"Nie zdawałam sobie sprawy, że może umrzeć"

PAP / kn

Nie brałam pod uwagę, że nieudzielenie pomocy medycznej Szymonowi może skutkować jego śmiercią - mówiła w piątek przed katowickim sądem jego matka Beata Ch. Razem z byłym partnerem, ojcem dziecka, Jarosławem R. odpowiada za zabójstwo prawie dwuletniego chłopca.

Proces ruszył na początku września. Rodzice Szymona nie przyznają się do zbrodni i wzajemnie obciążają się winą. Beata Ch. w piątek przez kilka godzin kontynuowała odpowiadanie na szczegółowe pytania sądu i stron. Powtórzyła, że to Jarosław R. pobił Szymona.
Według oskarżenia 24 lutego 2010 r. Jarosław R. mocno uderzył Szymona. 27 lutego miał zadać dziecku kolejny silny cios pięścią w brzuch. Tego samego dnia Szymon zmarł.
Pytana o ostatnie dni życia Szymona Beata Ch. mówiła, że dziecko źle się czuło, płakało, miało nudności, źle spało, nie chciało jeść, ale nie gorączkowało. Jak wyjaśniła, sądziła wówczas, że zaszkodził mu egzotyczny owoc.
Według oskarżonej 27 lutego Jarosław R. zdenerwował się płaczem dziecka. "Zaczął krzyczeć, że ma tego wszystkiego dość, że nie będzie tak, że Szymek nie będzie nikogo słuchał i tylko płacze od rana do wieczora i że zrobi z tym porządek" - powiedziała. Według niej Jarosław R. miał potrząsnąć dzieckiem, a po chwili zadać mu cios w brzuch. Później Beata Ch. miała położyć dziecko spać, niedługo potem Szymon zmarł. Rodzice próbowali go jeszcze reanimować, bezskutecznie. Jeszcze w dniu śmierci zwłoki syna rodzice przewieźli samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie.
Tuż przed tym, jak okazało się, że dziecko zmarło, rodzice wyprosili z mieszkania babcię Szymona, która niepodziewanie ich odwiedziła. Babcia chciała zobaczyć Szymona, ale Jarosław R. miał jej tego zabronić, tłumacząc, że dziecko śpi. "Wydaje mi się, że nie chciał, by zobaczyła siniaki na ciele Szymka" - powiedziała oskarżona.
Zanim Beata Ch. odpowiadała na pytania, sąd rozpoznawał wniosek jej obrońcy, który domagał się pozbawienia matki Jarosława R. statusu oskarżycielki posiłkowej. Ma to związek z listami, które oskarżony wysłał matce z aresztu, z pominięciem sądowej cenzury. Jak podkreślił mec. Michał Ergietowski, oskarżony namawia w listach matkę do mataczenia w sprawie. Na jego wniosek sąd odczytał listy Jarosława R., znalezione w mieszkaniu jego matki.
Oskarżony pisał do Zenobii R. m.in., że nie zabił dziecka, Beatę Ch. nazywa "szmatą", która "musi zgnić w więzieniu". Oskarżony miał pretensje do matki, że dotychczas składała zeznania nie po jego myśli. Nakłaniał Zenobię R., by nie mówiła przed sądem, że był agresywny, kłótliwy i krzyczał na dzieci. "Mów, że to ona była zła, a nie ja" - instruował. Prosił też, by wpłynęła na innych świadków. Twierdził, że mogą przed sądem kłamać na jego korzyść.
Jarosław R. przyznał przed sądem, że to on jest autorem listów znalezionych w domu matki. Oświadczył, że napisał w nich prawdę. Jego adwokat, mec. Andrzej Herman, nie chciał na piątkowej rozprawie odnosić się do treści listów. Powiedział tylko, że bycie obrońcą jest "obowiązkiem, czasem bardzo trudnym, wiążącym się z brakiem komfortu lub dyskomfortem".
Wniosek Ergietowskiego o pozbawienie Zenobii R. statusu oskarżycielki posiłkowej poparł prokurator Arkadiusz Jóźwiak. Sąd uznał jednak, że nie ma ku temu podstaw. Powodem nie może być wysłanie jej listów z pominięciem procedury, a Zenobia R. nie musi stosować się do ich treści - powiedział sędzia Bartłomiej Witek. Przypomniał, że sąd ocenia wiarygodność każdego świadka.
Następna rozprawa 6 listopada. Sąd ma oglądać wówczas zapis konfrontacji Jarosława R. i Beaty Ch. ze śledztwa oraz przeprowadzonych eksperymentów procesowych.
Śledztwo ws. śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej. Akt oskarżenia trafił do sądu w czerwcu tego roku.
Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione w stawie dziecko. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r. Prokuratura przyjęła, że rodzice godzili się na śmierć dziecka, nie udzielając mu pomocy, pomimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Grozi im dożywocie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie zdawałam sobie sprawy, że może umrzeć"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.