"Społeczeństwo popierało stan wojenny"

(fot. colasito77 / flickr.com)
PAP / pz

Stan wojenny był mniejszym złem, ale zło nawet mniejsze jest również złem - pisze w swojej najnowszej książce "Starsi o 30 lat" Wojciech Jaruzelski. Jego zdaniem decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego wyszła naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa.

W przededniu 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, nakładem Wydawnictwa Adam Marszałek, ukaże się najnowsza książka gen. Wojciecha Jaruzelskiego pt. "Starsi o 30 lat". Jak przyznaje autor, to jego ostatnia publikacja, bo coraz bardziej podupada na zdrowiu.

Jaruzelski z perspektywy czasu próbuje ocenić sytuację w Polsce w drugiej połowie 1981 roku. Pisze m.in. o spotkaniu Józefa Glempa, Lecha Wałęsy i jego samego z 4 listopada 1981 roku, zwracając uwagę, że gdyby wtedy udało się dojść do porozumienia, nie musiałoby dojść do wprowadzenia stanu wojennego.

Jaruzelski przyznaje, że firmowany przez niego system miał wiele wad, dostrzega też, że wprowadzony przez niego stan wojenny przyniósł wiele złego. "Żałuję, ubolewam i przepraszam za różne dotkliwe konsekwencje stanu wojennego. Był on ostatecznością, stał się koniecznością. Był mniejszym złem, ale zło nawet mniejsze jest również złem. Wiele spraw - które zaistniały w wirze burzliwych wydarzeń i towarzyszących im emocji - oceniam z żalem i smutkiem. Dotyczy to m.in. skali i formy internowań, weryfikacji i zwolnień z pracy. Również - nieuzasadnionych sytuacyjną koniecznością - różnych uciążliwości i represji. Wreszcie wszelkich niegodziwości - o niektórych dowiaduję się po latach (...) Przede wszystkim ubolewam, iż doszło do ofiar śmiertelnych. W czasie trwania stanu wojennego - tj. od 13, a faktycznie od 16 grudnia 1981 roku (kopania "Wujek"), do 22 lipca 1983 roku - zginęło 16 osób, w tym jeden milicjant" - pisze Jaruzelski.

DEON.PL POLECA

Generał uważa, że wprowadzenia stanu wojennego nie można było uniknąć. "Natrętnie upowszechniana jest opinia, iż ja, że tzw. autorzy stanu wojennego, asekuracyjnie zasłaniają się, usprawiedliwiają jego wprowadzenie nieuchronnością interwencji militarnej bloku. To - używana z całą premedytacją - insynuacja. Ja bowiem niezmiennie, uporczywie powtarzam, że interwencja nie nastąpiłaby ni stąd ni zowąd, jak grom z jasnego nieba. Byłaby pochodną burzliwego rozwoju sytuacji wewnętrznej w Polsce, procesów rozkładowych państwa i tym samym destabilizacji w naszym - geostrategicznie kluczowym obszarze" - pisze Jaruzelski.

Jaruzelski uważa, że wprowadzenie stanu wojennego wyszło na przeciw oczekiwaniom społeczeństwa. "W listopadzie 1981 roku - w tym dramatycznie trudnym momencie - zaufanie do wojska osiągnęło rekordowy wskaźnik 93 proc. W latach 80. stopień społecznego zaufania wynosił ok. 70 proc. - podobnie jak w stosunku do Kościoła (...) Ocena sytuacji w ostatnich miesiącach 1981 roku wskazywała, że udręka zaopatrzeniowa, anarchizacja życia, gwałtowny wzrost przestępczości, powodują skrajne zmęczenie społeczeństwa i - niezależnie od politycznych orientacji - oczekiwanie na jakiś przełom, na spokój, na normalne ludzkie bytowanie. Można powiedzieć - sytuacja dojrzewała psychologicznie. Po wprowadzeniu stanu wojennego, znalazło to zresztą potwierdzenie w ograniczonym wymiarze akcji strajkowych - mimo, iż naród nasz do lękliwych nie należy" - podkreśla Jaruzelski.

