Będzie walka, ale Napieralski nie poprze nikogo
O wygranej w drugiej turze wyborów zdecydują głosy elektoratu Napieralskiego, a zwycięzca będzie musiał płacić trybut lewicy - uważa socjolog prof. Jacek Wódz. Jednocześnie zaznaczył, że w jego opinii Napieralski nie poprze w II turze oficjalnie żadnego z kandydatów.
- Podane wyniki sondażowe mocno się różnią. Któraś z pracowni popełniła jakiś istotny błąd. Zobaczymy, jaki wynik poda Państwowa Komisja Wyborcza. Niemniej tendencje są zbliżone - powiedział PAP Wódz.
Wódz zwrócił uwagę na - jak ocenił - bardzo niską frekwencję wyborczą. - To smutne, znaczy, że im bardziej przyzwyczajamy się do demokracji, to traktujemy procedury demokratyczne w sposób niezbyt poważny - zaznaczył. Przypomniał, że w wybory prezydenckie zawsze bardziej w Polsce mobilizowały elektorat niż parlamentarne. "Zastanawiam się, jaka teraz będzie frekwencja w wyborach parlamentarnych" - dodał.
- Oczywiste jest to, że o wyniku drugiej tury wyborów zdecyduje elektorat Napieralskiego - ocenił Wódz. Zwrócił uwagę na analogię do poprzednich wyborów prezydenckich i ówczesną sytuację przed drugą turą wyborów.
- Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wybrał nam Andrzej Lepper. Teraz prezydenta kolejnego - nie wiem, kto nim będzie, choć wszystko wskazuje, że Komorowski, choć nie odbierałbym szans Kaczyńskiemu - wybierze nam Grzegorz Napieralski. Trzeba później będzie płacić trybut (...) Trybut, jaki trzeba było płacić Samoobronie, za zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego, zdruzgotał później PiS - powiedział.
Według Wodza, uzyskany przez Napieralskiego wynik nie jest zaskoczeniem, pokazał on m.in. to, jak nadal ważne jest prowadzenie bezpośredniej kampanii wyborczej. - Pokazał też, że ani jedna, ani druga partia prawicowa nie potrafi mówić do ludzi, którzy mają zdecydowanie lewicowe poglądy (...) Zwłaszcza zastanawiające jest to, jeśli chodzi o PO - partię w zasadzie hybrydową, niezdecydowaną ideologicznie, chcącą być dobrą zarówno dla pana Gowina, jak i dla pana Palikota. Nie potrafi ona pociągnąć za sobą młodszych ludzi o lewicowych poglądach, bo nie jest dla nich wiarygodna, poważna - ocenił.
Jak mówił socjolog, wynik ten też pokazał, jak ważny i trwały jest elektorat lewicowy. - To elektorat, który będzie rósł w siłę (...) To wynik, który przełoży się na następne wybory samorządowe, parlamentarne" - mówił. Według Wodza, jest to siła, z którą trzeba traktować poważnie i liczyć się z nią. "Trzeba przestać ją traktować jako zamierającą siłę dziadków z PZPR, jako pole, gdzie hasają Kwaśniewski z Millerem, podkładając sobie nogę - podkreślił.
Pytany, czy można spodziewać się, że w drugiej turze Napieralski poprze Komorowskiego i sceduje na niego swoje głosy, powiedział, że w jego przekonaniu tak się nie stanie. - Uzyskany przez niego wynik jest za duży. Gdyby to było 5-6 proc., to można by powiedzieć, że zaapeluje on do swoich wyborców, inna sprawa w tym, ilu z nich się zastosuje do tego apelu. Ale wynik 13-14 proc. to wynik, przy którym się nie apeluje tylko się gra na siebie, na wybory parlamentarne - ocenił.
Zdaniem socjologa, Napieralski postawi pewne warunki, które będą dla Komorowskiego i Kaczyńskiego nie do przyjęcia. Jak mówił, wtedy Napieralski będzie mógł powiedzieć do swojego elektoratu: w takim razie sami wybierzcie; jednocześnie kilku znaczących polityków lewicy, np. Aleksander Kwaśniewski czy Józef Oleksy, będzie oficjalnie apelować do głosowania na Komorowskiego.
- Parę dni temu czytałem badania, z których wynika, że z elektoratu lewicowego skłonnych poprzeć Komorowskiego jest około 65-68 proc. (...) To dodatkowe 6-7 proc., a to wystarczy do zwycięstwa - powiedział Wódz.
Według niego, prawdziwym przegranym wyborów jest Waldemar Pawlak, który w zależności od sondażu uzyskał od 1,8 proc. do 2,5 proc. - To katastrofalny wynik - ocenił. Pytany z kolei o wynik Andrzeja Olechowskiego, od 1,2 proc. do 2,3 proc., powiedział, że nie jest nim zaskoczony. Jak mówił, Olechowski nie miał nic nowego do zaproponowania wyborcom. - Powtarza ciągle to samo, jednocześnie stracił kontakt z przeciętnymi Polakami - dodał.
Skomentuj artykuł