Polska prezydencja w UE oczami polityków

(fot. rockcohen / flickr.com)
PAP / wm

O udanych i nieudanych przedsięwzięciach podczas polskiej prezydencji mówili politycy w wywiadach dla PAP. Parlamentarzyści nie stronili też od ocen zachowań rządu w trakcie przewodniczenia w Unii Europejskiej.

Tyszkiewicz (PO) o prezydencji: zdaliśmy egzamin w trudnym czasie

Zakończenie negocjacji i podpisanie traktatu akcesyjnego Chorwacji oraz umiejętne koordynowanie prac nad sześciopakiem - to w ocenie wiceszefa sejmowej komisji spraw zagranicznych Roberta Tyszkiewicza (PO) niektóre osiągnięcia kończącej się polskiej prezydencji.

- Polska prezydencja była sukcesem. Zwłaszcza w kontekście wyzwań, jakie przed nią stanęły. To nie było przewodnictwo w spokojnych czasach, kiedy podejmuje się rutynowe decyzje. To była prezydencja - w drugiej fazie - ostrego kryzysu finansowego, wymagająca od polskiego premiera umiejętności szybkiego podejmowania inicjatyw, elastycznego zachowania, korygowania wcześniejszych planów i założeń - ocenił w rozmowie z PAP Tyszkiewicz.

DEON.PL POLECA

Wyraził przekonanie, że polskie przewodnictwo w Radzie UE było jednym z najlepszych i najsprawniejszych w historii. - Zdaliśmy egzamin z przewodnictwa w trudnym czasie. Możemy być z tego dumni - podkreślił.

Jak zaznaczył Tyszkiewicz, niekwestionowanym sukcesem polskiej prezydencji jest zakończenie negocjacji i podpisanie traktatu akcesyjnego UE z Chorwacją. - Było to symboliczne i wymowne wydarzenie. Na trwałe zapisze się w historii Unii - podkreślił.

Według wiceszefa komisji, do sukcesów prezydencji można zaliczyć "umiejętne koordynowanie prac nad sześciopakiem, czyli nad mechanizmem antykryzysowym". - Ważnym wydarzeniem był także szczyt Partnerstwa Wschodniego, organizowany w niełatwym czasie, ponieważ dla Europy ważniejszy był wymiar śródziemnomorski, czyli następstwa tzw. arabskiej wiosny. W tym kontekście przeprowadzenie tego szczytu z udziałem głów państw UE w Warszawie, przyjęcie mapy drogowej dla Gruzji i Mołdawii w sprawie strefy wolnego handlu z UE należy uznać za sukces - zaznaczył.

Do plusów polskiej prezydencji Tyszkiewicz zaliczył też zakończenie negocjacji umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą. Podkreślił, że finalizacja umowy została wstrzymana - nie z winy Polski - a w związku z aresztowaniem i skazaniem byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko.

Jak podkreślił polityk PO, do sukcesów polskiej prezydencji należy także podpisaniem umowy o małych ruchu granicznym między obwodem kaliningradzkim a częścią Pomorza, Warmii i Mazur. - To oznaczało uzgodnienia ze wszystkimi krajami UE - stwierdził, oceniając, że ma to istotne znaczenie nie tylko dla Polski, ale dla całej UE. Dodał, że aktualnie Polska ma zawarte umowy o małym ruchu granicznym ze wszystkimi państwami po wschodniej stronie granicy.

- Bez precedensu był też szczyt UE w Brukseli 8 i 9 grudnia, który zakończył się deklaracją umowy międzyrządowej ws. dyscypliny finansowej - dodał.

W opinii Tyszkiewicza za polskiej prezydencji w zasadzie zostało zrealizowane wszystko, co wcześniej zaplanowano. - Nie dostrzegam tu porażek. Prezydencja była udana. Trudno byłoby wskazać jakieś przedsięwzięcia, które Polska rozpoczęła, a następnie musiała się z nich wycofać - zaznaczył. Przyznał jednak, że w czasie przewodnictwa, z powodu kryzysu, na dalszy plan zeszła kwestia unijnego bezpieczeństwa oraz sąsiedztwa wschodniego.

