Generał Kiszczak uniewinniony ws. "Wujka"
Warszawski Sąd Okręgowy uniewinnił we wtorek Czesława Kiszczaka oskarżonego o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r.
Prokuratura domagała się dla oskarżonego dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona - uniewinnienia.
Sąd Okręgowy w Warszawie ocenił we wtorek, że nie udowodniono, iż działania Czesława Kiszczaka przyczyniły się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r. Dlatego, jak mówił sędzia, zapadł wyrok uniewinniający.
Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
To właśnie kwestia szyfrogramu i ocena wpływu, jaki ten dokument miał na przebieg tragicznych zdarzeń w kopalni "Wujek", była podstawowym problemem spornym w sprawie. Sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni.
Sędzia wskazywał m.in., że podczas procesu zomowców uczestniczących w akcji na terenie kopalni nikt nie powołał się na to, iż strzelał w związku z szyfrogramem. - Nikt nie powiedział jednego: użyłem broni, bo poznałem szyfrogram Kiszczaka - zaznaczył sędzia Marek Walczak. Dodał, że także bezpośredni dowódca plutonu specjalnego zeznawał, że szyfrogram po raz pierwszy "chyba zobaczył w aktach sprawy", nie ma zaś żadnego potwierdzenia, że z dokumentem tym zapoznał się w 1981 r. Według tego dowódcy pod kopalnią miało dojść "do samoistnego użycia broni".
Ponadto sąd odniósł się do kwestii przekazania przez Kiszczaka uprawnień do użycia broni. Sędzia wskazał, że uprawnienia takie przekazywał już dekret o stanie wojennym, a szyfrogram był głównie powtórzeniem tego dekretu. - Jeśli dekret wprowadził taką regulację, to nie można twierdzić, że Kiszczak rozsyłając jego treść przekazywał swoje uprawnienia - powiedział sędzia.
Sąd zastrzegł także, że w sprawie rozpatrywany był konkretny zarzut postawiony przez prokuraturę. - Ten sąd nie sądził dekretu, ani wprowadzenia stanu wojennego - zaznaczył Walczak.
Kiszczak wyjaśniał, że nie naruszył prawa. Przekonywał, że nie ma związku między zdarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jak mówił - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym.
- Sąd rozumiejąc dramat tej całej sytuacji nie jest sądem, który może osądzić i poprawić historię, zadośćuczynić temu złemu co się stało; sąd może ustalić winny lub niewinny (...) to wszystko, więcej sąd nie może - mówił sędzia Walczak.
Wyrok nie jest prawomocny.
Prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych powiedzieli dziennikarzom po ogłoszeniu orzeczenia, że w sprawie należy spodziewać się apelacji. Obrońca Kiszczaka, mec. Grzegorz Majewski wstrzymał się z komentarzem. Dodał, że wyrok jest zgodny z jego oczekiwaniami, ale druga strona pewnie odwoła się do sądu apelacyjnego. Orzeczenia nie komentował też Kiszczak.
"Zbliża się trzydziesta rocznica wydarzeń na Wujku. Liczyliśmy, że doczekamy się… Nie chodziło o to, by skazać kogoś na więzienie, by ci ludzie tam poszli, bo są już w takim wieku, są schorowani. Chodziło o samo osądzenie tego czynu, niestety do tego nie dojdzie" - mówi przewodniczący Społecznego Komitetu Górników KWK Wujek Poległych 16 grudnia 1981 r. Krzysztof Pluszczyk.
"Jesteśmy zdziwieni. W pewnych momentach można już nie rozumieć, co się dzieje w tym kraju. Jeżeli są ofiary, są ludzie skazani za to, że strzelali, to przecież ci, którzy na Wujek przyjechali, sami nie przyszli. Ktoś ich tam skierował, ktoś im kazał, ktoś im wydał rozkaz, wydał ten szyfrogram.
Po wyroku, który skazał winnych – znam opinię tych ludzi, którzy poszli do więzienia - oni też uważają, że są ofiarami, bo ktoś, kto tym wszystkim zarządzał, kto ten stan wojenny wywołał – ci ludzie są bezkarni, niewinni. Wsadzono tylko tych, którzy wykonywali ich polecenia. To jest dziwne, takie dziwne zaskoczenie.
Nawet nie chodzi, żeby historycznie to oceniać. Ktoś wydając dekret o stanie wojennym, wydając ten tajny szyfrogram rozesłany tylko do komend, o którym społeczeństwo nie było powiadomione, zezwala na to, żeby dowódcy wydali rozkaz na strzelanie.
Przecież, gdybyśmy wiedzieli na kopalni, że może przyjechać taka jednostka i dowódca może im wydać rozkaz, nie wiem czy ktoś o zdrowych zmysłach stanąłby naprzeciw ludzi z karabinami z ostrą amunicją. To było tak zorganizowane, żeby ludzi zastrzelić, wszystkie ślady zatrzeć, no a odpowiedzialności za to, niestety, nie ma.
Nie wiem, czy jest jeszcze miejsce na jakieś działania. Jesteśmy już trochę zdegustowani tym wszystkim, czy to w ogóle ma sens. Musimy się zastanowić, dokładnie wysłuchać uzasadnienia i tych wszystkich rzeczy, bo faktycznie ja jestem zaskoczony tym wyrokiem”.
Skomentuj artykuł