Będzie trudniej odwołać władze w referendach?
Prezydent Bronisław Komorowski skierował do Sejmu projekt ustawy samorządowej zakładający, że referenda lokalne są ważne bez względu na frekwencję; wyjątkiem jest referendum ws. odwołania władz; tu projekt zaostrza zasady. Według prezydenta pozwoli to odpartyjnić samorządy.
Prezydent, prezentując w piątek projekt, wyraził nadzieję, że partie polityczne "zechcą pochylić" się nad propozycją "ze zrozumieniem".
Komorowski podkreślił, że propozycja z jednej strony wzmacnia możliwość przeprowadzania i zachęca do jak najliczniejszych referendów, "a więc do jak największego udziału obywateli w społeczności lokalnej, a społeczności lokalne do współdecyzji o tym, co powinno się dziać na obszarze ich miasta i gminy".
- Z drugiej strony (projekt - PAP) wprowadza niewielkie ograniczenie, w moim przekonaniu, niezwykle logiczne, jeśli chodzi o swobodę, łatwość w odwoływaniu władz samorządowych w wyniku referendum - powiedział prezydent.
Chodzi o to - jak mówił Komorowski - "by samorząd uchronić przed zbyt łatwym dziś hasaniem partii politycznych i różnego rodzaju politycznych ambicjonerów, którzy urządzają sobie prawybory na krótko przez terminem normalnych wyborów, likwidując naturalną możliwość wywiązania się albo niewywiązania się i bycia rozliczonym za to, w trybie pełnej kadencji władz samorządowych".
Prezydent zaznaczył, że "partie mają to do siebie, to jest ich natura wynikająca z mechanizmów demokratycznych, że ciągle konkurują ze sobą, toczą batalie i są skłonne wyznaczać przede wszystkim linie podziału w ramach społeczeństwa i te linie eksploatować". "Idea samorządności polegała na tym, aby te naturalne dążenia partii przynajmniej częściowo ograniczyć" - zaznaczył Komorowski.
Prezydent przypomniał, że w 2002 r. wprowadzono zasadę bezpośrednich wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Według Komorowskiego rozwiązanie to miało na celu m.in. wzmocnienie władzy samorządowej, zwiększenie legitymacji społecznej władz samorządowych oraz ich stabilności.
- To także miało być szansą na zwiększenie dystansu między funkcjonowaniem samorządów a rozgrywki partyjnej; i tak to się rzeczywiście wydarzyło - powiedział prezydent. Jak tłumaczył, dzięki tym zmianom obecnie mandaty wójtów, burmistrzów czy prezydentów miasta sprawuje coraz więcej osób niezależnych od partyjnych batalii.
Zdaniem prezydenta okazało się jednak, że rozwiązanie z roku 2002 nie w pełni zagwarantowało odpowiednią stabilność władzy samorządowej. - To, co miało być narzędziem stosowanym w absolutnie wyjątkowych sytuacjach, tam gdzie miał miejsce skandal, przestępstwo, gdy w grę wchodził prokurator, czyli referendum, stało się znacznej mierze narzędziem batalii partyjnej na gruncie samorządów - ocenił Komorowski.
Według prezydenta w ten sposób prezydenci miast, wójtowie i burmistrzowie "znaleźli się ponownie w zagrożeniu, bo partie oraz czasem nadambitni albo ambitni, niekoniecznie w zdrowy sposób, lokalni politycy znaleźli nową drogę do upartyjnienia samorządów poprzez propagowanie i skuteczne przeprowadzanie referendów odwoławczych".
- Referenda nie miały być przecież formą na skracanie kadencji w sytuacjach względnie normalnych. Stały się paradoksalnie swoistymi prawyborami urządzanymi zresztą nie za pieniądze partii politycznych tylko za pieniądze publiczne, często jeszcze na dodatek organizowanymi bezpośrednio przed planowanymi w normalnym trybie wyborami - powiedział Komorowski.
Prezydent zaznaczył, że ma pełną świadomość, iż przekazuje swoje opinie w kontekście sytuacji istniejącej w Warszawie, gdzie również ma odbyć się referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.
- Dzisiaj go zgłaszam w przekonaniu pełnym, że na bieg spraw w Warszawie już nie wpłynie, bo przecież ustawa weszłaby w życie dopiero od następnych wyborów samorządowych - zaznaczył. Jak dodał, projekt nie ma nic wspólnego z sytuacją w stolicy, "odwrotnie - sytuacja w Warszawie jest ilustracją szerszego zjawiska nadużywania referendów do bezpośredniej walki politycznej, ze stratą dla samorządności". Jak dodał, "następuje, ryzykowne, nieznośne upartyjnienie samorządności".
Komorowski zaznaczył też, że żadna partia polityczna w Polsce nie jest w tym zakresie bez winy, "każda ma też własne bolesne doświadczenie w tym zakresie, bo przecież prezydentów, burmistrzów, wójtów związanych albo luźno albo ściślej z różnymi partiami politycznymi odwoływano wielokrotnie".
- W związku z tym liczę trochę na to, że wszystkie partie polityczne - i te, które pamiętają zmiany w Częstochowie, i te, które pamiętają zmiany w Łodzi, i te, które pamiętają zmiany W Elblągu, i paru innych miastach; nie tylko te, które są zaangażowane w referendum warszawskie - zechcą wrócić pamięcią do własnych razów, które dostawały, i do własnej argumentacji obronnej (...) i zechcą pochylić się ze zrozumieniem nad tym projektem ustawy - powiedział prezydent.
Komorowski zaznaczył, że przedłożony przez niego projekt wzmacnia wpływ obywateli na sprawy lokalne poprzez wprowadzenie dużej łatwości w organizowaniu referendów merytorycznych, dotyczących konkretnych rozwiązań. Zwrócił uwagę, że referendów merytorycznych, w których obywatele mogą decydować, na co wydać wspólne pieniądze, jest relatywnie bardzo mało.
- W obecnej kadencji było 79 referendów dotyczących odwołania samorządowych organów wykonawczych, a tylko 21 referendów merytorycznych; i to wszystko się dzieje przed wyborami, kiedy i tak nastąpi korekta wyborcza - powiedział.
Jak zaznaczył, celem projektowanej ustawy jest odwrócenie tych proporcji tak, aby "Polacy na szczeblu samorządowym jak najliczniej, jak najczęściej współdecydowali w kwestiach merytorycznych, a jak najrzadziej byli plątani w rozgrywki pomiędzy partiami politycznymi".
Komorowski poinformował także, że zwrócił się do swego doradcy prof. Jerzego Regulskiego z prośbą o zbadanie, jak są uzasadnianie te referenda, które są organizowane we wrześniu w różnym miejscach w kraju.
Okazało się - mówił prezydent - że w zdecydowanej większości przypadków natrafiono na zdecydowaną niechęć udzielanie takiej informacji, a tylko w jednym przypadku na dziesięć były to konkretne powody związane z zarzutami prokuratorskimi.
Prezydencki projekt zakłada m.in., że referenda lokalne byłyby ważne bez względu na liczbę uczestniczących w nich osób - obecnie referendum jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział co najmniej 30 proc. uprawnionych do głosowania.
Wyjątkiem w prezydenckiej propozycji jest referendum w sprawie odwołania organu jednostki samorządu wyłonionego w wyborach bezpośrednich - dla ważności takiego referendum konieczna byłaby frekwencja nie mniejsza niż w czasie wyborów tego organu.
Obecnie referendum takie jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu.
Skomentuj artykuł