Wiceszef komisji nie zgadza się z zarzutami opozycji, że niektóre założenia w UE byłyby zrealizowane bez względu na to, jakie państwo stałoby na czele Rady UE. - Prezydencja polega na koordynowaniu i przejęciu pewnych założeń. Podobnie jak dachówki, prezydencje muszą nachodzić na siebie - zaznaczył. Podkreślił też, że nie może zgodzić się z opinią opozycji, że za polskiej prezydencji podjęto mało istotne kwestie. - Przewodnictwo w Radzie składa się ze spraw wielkich np. przyjęcie Chorwacji, i mniejszych jak choćby z zakresu nauki, kultury - dodał.

Mularczyk o prezydencji: byliśmy królem bez królestwa i ziemi

Byliśmy królem bez królestwa, królem bez ziemi. Po stronie sukcesów prezydencji nie ma nic, prezydencja jest po stronie minusów rządu Donalda Tuska i Polski - tak szef klubu Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk ocenił polską prezydencję w Radzie UE.

- Byliśmy królem bez królestwa, królem bez ziemi. Pozornie wydawało się, że jesteśmy decyzyjni, ale tak naprawdę decyzje zapadały poza naszymi plecami, nie uczestniczyliśmy w procesie kreowania, podejmowania decyzji - było widać, że decyzje zapadały na linii Berlin-Paryż, poza polską prezydencją - powiedział Mularczyk.

Jego zdaniem, Polska zamiast podjąć próbę budowania swojej pozycji jako lidera państw spoza strefy euro, wolała walczyć o wejście do mainstreamu. - To był błąd, bo i tak podejmowano decyzje poza nami, nikt się Polską nie przejmował, najważniejsze szczyty odbywały się przecież poza Warszawą - zaznaczył.

Zdaniem Mularczyka, nie wywalczono żadnych ważnych spraw dla Polski, np. wyższych dopłat dla rolników. - Przypomnę, że Niemcy w okresie swojej prezydencji wywalczyli Traktat Lizboński, który w istotny sposób wzmacniał ich pozycję w Unii, Francja - wywalczyła korzystny dla siebie pakiet klimatyczny, a Polsce nie udało się nic wywalczyć - podkreślił.

- Polska prezydencja była polityką propagandy sukcesu na rynku krajowym, natomiast w sferze realnej nie osiągnęliśmy nic. Ta prezydencja jest na pewno po stronie minusów Donalda Tuska i Polski - ocenił.

Mularczyk odniósł się też do wypowiedzi polityków PO, którzy za główne sukcesy prezydencji uznali przyjęcie tzw. sześciopaku (nowych unijnych przepisów wzmacniających dyscyplinę finansów publicznych) oraz akcesję Chorwacji do UE.

- Niezależnie od tego jaki kraj pełniłby prezydencję, czy to byłby Cypr, czy Dania, takie decyzje i tak by zapadły, bo one były już w pewnym toku proceduralnym i akurat na naszą prezydencję przypadły, ale na pewno nie jest to zasługa rządu Donalda Tuska - podkreślił.

Według polityka SP, prezydencji nie udało się też wzmocnić pozycji Polski w UE i sięgnąć po rolę lidera mniejszych państw UE. - Nasza prezydencja zaniedbała tę politykę, kompletnie pominięto kontakty bilateralne, multilateralne na tym polu, to był wielki błąd - ocenił.

- Polityka, którą prowadził świętej pamięci Lech Kaczyński, upodmiotowiła nas na scenie europejskiej, powodowała że Polska była liczącym się graczem - jako reprezentant kilku, czy kilkunastu mniejszych krajów. A nasza prezydencja próbowała wchodzić do mainstreamu europejskiego, który poklepywał nas po ramieniu, ale w żaden sposób nie konsultował z nami ważnych decyzji - powiedział Mularczyk.

Według polityka SP, polska prezydencja, to "brak konkretów". - Wirtualnie wygraliśmy, realnie przegraliśmy. Z przykrością stwierdzam, że mainstream w Polsce i Europie jest za ogólnymi hasłami propagandowymi, typu 'więcej Europy w Europie'. To hasła nic nie znaczące i nic nie mówiące Polakom, a prezydencji nie udało się walczyć skutecznie o nasze interesy narodowe - zaznaczył.

