Gdzie zniknęły donosy agenta "Bolka" z Sejmu?

(fot. MEDEF / flickr.com)
PAP / slo

W sejmowej dokumentacji tzw. Komisji Ciemniewskiego nie ma akt wytworzonych przez organa bezpieczeństwa PRL - podał rzecznik IPN Andrzej Arseniuk. Część mediów twierdziła, że w tajnych aktach tej komisji miały się znajdować donosy agenta SB "Bolka".

Arseniuk dodał, że prezes IPN zwróci się do szefa Kancelarii Sejmu o przekazanie do zasobu archiwalnego Instytutu uwierzytelnionych kopii dokumentacji tej komisji. Wystąpi też o udzielenie informacji nt. "ewentualnej możliwości występowania dokumentów organów bezpieczeństwa państwa w innych materiałach przechowywanych w Kancelarii Sejmu".

W środę upoważnieni przez prezesa IPN pracownicy archiwów IPN dokonali przeglądu dokumentów wytworzonych oraz zgromadzonych w toku prac Komisji do zbadania wykonania przez MSW uchwały Sejmu z 28 maja 1992 r. (tzw. Komisja Ciemniewskiego), przechowywanych w archiwum Kancelarii Sejmu.

Arseniuk przypomniał, że przegląd poprzedzono wystąpieniem prezesa IPN 20 lutego do marszałka Sejmu Ewy Kopacz, z prośbą o zidentyfikowanie w aktach Komisji materiałów organów bezpieczeństwa państwa, o których mowa w art. 5 ustawy o IPN oraz w przypadku ich odnalezienia o przekazanie tych materiałów.

Według Arseniuka w toku przeglądu ustalono, iż na akta Komisji składa się 5 obszernych jednostek archiwalnych. Całość okazanej pracownikom IPN dokumentacji papierowej stanowią materiały wytworzone w toku prac Komisji. "Nie odnaleziono w niej materiałów lub kopii materiałów organów bezpieczeństwa państwa, o których mowa w art. 5 ustawy o IPN" - podał Arseniuk.

W ubiegłym tygodniu media poinformowały, że w sejmowym archiwum "mogą znajdować się" kopie dokumentów z teczki "Bolka". Według "Naszego Dziennika", materiały nt. rzekomej współpracy i kontaktów b. prezydenta Lecha Wałęsy z organami bezpieczeństwa PRL trafiły na Wiejską w 1992 r. Chodzi o sejmowy zasób archiwalny tzw. komisji Jerzego Ciemniewskiego, która powstała w 1992 r. dla zbadania lustracji przeprowadzonej przez Antoniego Macierewicza.

