Ewa Kopacz - rozłożyła służbę zdrowia i odeszła

(fot. Krzysztof Białoskórski/sejm.gov.pl)
PAP / psd

Od początku roku większość pacjentów nie ma dostępu do leków refundowanych. Niemal wszyscy odpowiedzialność za to zrzucają na ministra Bartosza Arłukowicza. Okazuje się jednak, że duża - jeżeli nie przeważająca - część winy spada na byłą szefową resortu. Money.pl sprawdził, jakie trupy w szafie ministerstwa mogły jeszcze zostać po rządach Ewy Kopacz.

Wraz z wejściem w życie ustawy refundacyjnej (1 stycznia tego roku) większość lekarzy zaprzestało wpisywać na receptach stopień refundacji leków. A bez tego pacjenci są zmuszeni do płacenia 100 procent ceny za medykamenty. Swoje postępowanie lekarze uzasadniają tym, że po wejściu w życie nowego prawa grożą im wysokie kary finansowe za niewłaściwie wypisaną receptę. Wczoraj rząd przyjął nowelizację ustawy, w której minister zdrowia wycofuje się z tego pomysłu, ale lekarze wcale nie ogłosili końca protestu. Czekają aż poprawka ustawy wejdzie w życie.

Społeczne niezadowolenie skupia się jednak nie na lekarzach, ale przede wszystkim na ministrze zdrowia Bartoszu Arłukowiczu. A ten tylko w pewnym stopniu jest odpowiedzialny za obecny bałagan. Ustawa refundacyjna została bowiem przygotowana i uchwalona w okresie, gdy ministrem zdrowia była Ewa Kopacz.

DEON.PL POLECA

- Za kształt całej ustawy refundacyjnej odpowiada minister Kopacz. Za rozporządzenia wykonawcze do niej również. Ministrowi Arłukowiczowi można przypisać jedynie odpowiedzialność za nieodpowiednie przygotowanie rozporządzeń w sprawie recept - tłumaczy Marek Balicki, były minister zdrowia, poseł SLD.

Jeszcze bardziej krytycznie o działaniach byłej minister w tej sprawie wypowiada się były wiceminister zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, obecny poseł PiS i zarazem szef sejmowej komisji zdrowia, Bolesław Piecha.

- Proces uchwalenia ustawy refundacyjnej odbywał się w skandalicznej atmosferze. Dyskusje, zgłaszane poprawki, uwagi były kwitowane wezwaniem posłów koalicji do przystąpienia do wniosku formalnego: głosujemy, nie dyskutujemy - tłumaczy Piecha.

Na refundację wydajemy grube miliardy

Uporządkowanie systemu refundacji leków było jednym z priorytetów byłej szefowej resortu zdrowia. Wydatki na ten cel rosły bowiem z roku na rok po kilkaset milionów i w 2010 roku osiągnęły poziom 8,7 mld złotych.

Źródło: Narodowy Fundusz Zdrowia, *założenia

Co więcej, jak wyjaśnia dr Adam Kozierkiewicz, ekspert do spraw służby zdrowia z Instytutu Zdrowia Publicznego UJ w Krakowie, tempo tego wzrostu było nieproporcjonalne do nakładów na leczenie.

Dlatego niezbędne były zmiany. - Nowa ustawa wprowadziła transparentny sposób negocjacji cenowej z firmami farmaceutycznymi, a także mechanizm pay back (firmy uzgadniają z ministerstwem ceny leku refundowanego i jednocześnie określony zostaje wolumen sprzedaży, który w momencie jego przekroczenia powoduje zwrot części zysków przez firmy). I to należy uznać za krok w dobrym kierunku - tłumaczy Kozierkiewicz.

Wiele do życzenia ustawa pozostawia jednak jako całość. - Ustawa była pisana na kolanie i Ewa Kopacz doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakie kłopoty będą wiązać się z jej wprowadzeniem - podkreśla Piecha.

- Dlatego zastosowano tak długie, bo aż półroczne vacatio legis. Co nie było konieczne, bo już pod koniec maja można było przystąpić do konstruowania listy leków refundowanych. Zbliżała się jednak kampania wyborcza i taki bałagan, jak teraz, byłby bardzo nie na rękę Donaldowi Tuskowi - dodaje były wiceminister zdrowia.

Miała wyciągnąć szpitale z długów. Grożą im większe

Nowemu ministrowi podobnych kłopotów, jak ustawa refundacyjna, może przysporzyć ustawa o działalności leczniczej, która zezwala samorządom przekształcić szpitale w spółki. To był sztandarowy pomysł Ewy Kopacz na poprawę sytuacji w rodzimej służbie zdrowia. Według jej zamierzeń, skomercjalizowane szpitale miały zaprzestać bezkarnego zadłużania się i tym samym zwiększania długu placówek służby zdrowia, który w drugim kwartale 2010 roku wynosił aż 10 mld złotych.

źródło: Ministerstwo Zdrowia

Na zachętę - by samorządy skorzystały z tego rozwiązania - na spłatę długów placówek służby zdrowia z budżetu ma iść 1,4 mld zł rocznie, a dodatkowe 1,6 mld zł na umorzenie zobowiązań ZOZ-ów wobec Skarbu Państwa (m.in. zaległe podatki, niezapłacone składki ZUS i nieuiszczone opłaty za użytkowanie wieczyste).

Jak na razie nikt z tego nie skorzystał. Natomiast na podstawie wcześniejszych, przejściowo obowiązujących przepisów (tzw. plan B, który został przygotowany po zawetowaniu ustawy o komercjalizacji szpitali przez Lecha Kaczyńskiego w 2008 roku) przekształciło się jedynie 40 placówek.