- Po stronie sukcesów prezydencji nie sposób znaleźć nic pozytywnego - oświadczył Mularczyk.

Grzyb: prezydencja pokazała, że potrafimy budować kompromisy

Polska w czasie swojej prezydencji pokazała, że potrafi budować kompromisy, dlatego jesteśmy dobrze oceniani za przewodnictwo w UE - uważa europoseł PSL Andrzej Grzyb. Polityk przyznaje jednak, że nie wszystko w ramach prezydencji się udało.

- Jak na trudny czas kryzysu i licznych wyzwań politycznych w skali Europy i świata, Polska spełniła dobrze swoje zadania, tym bardziej, że tak naprawdę była pierwszym dużym krajem, który po Traktacie z Lizbony, w nowych regulacjach prawnych, pełnił prezydencję - powiedział PAP Grzyb.

Jego zdaniem polska prezydencja jest oceniana lepiej za granicą niż w kraju. Odnosząc się do roli prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego i kanclerz Niemiec Angeli Merkel w walce z kryzysem europoseł ocenił, że nie pierwszy raz "przejęli oni inicjatywę".

- Wcześniej mieliśmy do czynienia z określeniem niemiecko-francuski motor, tak było przy okazji Traktatu z Lizbony, czy Traktatu z Maastricht, zawsze ten duet w jakiś sposób się uwidaczniał, więc nie widzę tutaj nic specjalnie nowego - stwierdził.

Jak podkreślił, kraj kierujący w danym półroczu UE nie może narzucać swojej woli, a ma dążyć do porozumienia. - Prezydencja musi wykazać się umiejętnością budowania kompromisu i to się Polsce udawało w wielu obszarach, choć są i takie, w których brak jest powodzenia - oświadczył polityk.

Wśród priorytetów, które - jego zdaniem - Warszawie udało się zrealizować jest m.in. zapewnienie otwartości Europy. Przypomniał w tym kontekście o Szczycie Partnerstwa Wschodniego, który odbył się we wrześniu w Warszawie, podpisaniu traktatu o przystąpieniu Chorwacji do UE, negocjacjach z Serbią i uzgodnieniu umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą.

Wbrew planom ostatecznie nie udało się parafować tego porozumienia w tym roku ze względu na przetrzymywanie w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko. - Gdyby władze Ukrainy wykazały odrobinę dobrej woli, to by się udało, natomiast same negocjacje zostały zakończone - zaznaczył polityk PSL.

Europoseł uważa, że Polska jako prezydencja może być też dobrze oceniana za swoją postawę w odniesieniu do wydarzeń w Afryce Północnej. - Jako kraj przewodniczący UE wykazaliśmy tam dużą aktywność - ocenił. Przypomniał w tym kontekście o wizytach w Egipcie, Libii i Tunezji szefa MSZ Radosława Sikorskiego, przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego i byłego prezydenta Lecha Wałęsy.

Grzyb zwraca też uwagę na polską propozycję powołania Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji, który miałby w dużo bardziej elastyczny sposób wspierać demokratyzację i walkę o prawa człowieka. Przyznał jednak, że nie było szans na to, żeby w czasie naszej prezydencji podpisać dokumenty ws. powołania Funduszu.

Zdaniem polityka PSL, Warszawie udało się też "domknąć" wiele rozpoczętych spraw, zwłaszcza dotyczących zwalczania kryzysu. Zwrócił w tym kontekście uwagę na tzw. sześciopak, czyli pakiet sześciu aktów prawnych wzmacniających dyscyplinę budżetową w UE. Sprawy tej nie udało się załatwić poprzedniej, węgierskiej prezydencji.

Grzyb podkreślił, że Polsce udało się też otworzyć dla wszystkich krajów członkowskich debatę dotyczącą nowego budżetu UE. - Nie były to dyskrecjonalne rozmowy w ramach instytucji, ale konsultacje z wszystkimi państwami należącymi do Unii - oświadczył polityk.

