Dzięki Polsce większa pomoc dla uchodźców wewnętrznych w Syrii

(fot. shutterstock.com)
PAP/ed

W syryjskiej muhafazie Tartus mieszka 1 mln uchodźców wewnętrznych. Dzięki współpracy Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie z tutejszą diecezją maronicką możliwe jest objęcie pomocą 4,5 tys. osób miesięcznie. Fundacja chce teraz zwiększyć liczbę beneficjentów.

Dodatkowa pomoc możliwa będzie dzięki przyznaniu przez polski rząd Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie 5,5 mln zł na projekty medyczne. Zdaniem miejscowego Kościoła uratuje to życie wielu syryjskim uchodźcom wewnętrznym, w tym dzieciom.

Pomocą objęci są zarówno uchodźcy chrześcijańscy jak i muzułmańscy

DEON.PL POLECA

Pomoc dla uchodźców w diecezji Tartus realizowana jest w ramach pięciu projektów i objęci są nią nie tylko uchodźcy chrześcijańscy, ale i muzułmańscy, a także najubożsi mieszkańcy diecezji, która obejmuje terytorialnie cztery syryjskie muhafazy: Tartus, Latakię, Hims i Hamę.

Pierwszym projektem jest opłacanie czynszu w wynajętych przez uchodźców mieszkaniach. Przeważnie składają się one z dużej izby z kuchnią w środku i toaletą na zewnątrz. Przewieszona zasłona oddziela sypialnię od reszty. W takich warunkach mieszka zwykle od kilku do kilkunastu osób, płacąc za to równowartość około 30 usd.

Kościół opłaca czynsz w całości lub części, czasem dając również sumę pieniędzy przewyższającą jego wartość. Zależy to od kompleksowej oceny sytuacji danej rodziny. Taką pomocą objętych jest miesięcznie 450 rodzin, ale Fundacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie planuje teraz zwiększenie liczby beneficjentów do 600 rodzin.

Czy uchodźcy zniszczą naszą cywilizację >>

Projekt medyczny

Zdaniem szefa Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie ks. prof. Waldemara Cisło będzie to możliwe dzięki wsparciu przez polski rząd projektu medycznego, co powoli przesunąć środki z tego elementu na pokrywanie czynszu i inne projekty.

Projekt medyczny obejmuje trzy działania: dostarczanie leków, podstawowe usługi medyczne i chirurgię. Koszt operacji to od około 300 do 1000 EUR. Często dzięki takim sumom ratowane jest życie pacjentów, w tym dzieci. Miesięcznie pomoc w tym zakresie dociera do 1000 osób. Maronicki biskup tutejszej diecezji Antoine Chbeir podkreśla, że syryjskie władze nie pomagają, a potrzebujących jest bardzo wielu i dla dużej części z nich brak pomocy oznacza wyrok śmierci.

Diecezja w Tartus dostarcza też paczki żywnościowe 1040 rodzinom, zapewnia im środki sanitarne, dostarcza mleko i pieluchy 650 niemowlakom i funduje stypendia, w wysokości 20 EUR, około 450 miejscowym studentom. W tym ostatnim wypadku dzięki zaangażowaniu polskiego rządu w pomoc medyczną uda się zwiększyć liczbę beneficjentów do 700 studentów.

10 sposobów, jak pomóc Syryjczykom >>

W każdej z 40 parafii diecezji maronickiej Tartus utworzone zostały lokalne komitety, które zbierają prośby o pomoc od potrzebujących, przy czym bycie chrześcijaninem nie jest warunkiem jej otrzymania. W muhafazie Tartus 10 proc. ludności, tj. około 120 tys. osób to chrześcijanie, w tym maronitów jest 20 tys., prawosławnych 80 tys., a reszta to wierni innych Kościołów.

Również wśród 1 miliona uchodźców wewnętrznych, którzy przybyli do muhafazy Tartus, 10 proc. stanowią chrześcijanie. Zdecydowana większość to natomiast sunnici. Pochodzą oni przeważnie z Aleppo lub Hims. Uciekli stamtąd przed wojną i dżihadystami, a obecnie nie mogą wrócić, gdyż ich domy legły w gruzach, a społeczność międzynarodowa nie wspiera ich odbudowy.