Prawdziwy problem może się jednak pojawić w przyszłym roku. Nowa ustawa nakłada bowiem na samorządy obowiązek pokrycia ujemnego wyniku finansowego szpitala, który nie został skomercjalizowany. Jeżeli tego nie uczyni, będzie zobligowany do przekształcenia ZOZ-u w spółkę, ale bez możliwości skorzystania z oddłużenia i spłaty długów.

- Obecnie obowiązująca ustawa jest kolejną miną, na która nadepnie minister Arłukowicz. W styczniu przyszłego roku może się bowiem okazać, że z 400 szpitali, które są pod kreską, 200 będzie musiało być automatycznie przekształconych. A to grozi ich upadkiem w ciągu pól roku, bo zmieni się tylko szyld, a nie sposób zarządzania - ostrzega Kozierkiewicz.

NFZ ma coraz więcej kasy, a kolejki się nie skracają

Obecna marszałek w spadku pozostawiła swojemu następcy także ogromne kolejki do specjalistów. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że najdłużej czeka się do okulistów, do których zapisanych jest 235 tysięcy pacjentów - co oznacza przeciętny czas oczekiwania na wizytę średnio 14 miesięcy. Za pół roku można liczyć na przyjęcie przez chirurga urazowego i ortopedy, a za trzy miesiące do otolaryngologa i reumatologa.

specjalista kolejka pacjentów średni czas oczekiwania wykorzystanie potencjału placówek służby zdrowia
Okulista 235 tys. 14 miesięcy 50 proc.
Chirurg urazowy i ortopeda 153 tys. 6 miesięcy 70 proc.
Otolaryngolog 54 tys. 3 miesiące 60 proc.
Reumatolog 18 tys. 3 miesiące 75 proc.
Urolog 15 tys. 25 dni 65 proc.
Chirurg ogólny 46 tys. 15 dni 65 proc.

I to wszystko, pomimo tego że w latach 2008 - 2012 budżet NFZ wzrósł z 49,3 mld do prawie 61 mld zł, czyli o ponad 23 procent.

Rezygnacja ze strzykawek odbije się czkawką?

Za najbardziej spektakularny sukces Ewy Kopacz na stanowisku minister zdrowia uważa się opór jaki dała presji środowiska i rezygnację z zakupu szczepionek na grypę. To pozwoliło zaoszczędzić według Money.pl 111 mln euro. Jednak w przyszłości i to może obrócić się przeciwko jej następcy.

- Dwa lata temu faktycznie w dużym stopniu mieliśmy do czynienia z nieuzasadnioną paniką i decyzja minister była jak najbardziej słuszna. Przy kolejnej epidemii może się jednak okazać, że wirus jest dużo groźniejszy, a my mając w pamięci poprzednią sytuację za późno zareagujemy. Czego skutki mogą być bardzo groźne - tłumaczy Kozierkiewicz.

Także korzystne na pierwszy rzut oka rozwiązania, umożliwiające ubieganie się przez pacjentów o odszkodowania od szpitali za błędy lekarskie, mogą mieć dla nich negatywne skutki. W związku z oczekiwanym przez towarzystwa ubezpieczeniowe wzrostem liczby odszkodowań należy się liczyć ze wzrostem kosztów ubezpieczenia szpitali.

- Szpitale polisę wykupić muszą, a pieniędzy dodatkowych na to nie dostaną. Będą więc musiały szukać ich zapewne kosztem obsługi pacjentów - wyjaśnia Piecha.

Koledzy z Platformy Obywatelskiej - mimo wszystkich zarzutów - bronią byłej minister, a obecnej marszałek Ewy Kopacz. Według Sławomira Neumanna zrobiła ona wiele dobrego.

- Przyglądając się jednak efektom jej pracy, trzeba pamiętać, co zastała, gdy przyszła do resortu. Zaczynała w ministerstwie, w którym panował chaos. Jej udało się uporządkować sprawy związane ze służbą zdrowia i wprowadzić kilka dobrych ustaw. Na przykład przepisy dotyczące refundacji są krokiem w dobrą stronę - broni minister poseł Neumann.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ewa Kopacz - rozłożyła służbę zdrowia i odeszła
Komentarze (3)
BK
bo kto przysięgę naruszy, biad
11 stycznia 2012, 20:20
czy aby Ewa Kopacz składała wogóle przysięgę Hipokratesa ???
P
Polak
11 stycznia 2012, 18:35
Czy Polska nie jest dzikim krajem, jak mówil przyajciel Tuska, niejaki Miro? Czy Polska jest pa nstwem prawa, skoro za kłamstwa, oszustwa, lenistwo , niekompetencje, za stworzone przez siebie ustway buble , zamiast kary dostaje się awans na stanowisko marszałka sejmu. Nie jestem w stanie tego pojąc?
D
DNA
11 stycznia 2012, 14:29
To jest wdrażanie przez PO perelowskiej zasady: "im gorzej, tym lepiej". Więc skoro zawaliła sprawę, to należy się jej nagroda. Niech zwali sprawy jako Marszałek. Tak to jest kiedy na ministra wybiera się bez względu na kompetencje, a tylko liczy się służalczość. Czy naprawdę nie ma kogoś godniejszego na Marszałka. Tak kupczy się stanowiskami w państwie, tylko po co. By obnizyć autorytet państwa. Niestety. Ta paniusia powinna zając się ...gotowaniem. Ale może tego też nie potrafi.