Smolar: PO chce banalizacji "afery taśmowej"
Decyzje zarządu PO to próba ograniczenia szkód spowodowanych tzw. aferą taśmową. Ponowienie wyborów na Dolnym Śląsku byłoby otwartym przyznaniem się, że partia ma poważny problem korupcji politycznej - uważa politolog i szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar.
W jego ocenie PO stanęła wobec trudnego zadania ograniczenia szkód, które sama sobie wyrządziła. "Udramatyzowanie sytuacji, ponowienie zjazdu i wprowadzenie zarządu komisarycznego na Dolnym Śląsku byłoby otwartym przyznaniem się, że jest poważny problem korupcji politycznej, przed którym stoi Platforma" - mówił.
Dlatego - jego zdaniem - władze PO są zainteresowane "pewną banalizacją" tego, co się stało - nie twierdzą, że tzw. afera taśmowa jest bez znaczenia, ale rozstrzygnięcia pozostawiają sądowi koleżeńskiemu. Jednocześnie - podkreślił - podjęły decyzję, która ma znamiona absurdu, bo zawieszono w prawach członków partii zarówno osoby winne propozycji korupcyjnych jak i te, które to nagrały.
"Takie samo potraktowanie ujawnienia przestępczej propozycji, jak i autora tej propozycji z moralnego punktu widzenia jest absurdalne. Natomiast z politycznego punktu widzenia absurdalne nie jest. Dlatego, że ten, kto to ujawnił jest - jak twierdzi prasa - zwolennikiem Grzegorza Schetyny. Skoncentrowanie uwagi wyłącznie na autorze propozycji korupcyjnych byłoby więc wskazaniem palcem stronników Jacka Protasiewicza, ściśle związanego z Donaldem Tuskiem" - mówił Smolar.
Politolog ocenił, że PO znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Jak przypomniał, przed zarządem krajowym mówiono nawet, że zwolennicy Tuska mogą proponować usunięcie Schetyny z partii. A to oznaczałoby otwarty konflikt z jego zwolennikami, poważne osłabienie i "odpływ krwi" z PO, a nawet możliwość utraty większości w Sejmie.
"Powstała sytuacja niebezpieczna. Trudno jest wyobrazić sobie inny scenariusz niż ten, że Tusk będzie próbował nie tylko marginalizować, ale wręcz wyeliminować Schetynę. Ale na razie sam przyczynił się do kryzysu, który jest kryzysem politycznym, moralnym i kryzysem przywództwa. Tusk formalnie uzyskał niemal całkowitą władzę w PO. Nie ma kogoś, kto mógłby się mu przeciwstawić, biorąc pod uwagę, że Schetyna wychodzi z tego starcia osłabiony" - wskazał.
"Równocześnie nie wygląda na to, żeby Tusk był w stanie, czy w ogóle miał zamiar robić to, co świadczy o posiadaniu władzy, czyli podejmować odważne decyzje i wskazać krajowi kierunek, przynajmniej do końca tej kadencji. To jest zdumiewająca sytuacja, w której premier i przywódca największej partii długi czas po wyborach nie wskazał kierunku, w jakim Polska pod jego kierownictwem zmierza. To jest bardzo trudny moment nie tylko dla Platformy i Tuska. Kryzys formacji rządzącej krajem to również trudny polityczny moment dla Polski" - powiedział.Według politologa źródła obecnego kryzysu w PO są odległe. Jak przypomniał, od pół roku w PO trwa "spektakl wyborczy", rozpoczęty wyborem szefa. Jego zdaniem miał być to ważny zabieg dla odbudowania pozycji Donalda Tuska i Platformy po spadku notowań, który był częściowo wynikiem pogorszenia koniunktury i nastrojów społecznych. "To się okazało katastrofalne w skutkach, bo nie prowadziło do umocnienia pozycji Tuska, PO i rządu, ale pozwoliło na wylansowanie jako znaczącego polityka Jarosława Gowina" - uważa.Zdaniem politologa negatywne skutki miała też późniejsza kampania, związana w wyborami szefów regionów, która przeciwstawiała Tuska Schetynie. Była "zupełnie nieczytelna", bo nikt nie wiedział, czy różnią ich poglądy, czy tylko osobista niechęć. "W demokracji jest szalenie demoralizujące, gdy nie można przedstawić społeczeństwu, że chodzi o zderzenie racji, odmiennych koncepcji. Wtedy pozostaje czysta walka o władzę. A to prowadzi do takich degeneracji, jak w wywiadzie Jacka Protasiewicza - nowej gwiazdy PO - dla +Gazety Wyborczej+. Broni w nim jednego z działaczy przed zarzutami korupcji, mówiąc: +On był zawsze moim stronnikiem+. To znaczy, że nie był stronnikiem jakichś idei, ale należał do dworu pana Protasiewicza" - mówił Smolar.
"To pokazuje poziom upadku polityczności Platformy, że stała się ona organizacją, w której polityka jest zredukowana do walki różnych grup o władzę i wpływy. Nie twierdzę, że tak jest naprawdę, bo być może ci ludzie czymś się różnią, ale tego nie widać" - wskazał.Smolar zwrócił też uwagę, że w wyborach na Dolnym Śląsku Tusk popierał i zachęcał do wystąpienia przeciw Schetynie Protasiewicza, który nie był wcześniej uważany za znaczącego przywódcę.
"Zaognienie tej walki i jej niepolityczny, miałki charakter przyczyniły się walnie do degeneracji do poziomu zachowań korupcyjnych. To jest bardzo niebezpieczne w przypadku PO. Donald Tusk zawsze zdawał sobie z tego sprawę. Można być krytycznym wobec jego przywództwa, ale w tym jednym był nienaganny. Wielokrotnie miał dramatyczne wystąpienia, w których uprzedzał partyjnych kolegów, że atmosfera korupcyjna może przyczynić się do destrukcji Platformy i jej upadku w opinii publicznej" - zauważył politolog.
"Tusk musiał zdawać sobie sprawę, że od dawna Platforma masowo obsadza przedsiębiorstwa publiczne, a w dodatku coraz bardziej przestawia się na język etatyzmu, wzmacniając rolę państwa w gospodarce, a więc i zagrożenia korupcją. Obiecywał w zeszłym roku, że ta sprawa zostanie rozwiązana. Nic nie zostało uczynione w tej sprawie i teraz ta bomba wybuchła" - podsumował Smolar.
Skomentuj artykuł