Co naprawdę stało się 10 kwietnia pod Pałacem

To, co się dzieje, jest próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej od tego, co się rzeczywiście w dniu 10 kwietnia wydarzyło - powiedział poseł PiS. (fot. PAP/Radek Pietruszka )
PAP / slo

Komendant warszawskiej Straży Miejskiej skarży się do marszałka Sejmu, że poseł PiS Joachim Brudziński znieważył strażnika miejskiego podczas niedzielnych uroczystości pod Pałacem Prezydenckim. Brudziński zaprzecza i chce przeprosin, w przeciwnym razie grozi sądem.

Jak wynika z pisma, do którego dotarła PAP, Brudziński miał użyć wobec pełniącego służbę przed Pałacem strażnika słów powszechnie uznanych za obelżywe. Skierowanie pisma do marszałka Grzegorza Schetyny potwierdziła PAP rzeczniczka Straży Miejskiej Monika Niżniak.

W datowanym na środę piśmie do Schetyny komendant Straży Miejskiej Zbigniew Leszczyński napisał, że w niedzielę ok. godz. 10.15 strażnik, przebywający na wygrodzonym terenie przed Pałacem Prezydenckim "pomagał obywatelom uczestniczącym w obchodach rocznicy katastrofy samolotu prezydenckiego w układaniu zniczy i kwiatów pod pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego".

"W trakcie wykonywania wskazanych czynności ok. godz. 10.35 strażnik odebrał od nieznanej kobiety wiązankę kwiatów, z którą udał się pod pomnik. W trakcie podejścia do wskazanego pomnika zatrzymał się celem umożliwienia złożenia kwiatów mężczyźnie, który stał przed nim. Po złożeniu kwiatów mężczyzna ten odwrócił się w kierunku funkcjonariusza i skierował pod jego adresem następujące sformułowanie: >spie... stąd<" - głosi pismo.

Jak dalej pisze komendant, strażnik "rozpoznawszy mężczyznę jako pana Joachima Brudzińskiego, posła na Sejm RP odstąpił na miejscu zdarzenia od podejmowania wobec pana posła jakichkolwiek czynności służbowych".

Komendant zwraca uwagę, że strażnik wykonywał w tym czasie czynności służbowe, więc korzystał z ochrony prawnej, przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych w art. 226 par.1 Kk. Stanowi on, że "kto znieważa funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".

Brudziński w oświadczeniu przesłanym w czwartek PAP zapowiedział, że - jeżeli w ciągu tygodnia - komendant Straży Miejskiej - nie przeprosi go za pomówienie, to skieruje sprawę na drogę sądową.

We wcześniejszej rozmowie z PAP poseł zdecydowanie zaprzeczył, by zwracał się do któregokolwiek z funkcjonariuszy w obraźliwych słowach. - Działania komendanta Straży Miejskiej, jeżeli takie zostały skierowane, są działaniami mającymi na celu zdyskredytowanie mojej osoby. Jeżeli się to potwierdzi, to wobec strażnika lub komendanta wytoczę proces, bo jest to rzecz niebywała - powiedział Brudziński.

Dodał, że sytuacja była wręcz odwrotna, bo będąc w niedzielę przed Pałacem Prezydenckim sam zwracał się do uczestników uroczystości, by mimo emocji uszanowali funkcjonariuszy, którzy stoją tam "nie ze swojej woli, tylko wskutek rozkazu osób przełożonych".

Brudziński wskazał, że podobnie nieprawdziwe informacje na jego temat pojawiły się już w niedzielę rano: "(...) że wraz z posłem Girzyńskim i posłanką Kempą zostałem zatrzymany przez policję za awantury, które wszczynałem. (...) Żadnych awantur nie wszczynałem, nie byłem zatrzymany, nie przeskakiwałem przez barierki, przeszedłem tylko między ścianą a jedną z barierek, która była uchylona. To, co się dzieje, jest próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej od tego, co się rzeczywiście w dniu 10 kwietnia wydarzyło - powiedział poseł PiS.

