Rozmowa z bratem nie dotyczyła przelotu

(fot. PAP/Radek Pietruszka)
PAP / psd

Z zeznań Jarosława Kaczyńskiego wynika, że jego ostatnia rozmowa telefoniczna z Lechem Kaczyńskim nie dotyczyła przelotu do Smoleńska ani miejsca lądowania.

- To było przesłuchanie, jakiego można było się spodziewać - powiedział Jarosław Kaczyński po wyjściu z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Jak powiedział Kaczyński, "nic podczas przesłuchania, ani trudnego, ani niezwykłego, się nie zdarzyło". Nie chciał udzielać innych informacji na temat złożonych zeznań.

DEON.PL POLECA

Jeden z pełnomocników Kaczyńskiego mecenas Piotr Pszczółkowski powiedział, że "przesłuchanie było wyczerpujące, a świadek miał pełną swobodę wypowiedzi".

- Nie mogę zdradzić, jakie pytania padły, bo obejmuje to tajemnica śledztwa - powiedział mecenas.

Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa zdradził, że padały pytania o kwestie roszczeń odszkodowawczych, co wynika z potrzeb realizacji rosyjskiego wniosku o pomoc prawną.

- Wedle mojej wiedzy żadne tego typu wnioski o odszkodowanie ze strony Jarosława Kaczyńskiego nie mają być składane ani teraz, ani w przyszłości - powiedział drugi z pełnomocników prezesa PiS, mec. Rafał Rogalski.

Rzepa powiedział też, że z zeznań prezesa PiS wynika, że 10 kwietnia nie rozmawiał z bratem o kwestii przelotu, miejscu lądowania, czy też o warunkach pogodowych.

Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego trwało ponad 3 godziny.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Rozmowa z bratem nie dotyczyła przelotu
Komentarze (9)
PC
po co tyle zachodu?
27 lipca 2010, 21:26
O ile w 2001 roku patomorfolodzy badali ciała ofiar katastrofy lotniczej w Pensylwanii przez trzy miesiące, o tyle rosyjscy eksperci medycyny sądowej ustalili tożsamości wszystkich 96 ofiar smoleńskich w ciągu zaledwie dziesięciu dni “Po rozbiciu się samolotu na miejsce katastrofy nie przyjechała żadna rosyjska karetka pogotowia. W samolocie, który spadł z wysokości kilku metrów, nie było ani jednej żyjącej lub rannej osoby, a przynajmniej niezmasakrowanych zwłok (tymczasem ze statystyk wynika, że w takich okolicznościach przeżywa około 80 proc. pasażerów i członków załogi)” – czytamy w artykule opublikowanym na litewskim portalu Balsas. Powołując się na opinie zagranicznych ekspertów, autor tekstu dowodzi, że katastrofa Tu-154M pod Smoleńskiem nie mogła być przypadkowa. Porównuje śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego do niewyjaśnionej do tej pory katastrofy na Gibraltarze, w której zginął gen. Władysław Sikorski. “Moskwa ukrywa dane o katastrofie samolotu prezydenta Polski, tak samo jak 50 lat temu negowała swoją odpowiedzialność za zagładę tysięcy polskich oficerów” – komentuje litewski portal, przypominając jednocześnie, że ostatecznie historia przedstawiła niezbite dowody na to, że “bezbronnych Polaków rozstrzeliwali rosyjscy enkawudziści”.
PC
po co tyle zachodu?
27 lipca 2010, 21:23
Taka sama jak oficjalnej rosyjskiej wersji o czterech lądowaniach o 8.56 wbrew kategorycznym rozkazom wieży, czyli zerowa. Rosyjska propaganda od początku nie ukrywa na co gra, i byłoby dziwne gdyby i tego nie wykorzystała, mając po polskiej stronie lojalnych partnerów, którzy nie tylko nie przeszkodzą, ale jeszcze gorliwie pomogą w skutecznym kolportowaniu każdej bzdury. Jarosław Kaczyński robi niewybaczalny błąd gdy mając w ręku mnóstwo bardzo poważnych twardych argumentów sprowadza dyskusję na poziom emocji, zwalniając Platformę z konieczności merytorycznego odniesienia się do tego wszystkiego, i usprawiedliwiając kolejne wywody polityków i komentatorów na temat jego stanu psychicznego. Przyzwyczaiłam się już, że od kilku lat polska polityka kręci się wokół Kaczyńskiego, a publiczną debatę determinuje to co akurat zrobił lub powiedział, ale w tej akurat sprawie emocje i wspomnienia Kaczyńskiego nie mogą przysłaniać coraz poważniejszych pytań o współudział rządu w rozmywaniu prawdy o katastrofie smoleńskiej. Skoro już Tusk postanowił pomóc Putinowi, Kaczyński nie powinien pomagać im obu. Pozostawienie prawdy w rękach Putina to świadome skazanie się na kłamstwo. A w takiej sprawie jest to grzech niewybaczalny. Kataryna
PC
po co tyle zachodu?
27 lipca 2010, 21:22
Rzeczpospolita: Protokoły, które widziała „Rz”, przynoszą też inne ciekawe informacje. Według zapewnień naszego rządu polscy prokuratorzy na miejscu w Moskwie uczestniczyli w pracach tamtejszych śledczych. Tyle że w protokołach nie ma śladu ich obecności. Rosyjski lekarz w rubryce przyczyny zgonu pisze: „stwierdziłem”. „Rz” widziała polskie tłumaczenie jednego z tych dokumentów. W nim też nie pojawia się informacja o polskich śledczych. (…) Olejnika dziwi brak w raporcie informacji o polskich przedstawicielach. Według niego powinny w nim być ich podpisy. Wygląda na to, że po odpuszczeniu sobie starań o przejęcie całego śledztwa, lub przynajmniej kluczowych dla nas badań, nie zadbaliśmy nawet o to, aby przy nich przynajmniej być. Jeśli więc krew ofiar katastrofy nie była pobierana w obecności polskiego lekarza, i choć na chwilę została spuszczona z oka, nigdy nie będzie pewności czy podpisany przez rosyjskiego lekarza protokół ma cokolwiek wspólnego z prawdą, bo gdyby Putin sobie zażyczył, to mu rosyjski specjalista wpisze, że w krwi prezydenta stwierdzono nie tylko alkohol (w dowolnej ilości), ale także kokainę, czy co tam będzie potrzebne do zohydzenia Kaczyńskiego i uczynienia z niego jedynego winnego katastrofy. A na tym Putinowi zależy równie mocno jak Tuskowi, tym bardziej, że na jaw wychodzą kolejne szczegóły profesjonalnej pracy rosyjskich kontrolerów, którzy – według pilotów JAKa – wydali komendę zejścia na wysokość 50 metrów, co de facto oznacza wykierowanie polskiego samolotu na pewną śmierć. Jaka więc będzie wiarygodność kwitka przygotowanego dla Tuska przez Putina na temat Kaczyńskiego? 
PC
po co tyle zachodu?
27 lipca 2010, 21:18