Przypomniał, że w czasie polskiego przewodnictwa przedstawione zostały też pakiety rozporządzeń dotyczących polityki spójności, czy wspólnej polityki rolnej. - To są ważne elementy, bo rozpoczęliśmy i nadaliśmy ton wstępnej debacie, która wpływa na przyszły kształt budżetu - powiedział Grzyb.

Gorzej - zdaniem polityka PSL - wygląda realizacja priorytetu związanego z bezpieczeństwem. Jak podkreślił, nie było szerszej debaty dotyczącej polityki obronnej UE. - Były też wydarzenia, którym nie mogliśmy zapobiec, np. temu, że Europa się podzieliła w sprawie ratowania strefy euro - zauważył.

Kolejną porażką, którą wskazuje polityk, jest brak zgody na włącznie Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen. - To są sprawy, które na pewno kładą się cieniem na okresie polskiej prezydencji" - podsumował polityk.

Prezydencja była nieudana z wyjątkiem pracy urzędników - uważa poseł PiS Krzysztof Szczerski. Największym błędem prezydencji było obiecywanie wszystkim wszystkiego - twierdzi europoseł tej partii Konrad Szymański.

- Prezydencję oceniam wysoko na poziomie administracyjno-zarządzającym. Mam wielkie uznanie dla polskich urzędników i korpusu prezydencji, często młodych ludzi, którzy zaangażowali się w pracę. Kwestie organizacyjne, spotkań poszły bardzo dobrze i gładko - podkreślił Szczerski w rozmowie z PAP. Szczerski był wiceministrem spraw zagranicznych i pełnomocnikiem ds. prezydencji w rządzie PiS.

- W kwestiach politycznym prezydencję oceniam bardzo negatywnie. Uważam, że nie przyniosła niczego istotnego, czegoś, co stałoby się polską marką w Europie - dodał.

Jak ocenił, przyczyną, że tak się stało, jest m.in. kryzys, który zmniejszył znaczenie przewodnictwa Polski w Radzie UE. - Polska dała się zepchnąć na boczny tor. Spanikowaliśmy i nie wykorzystaliśmy szans. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby na wniosek polskiej prezydencji zwoływać narady, spotkania, tak aby polski premier uczestniczył w rozmowach z państwami takimi jak Francja czy Niemcy - zaznaczył Szczerski.

- Polska prezydencja pozostawiła bieg spraw najważniejszym graczom - największym państwom. To utrwaliło przekonanie, że w Unii wiele do powiedzenia mają najsilniejsi. Gdyby Polska była bardziej aktywna, mogłaby pokazać, że jest odwrotnie, że liczą się instytucje wspólnotowe - uważa poseł PiS.

Szczerski zwrócił też uwagę na brak sukcesów prezydencji w polityce wschodniej. - Tutaj mieliśmy gigantyczne porażki. Szczyt Partnerstwa Wschodniego skończył się bez deklaracji końcowej. To kompromitacja naszej dyplomacji, która zaskoczyła partnerów deklaracją napisaną w ostatniej chwili - ocenił.

Podkreślił, że ambicją prezydencji było parafowanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE, jednak do tego nie doszło. - Mamy regres, a nie postęp w tej sprawie. Kierunek wschodni miał być ważny i okazał się wielką, polityczną porażką - uznał.

Zdaniem Szczerskiego nie można uznać za sukces podpisania przez Chorwację w trakcie prezydencji traktatu akcesyjnego. - Nie ocenia się prezydencji po tym, co wydarzyło się w rezultacie czegoś, co było planowane i realizowane od wielu lat - podkreślił.

Według europosła PiS Konrada Szymańskiego najważniejszym przyjętym aktem legislacyjnym w trakcie prezydencji były przepisy nakładające większą dyscyplinę w finansach publicznych, tzw. - sześciopak". - Jednak w tej sprawie spełnialiśmy bardziej rolę posłańca niż czynnika sprawczego. Kłopotem tej prezydencji jest dysproporcja między hałasem, jaki robiła, a treścią - ocenił.