Zaznaczył, że jedyny kontakt, jaki miał w niedzielę z funkcjonariuszami, był to kontakt z funkcjonariuszami BOR. - O 7.30 rano zwróciłem się chyba do szefa biura przepustek, uzgadniać, że po mszy św. za okazaniem legitymacji parlamentarzyści będą mogli przejść do wygrodzonego sektora - mówił Brudziński.

Na późniejszym briefingu prasowym w Sejmie Brudziński mówił: - To, co zdarzyło się 10 kwietnia o godz. 8.41 ma znamiona pełnej i pewnej prowokacji ze strony służb celem wywołania takiego oto wrażenia, że są jakieś burdy, że parlamentarzyści wywołali wręcz zamieszki. Miało to na celu wystraszenie warszawiaków - ocenił.

W ocenie Brudzińskiego, może to być także próba odwrócenia uwagi od - jak mówił - "kłamstwa, które jest powtarzane również dziś z mównicy sejmowej, jakoby była jakaś lista 10 osób uzgodnionych, parlamentarzystów (którzy mieli mieć możliwość przejścia za barierki), która to lista została zrealizowana, a pozostali parlamentarzyści wykazywali się tutaj jakimś zacietrzewieniem czy burdami".

"Zastanawiające jest, dlaczego to pomówienie pojawia sie dopiero teraz i to w dniu głosowania w komisji gospodarki nad rezolucja o nadaniu gazoportowi w Świnoujściu imienia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, której byłem sprawozdawcą. Czyżby jedna z partii tak odreagowywała przegrane głosowanie?" - napisał Brudziński w oświadczeniu przesłanym PAP.

Jak podkreślił, pomówienie pojawia w chwili, gdy "opinia publiczna dowiaduje się, że tuż po katastrofie czołowi politycy PO otrzymali SMS-a z instrukcją, jak mają się wypowiadać o tragedii". "Czyżby klasyczna wrzutka dla przykrycia niewygodnych dla Platformy Obywatelskiej informacji" - pyta Brudziński.

Zdaniem posła PiS, komendant Straży Miejskiej powinien zająć się bezpieczeństwem mieszkańców stolicy, a nie pisaniem "paszkwili" na parlamentarzystę będącego w opozycji do prezydent Warszawy i zarazem wiceprzewodniczącej PO. "Niestety, pod jego komendą Straż Miejska - zamiast być formacją dbającą o bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy, według relacji wielu mediów kojarzy sie powszechnie z usuwaniem kwiatów i zniczy" - napisał Brudziński.

Akcja policyjna związana z 10 kwietnia o kryptonimie "Rocznica"

W MSWiA prowadzona jest kontrola ws. incydentu, do którego doszło w rocznicę katastrofy smoleńskiej, gdy grupa posłów PiS próbowała przejść przez barierki ochronne przed Pałacem Prezydenckim. Raport w sprawie tych wydarzeń przygotowuje RPO.

O kontroli prowadzonej przez MSWiA poinformował w czwartek w Sejmie wiceszef MSWiA nadzorujący m.in. policję Adam Rapacki. Jak powiedział, zbierane są obecnie informacje m.in. od policji, BOR i Straży Miejskiej (te ostatnie podlegają władzom miejskim). Dodał, że zajmujący się sprawą departament skarg i zażaleń w ciągu miesiąca powinien dokonać pełnej analizy sytuacji. - Przedstawimy szczegółową relację - zapewnił.

Wiceminister odpowiadał w Sejmie na bardzo emocjonalne pytania posłów PiS, którzy mówili m.in. o poturbowaniu niektórych swoich kolegów. Domagają się wyjaśnienia sprawy na piśmie i przeprosin.

