Kaczyński: "Jeżeli podpisze, to się spotkam"

Kaczyński: "Jeżeli podpisze, to się spotkam"
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podpisał "deklarację łódzką" przeciw przemocy w życiu publicznym i przedstawił ją dziennikarzom. (fot. PAP / Paweł Kula)
PAP / wm

PiS przedstawił w piątek "deklarację łódzką" przeciw przemocy w życiu publicznym. Podpisał ją w piątek prezes PiS Jarosław Kaczyński i zapowiedział na konferencji prasowej w Sejmie, że dopuszcza spotkanie z prezydentem Bronisławem Komorowskim, jeśli i on podpisze dokument.

Prezes PiS przedstawił w piątek deklarację "przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach" skierowaną do uczestników życia politycznego, osób zaufania publicznego, dziennikarzy i obywateli.

Jak mówił, deklaracja "jest zobowiązaniem do nie posługiwania się w życiu publicznym sformułowaniami obraźliwymi (...), bez których można w polskim języku wyrazić nawet najbardziej krytyczny pogląd".

DEON.PL POLECA

Kaczyński zaznaczył, że jeśli deklaracja zostanie podpisana przez polityków reprezentujących największe siły polityczne w Polsce "to już będzie bardzo dużo". Wyraził też nadzieję, że podpisze ją premier Donald Tusk.

- Podpisanie jej przez przedstawicieli mediów będzie bardzo dobrze przyjęte i sądzę, że byłby to prawdziwy przełom w życiu publicznym - zaznaczył Kaczyński.

Prezes PiS, pytany czy dopuszcza spotkanie z prezydentem Bronisławem Komorowskim, jeśli ten podpisze deklarację, odpowiedział: "jeżeli podpisze, to tak". Deklarację przekazał w piątek prezydentowi podczas spotkania szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.

W dokumencie odrzucono "język nienawiści i wykluczenia" oraz podkreślono, że wyrażenia wzywające do przemocy i "życzące śmierci" są niedopuszczalne. Podobnie jak zrównywanie legalnie działających partii z "reżimami i partiami totalitarnymi", takimi jak KPP, czy NSDAP.

Dziś jest ostatnia chwila, by zatrzymać eskalację przemocy - napisano. Autorzy dokumentu podkreślili też, że walka polityczna trwająca od kilku lat "przyniosła ofiarę śmiertelną" oraz że kilka tygodni temu, "obywateli, którzy korzystali z konstytucyjnych swobód bito i lżono przy bezczynności policji".

Za niedopuszczalne uznano w dokumencie m.in. "wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne, wmawianie nienawiści i działania z niskich pobudek", a także używanie dla określenia oponenta słów powszechnie uznawanych za obelżywe, jak: "bydło, wataha", czy wypowiedzi takich jak "przyjdzie taki dzień, że Jarosław Kaczyński będzie już rozmawiał z siłami ostateczności".

Szef PiS podkreślił, że jest to także deklaracja przeciwko kłamstwu. W tym kontekście odniósł się do czwartkowej wypowiedzi premiera Donalda Tuska.

- Dzisiaj usłyszałem, że wczoraj premier Tusk mówił, że jest określany jako ruski agent, że ma krew na rękach i że są to sformułowania, których ja używam. Bardzo proszę o cytaty, bardzo proszę, aby pan Tusk mnie zacytował - powiedział szef PiS.

- Niczego takiego nigdy nie mówiłem, mówiłem wyraźnie o odpowiedzialności moralnej i politycznej, tego w żadnym wypadku nie cofam, to nie są sformułowania obraźliwe - dodał.

Premier mówił w czwartek w Sejmie, że "jeśli są politycy w Polsce, którzy każdego dnia o konkurencji są w stanie powiedzieć najstraszliwsze i najcięższe oskarżenia, typu: zdrajca, agent, morderca, to ktoś, kto używa tego rodzaju słów, wyczerpuje możliwość uprawiania polityki poprzez słowa".

Jak mówił Kaczyński, nieprawdziwe są także twierdzenia Andrzeja Czumy (PO) z posiedzenia komisji wymiaru sprawiedliwości i komisji służb specjalnych "o krwi na rękach i o tym, że mówili to przedstawiciele PiS". "To mówili ludzie na ulicy" - zaznaczył.

 

Szef PiS, pytany czy czuje się współwinny zaostrzenia języka w polityce, odpowiedział: "Wystarczy prześledzić wydarzenia od 2005 roku, żeby się dowiedzieć, kto jest winien. Doradzam lekturę przemówienia Donalda Tuska z 19 czerwca 2005 roku". Jego zdaniem, było to "niesłychanie agresywne wystąpienie". "Później się zaczęło" - dodał.

Według Kaczyńskiego, PiS będzie musiał w końcu opublikować "białą księgę z tymi wszystkim wystąpieniami" po to, by "nie było wątpliwości, kto tutaj został - można powiedzieć - napadnięty na ulicy, przewrócony i skopany, a kto się tylko od czasu do czasu, zresztą niezbyt energicznie, bronił".