- W sprawach wschodnich daliśmy sobie narzucić logikę właściwą dla Berlina czy Paryża niechętnych zagęszczaniu relacji politycznych i gospodarczych między UE a Ukrainą. W sprawach politycznych zainwestowaliśmy cały swój kapitał polityczny w projekt federalizacji Unii, co stanowi poważne zagrożenie dla naszej konkurencyjności - chodzi o politykę fiskalną, podatkową, społeczną - powiedział Szymański.

- Największym błędem tej prezydencji było obiecywanie wszystkim naokoło wszystkiego. Obiecywano większy nacisk na politykę energetyczną, wschodnią, zajęcie się problemami budżetowymi. To było nadużycie. Wszystkie te postulaty nie mogły być spełnione a podnoszone je tylko ze względu na logikę kampanii wyborczej. To było nieuczciwe - podkreślił europoseł PiS.

Palikot: opinię o polskiej prezydencji uratował Sikorski

Janusz Palikot oceniając kończące się polskie przewodnictwo w Radzie UE uznał, że prezydencja ta była "dość asekuracyjna". Według niego ranga prezydencji urosła dzięki wystąpieniu szefa MSZ Radosława Sikorskiego w Berlinie.

W wystąpieniu na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie do Niemiec, jako największej gospodarki UE, Sikorski skierował mocny apel o obronę strefy euro. Szef MSZ mówił też m.in., że "stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie".

W opinii Palikota, Sikorski mówiąc w Berlinie o głębszej integracji UE, wywołał dyskusję na ten temat w Europie. - A może także nazwał pewne dyskusje, które się toczyły w Europie, nazwał je w imieniu polskiej prezydencji. I dzięki temu ranga prezydencji urosła bardzo. Rzeczywiście mówi się o polskiej prezydencji - powiedział PAP Janusz Palikot.

- Tym niemniej - dodał - cała prezydencja była dosyć asekuracyjna". Jednak, jak podkreślił, działania rządu i nawet wypowiedzi Sikorskiego, które wzbudziły w Polsce tyle emocji, były "dość asekuracyjne".

- Bo od tej wizji Sikorskiego do federalnej Europy, do jednego państwa, jeszcze daleka droga. To jest mały krok we właściwą stronę - ocenił lider Ruchu Palikota.

Według niego sukcesem nie był zorganizowany we wrześniu w Warszawie szczyt Partnerstwa Wschodniego. Za dobry punkt prezydencji Palikot uznał za to podpisanie umowy o małym ruchu granicznym między obwodem kaliningradzkim a częścią Pomorza, Warmii i Mazur.

Palikot zwrócił uwagę, że podczas prezydencji nie załatwiono sprawy byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko. - Już nie mówię o wielu innych poważniejszych kwestiach, jak np. dynamika wstąpienia Ukrainy do UE - zaznaczył. W opinii Palikota "teraz nie ma w ogóle na to klimatu". - Unia ma swoje problemy, Ukraina ma swoje problemy, to nie jest moment, by to zrobić - powiedział.

- Ale nie powinniśmy tracić tego z agendy, bo łatwo się może tak stać, że się zapomni o tej Ukrainie, i potem już się do tego nie wróci - stwierdził.

Według Palikota, polska prezydencja wielokrotnie rezygnowała z różnych szans, by nadać dyskusjom w UE "mniej niemiecko-francuski charakter, tylko bardziej ogólnoeuropejski". - Nie wykorzystano naturalnej przychylności takich krajów jak Belgia, Holandia, które zawsze odgrywały dużą rolę, by je zjednoczyć wokół Polski i zrównoważyć Niemcy i Francję - ocenił.

Siwiec (SLD) o prezydencji: nierówna, mam mieszane uczucia

Obiecujący początek, potem "totalne wycofanie" i dobra końcówka - mówi o polskiej prezydencji eurodeputowany SLD Marek Siwiec. Jego zdaniem, prezydencja była nierówna a ani podpisanie traktatu akcesyjnego Chorwacji, ani tzw.sześciopak nie były zasługą Polski.

- Mam mieszane uczucia. W największym skrócie ta prezydencja wyglądała tak, że był obiecujący początek, później nastąpiło totalne wycofanie z powodu wyborów - a co gorsza, w czasie wyborów ta prezydencja pracowała na rzecz rządu - a końcówka była taka, jaka powinna być cała prezydencja: obecna w najbardziej newralgicznych punktach - powiedział PAP Siwiec.