Jak podkreślił Rapacki, ze wstępnych ustaleń policji wynika, że zabezpieczenie zgromadzenia było właściwe. Dodał, że policja już 5 kwietnia br. poprosiła, by akcji przyglądali się obserwatorzy z biura Rzecznika Praw Obywatelskich i m.in. Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Fundacja - dodał - nie zgodziła się, ale Rzecznik oddelegował swoich ekspertów. - Nie dysponujemy jeszcze analizą RPO, ale będzie ona istotna dla oceny całej sytuacji - dodał. Poinformował, że zabezpieczone zostały nagrania z systemu monitoringu, które również mają pomóc w wyjaśnieniu sprawy.

- Jeśli są osoby poszkodowane, zdaniem których doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, najlepszym rozwiązaniem byłoby powiadomić prokuraturę, by wyjaśniła bezstronnie, czy doszło do złamania prawa - dodał wiceminister.

Biuro prasowe Rzecznika Praw Obywatelskich potwierdziło PAP, że przedstawiciele Rzecznika obserwowali manifestację i w tej sprawie przygotowywany jest raport.

Incydent, o który pytali posłowie PiS, miał miejsce w niedzielę rano, w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej, kiedy prezes PiS Jarosław Kaczyński, wraz z innymi politykami tej partii, składał wieniec przed Pałacem Prezydenckim. Jak informował później rzecznik PiS Adam Hofman, służby porządkowe uniemożliwiły wtedy wspólne składanie wieńców i zniczy posłom PiS, a dwie posłanki: Marzena Machałek oraz Daniela Chrapkiewicz zostały poturbowane.

Rapacki poinformował również, że akcja policyjna związana z 10 kwietnia miała kryptonim "Rocznica", a służby przygotowywały się do nie tak, by wszystko przebiegło maksymalnie bezpiecznie. Dodał, że na niedzielę zgłoszono w sumie 15 zgromadzeń, w różnych miejscach Warszawy i o różnych godzinach. Wiceminister poinformował również, że także przed incydentem z posłami PiS, w niedzielę rano, doszło do kilku prób sforsowania barierek.

Dodał, że zatrzymane i wyprowadzone z chronionego terenu osoby odpowiedzą na podstawie Kodeksu wykroczeń.

Prośbę, aby wyjaśnieniem zajścia zajął się szef MSWiA, skierowali do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza senatorowie PiS. - Nie możemy przechodzić do porządku nad faktem, że "stróże prawa" zachowali się jak bojówkarze partii rządzącej, uniemożliwiając parlamentarzystom złożenie hołdu ofiarom katastrofy - napisali w liście do marszałka przekazanym po południu w czwartek PAP.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co naprawdę stało się 10 kwietnia pod Pałacem
Komentarze (5)
M
M.
15 kwietnia 2011, 07:03
Telewizja kłamie! Brudziński ma aureolę! Tak jak każdy polityk PiS. Ale pomazańcem Bożym jest tylko Aleksander Kwaśniewski. Przynajmniej specjalistka od jedzenie bez tak uważa...
O
Obserwator
14 kwietnia 2011, 23:50
Czy widział ktoś z was w TV aureolę nad głową Brudzińskiego? - bo ja nie. Poza tym czy przypadkiem nie myli wam się anarchia z wolnością?
G
Groszek
14 kwietnia 2011, 21:25
To dziwne, bo gdy byłem w Warszawie przed kilkoma laty to robiłem dzieciom zdjęcia przy pomniku Poniatowskiego. Teraz nie można tam już chodzić? Po drugie, czy ktoś chciał wchodzić do Pałacu? Chyba nie.
W
wer
14 kwietnia 2011, 21:05
Za barierą jest głęboki wykop? A może to prywatny teren B. Komorowskiego? Żyjemy w wolnym kraju, czy w poprzecinanej kordonami Korei Płn.? To spróbuj wejścć do białego domu wbrew ochronie
G
Groszek
14 kwietnia 2011, 21:02
Za barierą jest głęboki wykop? A może to prywatny teren B. Komorowskiego? Żyjemy w wolnym kraju, czy w poprzecinanej kordonami Korei Płn.?