Tygodnik "Uważam Rze" powoływał się z kolei na tajne protokoły tej komisji, z których miało wynikać, że w kancelarii tajnej Sejmu mogły zachować się kopie - uważanych za zaginione - donosów TW "Bolka".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdzie zniknęły donosy agenta "Bolka" z Sejmu?
Komentarze (6)
KC
koniec części wywiadu
4 lipca 2012, 12:34
Dlaczego pan pozwalał na inwigilację kluczowych uczestników obrad Okrągłego Stołu? KISZCZAK: Sporadyczne działania, bez ładu, prowadzone siłą rozpędu. Trudno było kilkadziesiąt tysięcy pracowników SB w ciągu jednego dnia pozbawić pracy. To wymagało czasu. Mnie podlegało wówczas 200 tysięcy podwładnych, wśród których niewielu było zwolenników Okrągłego Stołu. Ale to chyba nie działało tylko siłą rozpędu. Pan czerpał w ten sposób istotne informacje wykorzystywane w negocjacjach? To było bez znaczenia i w niczym nie pomagało." Za: edgp.gazetaprawna.pl Dziennik Gazeta Prawna, 20 listopada 2009, nr 227.
UU
uznanie u wroga
4 lipca 2012, 12:30
Poznał pan braci Kaczyńskich? KISZCZAK: Najpierw Lecha. Brał udział w negocjacjach w Magdalence, które poprzedziły Okrągły Stół. Zabierał głos rzadko, ale konkretnie. Mówił prawniczym i wypranym z emocji językiem. Już w trakcie obrad Okrągłego Stołu obecny prezydent przedstawił mi brata. Muszę powiedzieć, że zaimponował mi bystrym umysłem. Wyskoczył do mnie z żartobliwymi pretensjami: „Panie generale, pan internował brata, a mnie nie. Teraz brat chodzi z nożyczkami i obcina kupony, robi wielką politykę, a ja nie mam czym się pochwalić”. Powiedziałem, że nic straconego, bo jestem szefem MSW, kodeks karny obowiązuje, mogę to nadrobić. Spodobał mi się jako człowiek, który w trudnej sytuacji potrafi zachować się dowcipnie.
C
c.d.
4 lipca 2012, 12:23
Zmienił pan zdanie o Lechu Wałęsie. Ostatnio powiedział pan, że należy mu się pomnik. W 1982 roku na posiedzeniu biura politycznego KC PZPR mówił pan, że to żulik, mały człowiek i chytry lis. KISZCZAK: Podtrzymuję, co mówiłem, ale nie mówiłem tego publicznie. Wtedy ważyły się losy Wałęsy. Większość najwyższego forum opowiadała się za zmianą internowania w aresztowanie i osądzenie go. Ja postulowałem uwolnienie. Poparł mnie generał Jaruzelski i następnego dnia Wałęsa wrócił w domu. Zawsze mówiłem, że Wałęsa jest na cokole i nie ma siły, która by go stamtąd zdjęła. Pamiętajcie, że opozycja na ludziach władzy też wieszała psy. Urok walki politycznej. Popatrzcie, co się dzieje obecnie. Dlaczego pan mówił „żulik”? Żulik to nawalony facet spod budki z piwem. W tym jest niesłychana pogarda. Może to było zbyt mocne słowo. Trudno się dziwić, skoro MSW urządzało prowokacje, jak zmanipulowanie jego rozmowy z bratem w ośrodku internowania. Jeśli dobrze pamiętam, to Wałęsa bardzo brzydko mówił o episkopacie. I na całej podziemnej opozycji, że żyje za pieniądze zagranicznych służb. Uważamy się za pępek i sumienie świata. A Polska jest potrzebna mocarstwom do prowadzenia gier. Amerykanie i Zachód w latach 80. kupowali Polskę za drobne, a ja te drobne, czyli setki tysięcy dolarów, przepuszczałem przez ręce. O czym pan mówi? Przez związki zawodowe szły do Polski pieniądze. Kanały były opanowane przez polski wywiad. Podwładni mnie namawiali, żeby te pieniądze zbierać na Skarb Państwa. Ale po co? Wiedzieliśmy, ile pieniędzy przychodzi, do kogo idą, na co są rozdzielane. Dobrze, że te pieniądze szły. Pomogły w rozmontowaniu komunizmu.
CW
c.d. wywiadu
4 lipca 2012, 12:06
Kim były te osoby? porządni ludzie – działacze, politycy. Niektórych do dziś oglądam w telewizji. Tadeusz Mazowiecki w czerwcu tego roku dał do zrozumienia, że pan go oszukiwał 20 lat temu w sprawie niszczenia akt SB. Premier słyszał od pana, że to, co się dzieje, jest „rutynowym paleniem duplikatów”. Na posiedzeniu prezydium rządu, które w oparciu o meldunek Jana Rokity zostało zwołane w tej sprawie, tłumaczyłem, że jest to robione w trosce o polityków solidarnościowych. Premier zapewniał mnie, że archiwa będą przez kilkadziesiąt lat chronione, a potem udostępnione wąskiej grupie historyków. Zameldowałem mu, że po powrocie do MSW opracuję depeszę zabraniającą brakowania dokumentów. Tak też zrobiłem. Z tą chwilą zaprzestano brakowania dokumentów tajnych i poufnych. Po posiedzeniu premier na boku spytał, co należałoby zrobić z tymi archiwami. Powiedziałem, żeby dał sto tysięcy dolarów, a kupimy kilka cystern paliwa lotniczego i puścimy archiwa z dymem. Niedługo potem premier powołał trzyosobową komisję, w której byli historycy: Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer i Adam Michnik. Po tygodniu ta trójka przybyła do MSW, mieli nieograniczony dostęp do teczek. Dostawali wszystko, o co prosili, i doszli do wniosku, że są to dokumenty, których nie warto pokazywać. Bo? Bo zacznie się publiczne urywanie sobie głów. Co zameldowali premierowi, tego nie wiem.
NN
nikomu nie odmawiał
4 lipca 2012, 11:58
KAMILA WRONOWSKA, MICHAŁ MAJEWSKI: Czy pan osobiście niszczył teczki współpracowników SB? CZESŁAW KISZCZAK: Zanim odpowiem, chcę powiedzieć, że służby specjalne w każdym państwie są jednym z filarów władzy. Im ten filar silniejszy, tym państwo mocniejsze. Praca z agenturą z moralnego punktu widzenia może nie zasługiwać na pochwałę, ale bez niej żadne państwo funkcjonować sprawnie nie może. Oficerowie służb, pozyskując współpracowników, gwarantują im utrzymanie tego faktu w tajemnicy. I oficerowie służb specjalnych PRL tej zasady przestrzegają. Dziś Polska ma o wiele szerzej rozbudowane służby, oparte głównie na pracy z tajnymi współpracownikami. To, co się dzieje wokół tych służb przez 20 lat, Polsce nie służy. W 1989 roku przychodzili do mnie, jako do szefa MSW, działacze opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, wywiadu i kontrwywiadu. Naciskałem na guzik. Odbierał szef biura, w skład którego wchodziły archiwa. Prosiłem o przyniesienie teczki. Następnie dawałem ją mojemu gościowi. A on na zapleczu gabinetu wrzucał dokumenty do niszczarki. Oryginały? Oryginały. I duplikaty nie zostawały? Jeśli ten współpracownik wymieniał w meldunku 10 osób, to papier odbijano w 10 kopiach i trafiał on do 10 różnych teczek. Ilu osobom zrobił pan taką przysługę? Nikomu nie odmawiałem.
T
Troll
4 lipca 2012, 10:27
Najbardziej zależało kościołowi katolickiemu i Wałęsie aby nie było lustracji.Od tego przecież mamy Miłosierdzie Boże w Łagiewnikach,sanktuarium zamiatania pod dywan.