Z tego powodu - stwierdził - nie sposób wystawić jednolitej oceny za prezydencję, bo była ona nierówna.

Według europosła zmarnowane zostały trzy miesiące polskiej prezydencji - najpierw okres kampanii wyborczej, jak również ten czas po wyborach, kiedy to "zniknął premier, a cały rząd zastanawiał się, kto dostanie stołki ministerialne". - To były trzy miesiące zejścia ze sceny - zaznaczył.

Za pozytywną Siwiec uznał końcówkę prezydencji, kiedy to - jak mówił - "wróciliśmy do nurtu, a Polska stała się uczestnikiem poważnej dyskusji".

Zdaniem europosła SLD, "pewne punkty" zdobył w trakcie prezydencji premier Donald Tusk, który "dał się zauważyć i był dobrze przyjęty w gremiach europejskich". - To będzie procentować w przyszłości - ocenił Siwiec.

Przestrzegł rząd przed chwaleniem się podpisaniem traktatu akcesyjnego z Chorwacją. - Miało to miejsce niezależnie od naszego przewodzenia w Radzie UE. Traktat i tak zostałby podpisany, a kto był listonoszem - to jest raczej kwestia losu. To samo dotyczy sześciopaku", czyli pakietu unijnych aktów legislacyjnych wzmacniających dyscyplinę finansową - zaznaczył.

Siwiec polemizował z krytyką płynącą pod adresem rządu z prawej strony sceny politycznej, że w kwestiach związanych z kryzysem w eurolandzie i całej UE Niemcy i Francja dyktowały Polsce, co ma robić - jako kraj sprawujący prezydencję.

- Kto mógł oczekiwać, że nasz głos będzie wiodący? Bądźmy realistami. Udało się nam wejść do tej dyskusji, gdzie prym wiodły Niemcy i Francja. Myśmy się tam odnaleźli - rzecz w tym, że nie można było oczekiwać cudów. My zaistnieliśmy w imieniu tych, którzy mają mniej do gadania - ocenił eurodeputowany.

Do plusów prezydencji Siwiec zaliczył działania z obszaru kultury i promocji. - Zaistniało wokół Polski trochę życzliwego zainteresowania - ja to odbieram bardzo pozytywnie - zaznaczył.

- Dodajmy do tego, że prezydencja była wielką próbą dla polskiej biurokracji. Ona została generalnie zaliczona pozytywnie. Trzeba było skonfrontować nawyki, nie zawsze dobre zwyczaje obowiązujące w kraju, z tym, co dzieje się w strukturach europejskich. Kilkaset osób przetarło się, to jest coś, co będzie procentować w przyszłości - podkreślił Siwiec.

Według szefa SLD Leszka Millera, ośrodki wpływające na bieg wydarzeń nie były w Warszawie, tylko w Berlinie i w Paryżu. - Polityka wschodnia nie była priorytetem, choć Polska usiłowała to czynić, więc tu jest jakaś porażka, ale podzielam pogląd, że to była zupełnie przyzwoita prezydencja i trudno ją tak przekreślać - dodał polityk Sojuszu.

Wiceszef komisji spraw zagranicznych Tadeusz Iwiński (SLD) ocenił natomiast, że "błąd został popełniony wówczas, gdy Polska zdecydowała się na prezydencję, która pokrywa się wyborami". Zaznaczył jednocześnie, że "nie można było przewidzieć, że dojdzie do takiego kryzysu w strefie euro i w całym świecie i że dojdzie do takich wydarzeń w krajach arabskich, które zmniejszą zainteresowanie krajami Partnerstwa Wschodniego".

Według Iwińskiego, prezydencja była "nieco zbyt pasywna, przez pierwsze miesiące niezbyt aktywna". - Gdyby Sikorski wygłosił swoje interesujące, choć kontrowersyjne przemówienie na początku prezydencji, byłoby inaczej, bo nadałby ton - mówił poseł SLD, odwołując się do wystąpienia szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego w Berlinie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polska prezydencja w UE oczami polityków
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.