PJN apeluje o niekorzystanie z billboardów
Politycy PJN apelują, by partie nie korzystały w kampanii z billboardów. Jak mówili, jeden billboard kosztuje średnio 1430 zł - czyli tyle, ile roczne obiady dla jednego dziecka, laptop dla gimnazjalisty czy "40 koszyków Jarosława Kaczyńskiego".
PJN zorganizował konferencje "Stop billboardom za pieniądze publiczne" m.in. w Warszawie, Łodzi i Opolu.
Prezes partii Paweł Kowal, który odwiedził Opole, mówił: "Chcemy pokazać jeszcze raz, że produkowanie billboardów i spotów za publiczne pieniądze (...) jest naruszeniem takich rzetelnych zasad gry na rynku politycznym".
Kowal odniósł się m.in. do publikacji "Rzeczpospolitej", która napisała, że premier i lider PO Donald Tusk uważa, że plakaty w kampanii to marnowanie pieniędzy, dlatego na billboardach swojej partii się nie pojawi. - Apeluję panie premierze, to jest dobra decyzja, niech działacze lokalni też nie wykorzystują środków publicznych na ich bezsensowne wydawanie - mówił lider PJN.
W Warszawie wtórował mu szef klubu PJN Paweł Poncyljusz. - Cieszymy się, że Donald Tusk już nie chce być na billboardach, ale nie mamy przekonania, że cała PO nie pojawi się na billboardach w całym kraju - powiedział.
PO nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie billboardów w swej kampanii wyborczej. Negatywne stanowisko Tuska w sprawie billboardów popiera minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Przy czym członkowie władz PO zapewniają też, że nie ma ostatecznej decyzji, iż premier nie będzie występował na billboardach wyborczych PO. Według jednego z liderów PO, z którym rozmawiała PAP, "jak będzie taka potrzeba, to premier użyczy PO swojej twarzy; to będzie jednak wynikało z badań, analiz i tego, co się dzieje w kampanii". Nieoficjalnie część polityków z władz partii przyznaje, że Platforma będzie korzystała z billboardów, choć - jak zapewniają - na pewno w mniejszym stopniu niż inne ugrupowania.
Na konferencji PJN Poncyljusz zaapelował do innych partii, by zrezygnowały z korzystania w kampanii wyborczej z billboardów, które "często finansowane są de facto przez budżet państwa, a więc przez podatników". Również wiceszefowa klubu PJN Elżbieta Jakubiak apelowała: "Nie budujmy teflonowo-billboardowej polityki. (...) Mówimy stop billboardom za pieniądze publiczne".
Warszawska konferencja z udziałem Poncyljusza, Jakubiak oraz Tomasza Dudzińskiego odbyła się na Powiślu, przed billboardem SLD promującym program tej partii. - Taki billboard kosztuje mniej więcej 1430 zł, to jest uśredniona kwota. SLD postulowało zawsze bezpłatne obiady dla dzieci, więc za 1430 zł można kupić roczny obiad dla każdego dziecka - mówiła Jakubiak.
Z kolei Poncyljusz przeliczył średni koszt jednego billboardu na liczbę - jak mówił - "koszyków Jarka". Kilka miesięcy temu lider PiS Jarosław Kaczyński w obecności dziennikarzy zrobił zakupy w jednym z osiedlowych sklepów spożywczych w Warszawie; kupił m.in. pieczywo, cukier, piersi z kurczaka, warzywa i jabłka. Rachunek wyniósł 55,60 zł.
- Jeden taki billboard to 40 koszyków Jarosława Kaczyńskiego. (...) To 40 koszyków dla 40 rodzin na kilka dni ich funkcjonowania. (...) Czy to obiady, czy "koszyk Jarka" - to rzeczy, na które lepiej wydać pieniądze niż na billboardy - przekonywał szef klubu PJN.
Według Tomasza Dudzińskiego, średnia cena jednego billboardu "to koszt laptopa, którego premier Donald Tusk obiecał każdemu gimnazjaliście". - My mówimy, (...) walka na programy, a nie na billboardy - mówił Dudziński.
Poncyljusz zapowiedział, że w następnej kadencji Sejmu PJN chce złożyć propozycję zmiany w Kodeksie wyborczym i wyeliminować zapis pozwalający na korzystanie z billboardów.
Według Poncyljusza, PJN postawi na kampanię bezpośrednią, bo billboardy "to forma statyczna kampanii, która nic nie daje". Jakubiak podkreśliła, że PJN ma pieniądze jedynie ze składek członkowskich i donacji. - Nie mamy pieniędzy z budżetu państwa, a nawet gdybyśmy mieli, to nie kupimy billboardów - oświadczyła.
Skomentuj artykuł