Do Tartus przyjechali, gdyż w tej muhafazie wojna się nie toczyła i jest tu całkowicie bezpiecznie. Problemem są jednak warunki, w jakich żyją, zwłaszcza że dochód na wieloosobową rodzinę często nie przekracza 30 usd.

Biskup Chbeir apeluje o pomoc na miejscu

Zdaniem biskupa Chbeira niektóre regulacje międzynarodowe wręcz przeszkadzają w dostarczaniu środków z zagranicy na niesienie pomocy uchodźcom wewnętrznym w Syrii. Chodzi m.in. o to, że ze względu na sankcje USA wobec Syrii jego diecezja nie może mieć dolarowego konta w banku libańskim i wszelkie przelewy muszą być dokonywane w innych walutach. Biskup podkreśla też, że pomoc powinna być udzielana na miejscu, gdzie jej koszt jest znacznie mniejszy, a uchodźcy wewnętrzni pod względem potrzeb niczym się nie różnią od tych, którzy opuszczają kraj.

Chbeir zarzuca tez Europie hipokryzję w toczącym się obecnie sporze Unii Europejskiej z Polską o relokację. - Takie kraje jak Włochy czy Francja odmawiają udzielania wiz naszym księżom, mimo że mają oni rekomendacje dostojników w Watykanie, a żądają od Polski, by przyjmowała osoby, które twierdzą, że są Syryjczykami, choć nikt tego nie jest w stanie zweryfikować - mówi i podkreśla, że ściąganie uchodźców do Europy to wielka pomyłka.

Dzięki współpracy Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie i diecezji maronickiej w Tartus z województwem dolnośląskim planowane jest też otwarcie szkoły dla 1500 dzieci. Biskup Chbeir podkreśla, że edukacja dzieci jest dla niego niezwykle ważna, a przetrwanie syryjskich chrześcijan zależy od tego, by pozostawali oni intelektualną elitą kraju. Dlatego w Latakii powstała instytucja, która płaci rodzicom dzieci, które ze względu na biedę muszą pracować zamiast chodzić do szkoły, by jednak się uczyły.

Historia Dżabura

Przykładem rodziny uchodźców otrzymującej pomoc od diecezji maronickiej w Tartus, dzięki wsparciu Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie, jest 5-osobowa rodzina pana Roberta Dżabura, mieszkająca w wiosce al-Khribat koło Tartus. Dżabur był operatorem ciężkiego sprzętu budowlanego i pracował przy budowie rurociągów w wielu krajach Azji i b. ZSRR.

To pozwalało rodzinie żyć w miarę dostatnio do czasu, gdy 5 lat temu blok, w którym mieszkali w Hims, został zniszczony w wyniku bombardowania. Dżabur jest przy tym w specyficznej sytuacji, gdyż ani on ani jego dzieci nie mają syryjskiego obywatelstwa, choć czują się Syryjczykami. Ojciec Dżabura przybył bowiem do Syrii w latach 30. XX w. z Libanu i tu się ożenił. Dżabur nie chce jednak wyjeżdżać z Syrii nawet do Libanu, choć ma libańskie obywatelstwo. Marzy natomiast, by ktoś pomógł odbudować Hims, tak by on i inni uchodźcy mogli wrócić do domu.

Teraz Dżabur naprawia wentylatory i zarabia równowartość 60 usd miesięcznie, z czego 30 usd wydaje na wynajem pomieszczenia, w którym żyją. Pozostali domownicy nie pracują, a jego 15-letnia córka uczy się w szkole średniej i chce iść na studia. Marzy o tym, by zostać projektantką wnętrz, i też nie chce wyjeżdżać z Syrii, choć wie, że nie mając obywatelstwa syryjskiego nie dostanie pracy w instytucjach i firmach państwowych. Przeżycie rodziny Roberta Dżabura uzależnione jest od pomocy ze strony Kościoła, który opłaca czynsz, a także dostarcza paczki żywnościowe i środki sanitarne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzięki Polsce większa pomoc dla uchodźców wewnętrznych w Syrii
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.