Prywatne kliniki żerują na publicznych szpitalach
Prywatne kliniki żerują na publicznych. Wybierają sobie najłatwiejszych i najtańszych w leczeniu pacjentów. Ciężej chorych odsyłają do placówek publicznych - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Spoglądając na naszą nieustannie reformowaną, niedoinwestowaną służbę zdrowia, nie sposób nie zauważyć, że polski system promuje to, co prywatne. W domyśle - niskokosztowe. Niesprawiające kłopotów.
Publiczne szpitale, mające prócz zadania zarabiania pieniędzy misję leczenia każdego i za każdą cenę, wychodzą z tego starcia pokrzywdzone. Tak w kategoriach osiągniętego wyniku finansowego, jak i oceny społecznej.
Prywatne placówki często nie są przygotowane, by pomóc choremu, którego stan radykalnie się pogorszył. Niby spełniają formalne wymogi NFZ, ale tylko na papierze.
"Duży szpital publiczny, mający centrum urazowe lub szpitalny oddział ratunkowy, jest w sytuacji bez wyjścia: ma obowiązek przyjąć pacjenta, którego życie znalazło się w niebezpieczeństwie" - wyjaśnia Dariusz Timler, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Mikołaja Kopernika w Łodzi.
Skomentuj artykuł