W ten sposób ten sam pracownik może zgodnie z prawem pracować dłużej niż dopuszcza kodeks, a także np. w weekendy. PIP wnioskuje o zmianę prawa w tym zakresie.

Według komisji powołanej przez prezesa WUG na przyczyny samej katastrofy z września 2009 r. złożyły się niewystarczająca wentylacja, zły stan urządzeń, nieprawidłowości w organizacji pracy i profilaktyce. Eksperci oceniają, że zawinił człowiek, a nie natura. Do najistotniejszych zaniedbań komisja zaliczyła dopuszczenie do nagromadzenia się wybuchowej ilości metanu. Przyczyną zapalenia i wybuchu tego gazu było zwarcie w przewodzie zasilającym jeden z zamontowanych w tym rejonie klimatyzatorów. Przed katastrofą doszło do awarii tego urządzenia i było ono naprawiane.

Komisja stwierdziła też m.in. nieprzestrzeganie przepisów i zasad bhp w zakresie eksploatacji maszyn, urządzeń i instalacji w rejonie ściany. Z raportu wynika, że na feralnej zmianie w strefie objętej zakazem przebywania pracowników ze względu na zagrożenie tąpaniami zatrudnione były 22 osoby; w innych miejscu, zamiast dopuszczalnych trzech osób, pracowało pięć. Wejścia do tych stref nie były ewidencjonowane, a pracownicy nie wiedzieli nawet o tym, gdzie wyznaczono takie strefy.

Według prowadzącego postępowanie po wypadku Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach (OUG), za naruszenie przepisów i uchybienia, które - według nadzoru górniczego - miały związek z katastrofą, odpowiadają 34 osoby, w tym czterej członkowie kierownictwa kopalni.

10 pracowników zostało odsuniętych od pełnionych funkcji. Wszyscy nadal pracują w kopalni, ale na innych stanowiskach, co oznacza degradację. OUG zarzucił im naruszenie przepisów i uchybienia, które mogły mieć związek z katastrofą. Odsunięcie od obowiązków na określony czas to najbardziej dotkliwa sankcja, jaką może zastosować nadzór górniczy. Wśród osób odsuniętych od dotychczasowych funkcji jest główny elektryk zakładu oraz osoby dozoru, a także elektrycy i górnicy przodowi.

Postępowanie OUG wobec innych 21 osób zakończyło się już wysłaniem wniosków do Sądu Rejonowego w Rudzie Śląskiej, gdzie pracownicy odpowiedzą za wykroczenia w dziedzinie bhp. Wnioski te dotyczą jednej osoby z kierownictwa, ośmiu z dozoru wyższego, siedmiu z dozoru średniego, czterech pracowników fizycznych i inspektora bhp.

Niezależne śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach, która korzysta z raportu WUG, dysponuje także opinią biegłych specjalistów z Wydziału Górnictwa i Geologii Politechniki Śląskiej w Gliwicach. W postępowaniu nikomu dotychczas nie przedstawiono zarzutów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

69 dni pracy bez odpoczynku. Kontrola kopalni
Komentarze (3)
MI
miłość i spokój
26 stycznia 2011, 11:51
Tusk i jego rząd są w opozycji do związku "Solidarności" związkowców traktuje się jak wrogów, świat pracy jak podmiot, a naród się okłamuje.
CP
co premier na to ? gładko ?
26 stycznia 2011, 11:47
Pismo do premiera. - Łódzkie włókniarki nie miały kiedyś takiej siły przebicia, nie paliły opon pod sejmem, dlatego żyją dziś w gorszych warunkach niż inni - mówi Godson. - Wystąpiłem do premiera, bo na dyżurach spotykam się z taką skalą problemów, że nie jestem w stanie pomagać. W Łodzi masa ludzi nie ma po prostu co jeść - przekonuje poseł. W oświadczeniu, które Godson miał wygłosić w sejmie, napisał między innymi: "Łódź, ze swoją niezwykłą duszą i osobowością jest dla mnie tym, czym Gdańsk dla Donalda Tuska. Dla wielu Łódź to miasto zaniedbane, szare, w którym krajobraz tworzą wygasłe kominy dawno zamkniętych fabryk. Chciałbym przekonać, że to stereotypowe spojrzenie jest krzywdzące. (...) Ale Łódź to też miasto pofabryczne. Przemiany ustrojowe, jakie zaszły w kraju, spowodowały likwidację fabryk w regionie łódzkim. W związku z tym wiele osób straciło zatrudnienie. Do dziś bezrobocie tu jest jednym z największych w kraju. Apeluję o pomoc w zrównaniu szans z innymi miastami i regionami. Pomoc rządu otrzymali stoczniowcy, górnicy, znany jest program pomocy ścianie wschodniej. Takiej pomocy potrzebuje też Łódź. Brak zainteresowania utrwala negatywny obraz Łodzi w oczach Polaków". Dalej poseł John Godson wymienia główne problemy miasta. Według niego, 75% zabudowy sprzed 1944 r. jest w katastrofalnym stanie. Mamy aż 122 tysiące bezrobotnych (choć tu poseł nieco się zagalopował: liczba ta w rzeczywistości dotyczy całego województwa), 20 tysięcy dzieci żyje w nędzy. Niektóre dzielnice to getta, dla przykładu na Bałutach z pomocy społecznej korzystało 6809 osób. Posiadamy też najwyższy odsetek osób w wieku poprodukcyjnym (18,5%). Godson nie wystąpił o żadne konkretne pieniądze. Jak mówi, ma nadzieję, że premier Tusk będzie wiedział, co zrobić z jego postulatami.
Bogusław Płoszajczak
26 stycznia 2011, 10:23
I pomyśleć, że w czasach Solidarności górnicy strajkowali między innymi o wolne niedziele... Ile z tego zrealizowano?