Narracja z pijanym w sztok Kaczyńskim nie jest samodzielnym wyskokiem oblecha z Lublina, tylko zorganizowaną i rozpisaną na role akcją, której patronuje osobiście Tusk, życzliwie się przyglądający wszystkiemu co się za sprawą jego podwładnych dzieje. Najpierw Palikot “tylko pyta”, potem kolejni użyteczni idioci (ze szczególnym uwzględnieniem idiotki z pudlem) ślą mu dziękczynne listy podkreślając jak ważne to pytania, a następnie włączają się z pozycji ekspertów dyżurni prawnicy Platformy Obywatelskiej, dla niepoznaki przedstawiani po prostu jako “adwokaci”, bo zbyt szczegółowa wiedza na temat tego kto jest głównym, i jak bardzo intratnym, klientem kancelarii mecenasów Pocieja i Dubois, mogłaby zachwiać zaufaniem czytelnika w bezstronność i apolityczność ich ekspertyzy. Temu wszystkiemu towarzyszy mrówcza praca licznych dziennikarzy, którzy opowiadają na prawo i lewo o 2 promilach, o które rozbiła się IV RP. Prędzej czy później, rzekome promile w prezydenckiej krwi zostaną oficjalnie wrzucone do mediów, choć może nie będzie to nawet potrzebne, bo w dobie internetu tę sprawę da się załatwić plotką, i odpowiednio częstym przepytywaniem na tę okoliczność Palikota, który im bardziej obrzydliwy, tym bardziej rozrywany. Już teraz to, że prezydent był w sztok pijany jest dla wielu oczywiste. To się po prostu wie, i już. Czekając na przeciek kontrolowany z sekcji zwłok prezydenta – a to pewnie kwestia dni – trzeba sobie zadać pytanie o wiarygodność tego co otrzymamy (cokolwiek to będzie), w świetle niedawnych doniesień Rzepy:
TB
tak było /3
27 lipca 2010, 21:12
Powiedziano nam, że oni w ogóle do ciał nie podeszli. Funkcjonariusze stali w tym czasie w wyrwie w murze i z odległości około stu metrów obserwowali przebieg zdarzeń – dodał poseł. Jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, z relacji funkcjonariuszy BOR złożonych na potrzeby śledztwa nie wynika, by nad ciałem prezydenta RP doszło do “wielkich kłótni”. Funkcjonariusze mieli zostać poproszeni przez Rosjan o identyfikację ciała Lecha Kaczyńskiego. Miało to się stać około godz. 15.00. Wówczas też jeden z funkcjonariuszy BOR poprosił o okrycie (lub okrył) ciała prezydenta RP, które leżało na folii rozłożonej na ziemi. Zostało ono przykryte kawałkiem białego materiału. Funkcjonariusze BOR potwierdzili też, że Rosjanie chcieli zabrać ciało Lecha Kaczyńskiego do Moskwy, ale po ich stanowczym sprzeciwie (mieli oświadczyć, że do przyjazdu premiera nie wyrażają na to zgody) odstąpili od tego zamiaru. Nie udało nam się jednoznacznie potwierdzić, kiedy dokładnie funkcjonariusze po raz pierwszy znaleźli się przy ciele prezydenta RP. Wiadomo, że były to pierwsze minuty po katastrofie. Niewykluczone nawet, że to właśnie oficerowie BOR odnaleźli i wydobyli ciało prezydenta z wraku tupolewa na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj.
TB
tak było /2
27 lipca 2010, 21:11
Zanim na miejsce katastrofy prezydenckiego Tu-154M przyjechali premierzy Donald Tusk i Władimir Putin, oficerowie Biura Ochrony Rządu zostali odsunięci od ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przy którym pełnili wartę. Jak jeszcze w maju ujawnił “Nasz Dziennik”, funkcjonariusze BOR byli jednymi z pierwszych osób, które po katastrofie znalazły się przy ciele prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teraz okazuje się, że do chwili przymusowego usunięcia ich z tego miejsca. Stało się to na wyraźne polecenie Siergieja Szojgu, ministra obrony cywilnej, sytuacji kryzysowych i likwidacji skutków klęsk żywiołowych. – Z pierwszych relacji funkcjonariuszy BOR wynikało, że minister Szojgu osobiście z nimi rozmawiał, a nawet krzyczał. Kazał im odejść. Nie wiem nic o tym, by odbyło się to z użyciem siły, ale Szojgu wraz ze swoimi funkcjonariuszami osobiście wyrzucił BOR-owców, stwierdzając, że są tam niepotrzebni – powiedział nam Karol Karski, poseł PiS, który towarzyszył Jarosławowi Kaczyńskiemu w drodze do Smoleńska. Tak w obecności posła relacjonowali wydarzenia funkcjonariusze BOR pytani przez członków polskiej delegacji na uroczystości w Katyniu o przebieg wizyty Tuska i Putina na miejscu katastrofy. – Pytaliśmy, jaka była reakcja premierów na widok ciał.
TB
tak było
27 lipca 2010, 21:09
W Smoleńsku Tusk z Putinem nawet nie podeszli do ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego – wynika z zeznań funkcjonariuszy BOR. Przez 5 godzin zwłoki leżały na folii rozłożonej bezpośrednio na błocie. O godz. 15.00 oficerowie poprosili o ich przykrycie. Funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, którzy jako jedni z pierwszych Polaków znaleźli się przy ciele prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Rosjanie uznali za zbędnych. I zdecydowanie odsunęli od ciała prezydenta. “Odprawą” polskich oficerów, do której doszło jeszcze przed przybyciem na miejsce katastrofy premierów Polski i Rosji, zawiadywał rosyjski minister ds. nadzwyczajnych Siergiej Szojgu. Z informacji, do których dotarł “Nasz Dziennik”, wynika, że ani Donald Tusk, ani Władimir Putin nie podeszli nawet do ciała prezydenta.
ND
nie dziwi nic
27 lipca 2010, 20:12
szukać zamachowców u ofiar katastrofy i ich ukochanych krewnych ? do czego to jeszcze dojdzie ... już nie dziwi nic w tej PO...
P
piotr-gdansk
27 lipca 2010, 11:00
 spokojnie mozna powiedziec to byl zamach tusk to jego robota Polszewik w koncu moze dobiora mu sie do tylka POwcy karmia nas demagogia Tvn i  wyborcza itp.