- Chcemy, by ta sytuacja się skończyła (...) w interesie Polski. Nie ukrywam, że to jest także interes, który dotyczy wszystkich partii, przy czym w bardzo wysokim stopniu naszej partii - stwierdził. Jak dodał, doszło do zbrodni i nie ma żadnej gwarancji, że taka sytuacja się nie powtórzy.

- Proszę obserwować internet, tam to zabójstwo wśród wielu wywołało radość - powiedział, dodając, że "trzeba coś z tym zrobić". Jak mówił, nie może być tak, że można "pochwalać zbrodnię zabójstwa".

Kaczyński pytany był także, jak ocenia wczorajsze przeprosiny prezydenta Bronisława Komorowskiego w wywiadzie dla TVN i TVN24. Prezydent, na sugestię, że Kaczyński nie przyszedł na czwartkowe spotkanie, bo ze strony PO nie padły słowa "przepraszam" pod jego adresem, powiedział: - Zrobimy eksperyment: ja bardzo serdecznie przepraszam. Jestem skłonny przeprosić za Janusza Palikota, jestem skłonny przeprosić za Antoniego Macierewicza, za pana Kurskiego, za Stefana Niesiołowskiego, za moje wypowiedzi () i zobaczymy, co z tego wyniknie - powiedział prezydent.

- Prezydent Komorowski przeprosił w sposób, który z naszego punktu widzenia jest, można powiedzieć, co najwyżej częściowy. Bo jeżeli uważa, że należy przepraszać za Kurskiego, (...) Macierewicza, to może jednak by zostawił to tym, którzy są z nimi jakoś związani. To nadało tym przeprosinom taki ton fałszywy - ocenił szef PiS.

Jak dodał, w przypadku b. posła PO Janusza Palikota, "to nie o przeprosiny tutaj chodzi, tylko o postępowanie karne". - Bo on dopuścił się rzeczy, za które powinien - w związku z zabójstwem w Łodzi i usiłowaniem morderstwa mieć postępowanie karne - podkreślił.

- Można się dopatrzyć związku między jego wypowiedziami, a tymi wydarzeniami. On wzywał do pozbawienia życia mnie, ja ocalałem, ale można powiedzieć, to było zabójstwo w zastępstwie, co dla mnie jest też pewnym problemem o moralnym charakterze, bo Marek Rosiak zginął jakby za mnie - dodał.

Jak mówił, musi być jasne, że "jeśli ktoś tego rodzaju rzeczy robi, to za to odpowiada, że to jest koniec jego kariery politycznej, ale także i pod innymi względami będzie miał bardzo ciężkie przeżycia."

Kaczyński pytany, czy jest gotów na taki "eksperyment" i przeprosi m.in. za Antoniego Macierewicza, odpowiedział, że nie bardzo rozumie, za co ma przepraszać. - A poza tym (...) to jest tak, że to słowo "eksperyment" jest w kontekście czyjejś śmierci i zamachu na życie innego człowieka (...). To nie jest właściwe słowo. Albo zmieniamy polską politykę, albo jej nie zmieniamy - dodał.

Pytany, czy żałuje swoich słów o ZOMO i "łże-elitach", odpowiedział, że mówił o tym na kongresie partii w 2009 roku i nie będzie powtarzał. - Mówiłem nie o byciu ZOMO, tylko staniu, tam gdzie ZOMO. To na pewno była niefortunna wypowiedź, ale w żadnym razie nie można tego porównywać do zabójstw - podkreślił.

Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak przypomniał, że chodzi o kongres w Nowej Hucie. "Wtedy padły słowa: przepraszam" - dodał Błaszczak.

Prezes PiS powtórzył, że PiS i PO to partie "radykalnie odmienne, właściwie w każdym punkcie". - Ale taki spór powinien się toczyć - zaznaczył.

Jak zaznaczył, zadaniem mediów jest to, by "Polacy rozumieli, na czym ten spór polega i by potem wybierali między dwoma politykami". Czy im się podoba np. polityka zrównoważonego rozwoju, czy polaryzacyjno-dyfuzyjna, (...) polityka zagraniczna polegająca na - powiedzmy sobie - daleko idącej spolegliwości wobec wszystkich, czy bardziej zdecydowana" - wyliczał szef PiS. "Takich różnic jest ogromna ilość" - zaznaczył.

- Jesteśmy ludźmi, można powiedzieć o innym typie zasobu kulturowego, natomiast to nie oznacza, że to musi się kończyć zabójstwami, że to się musi kończyć tym nieustannym ostrzałem, że jedna strona ma przewagę w mediach i w związku z tym wolno jej robić wszystko - ocenił.

Pytany, dlaczego nie przyjął ochrony BOR, powiedział: "Z tego względu, że mam już od jakiegoś czasu ochronę". Jak dodał, ilość pogróżek pod jego adresem od dłuższego czasu była "ogromna". Dodał, że zdarzają się także "różne rzeczy" pod jego domem.

- A jeszcze do tego, poza mną, mieszka tam moja bardzo ciężko chora matka i w związku z tym ochrona jest potrzebna. Byłem jej pozbawiony, to oczywiście była zgodna z prawem decyzja pana Schetyny i ja jej nie kwestionowałem i nie kwestionuję w dalszym ciągu, ale już teraz dziękuję - powiedział.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kaczyński: "Jeżeli podpisze, to się spotkam"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.