Generał Jaruzelski zastanawia się, co będzie się działo pod jego domem w 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Co roku, w nocy z 12 na 13 grudnia, na warszawskim Mokotowie gromadzą się przeciwnicy byłego prezydenta.

W ubiegłym roku, jak pisze generał, demonstracja była wyjątkowo liczna: "Jeszcze nigdy przed moimi oknami nie zgromadziły się takie tłumy - niemal jak na koncert Pani Dody. Uczestniczyli, dominowali ludzie młodzi, których w 1981 roku jeszcze na świecie nie było" - pisze Jaruzelski.

Generał uważa, że związane to było z zaproszeniem do udziału w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, jakie kilka dni wcześniej wystosował do niego prezydent Bronisław Komorowski. "Chociaż byłem bezpośrednim adresatem, oceniam to realistycznie. Mam świadomość, iż pośrednio było to również skierowane do prezydenta Bronisława Komorowskiego (a właściwie mojego udziału w posiedzeniu RBN), do lewicy, nazywanej nieraz +postkomuną+, do tzw. Salonu oraz do niektórych polityków, publicystów i w ogóle gorszych patriotów" - czytamy w książce.

"Wielokrotnie oświadczałem, w tym również jako ustępujący prezydent w przemówieniu radiowo-telewizyjnym, że biorę odpowiedzialność na siebie. Że jeśli czas nie ugasił w kimś gniewu lub niechęci - niech będą one skierowane przede wszystkim do mnie. Potwierdzam to i dziś. (...) Oby więc skupienie odpowiedzialności na mojej osobie pozwoliło obniżyć napięcia, uściślić historyczne obrachunki. Mam gorzką satysfakcję, że przez 20 lat to się spełnia. I tak będzie do końca moich dni" - dodaje Jaruzelski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Społeczeństwo popierało stan wojenny"
Komentarze (3)
V
Virgiliusz
8 grudnia 2011, 20:42
Społeczeństwo dzięki naczelnemu GW wie, że PRL-owscy przywódcy walczący ze społeczeństwem w 56, 70, 76, 81 roku, to ludzie "honoru". Nikt tylko nie wyjaśnił społeczeństwu, że ten "honor", to "honor radziecki". Nie mający nic wspólnego z tym HONOREM wypisanym na sztandarach wojska polskiego w czasach II RP, czy sztandarach oddziałów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
D
Dami
8 grudnia 2011, 15:42
A pod skromną willą ubogiego generała stali też w ubiegłym roku jego zwolennicy, głośni i pewni siebie prawdziwi polscy patrioci, z flagami ZSRR w ręku ozdobionymi sierpem i młotem. W końcu pod tym demokratycznym, europejskim symbolem czują się najlepiej. I pod nim manifestują swoje antytotalitarne, postępowe poglądy. Z każdym rokiem Jaruzelski ujawnia nowe "fakty": o powszechnym poparciu dla stanu wojennego, o zaufaniu do wojska, o radości i zadowoleniu po wprowadzeniu stanu wojennego, o chęci poniesienia odpowiedzialności za "błędy" stanu wojennego (ale tylko moralnej, werbalnej, nie prawnej). Za chwilę jenerał będzie mówił o powszechnej miłości ludu do ZOMO, o matkach które dokarmiały zmęczonych pałowaniem milicjantów odbierając chleb od ust dziatek, o opozycjonistach spędzających czas internowania czyli wakacji w doskonałych warunkach, o dobrobycie, który rozlał się na cały naród po wprowadzeniu stanu wojennego, o pełnych półkach sklepowych, które zapewnił stan wojenny. I tak można sobie wymyślać i zmyślać, szczególnie, że coraz więcej osób nic nie wie o tych "pięknych" czasach, bo w nich nie żyli.
8 grudnia 2011, 13:25
 Społeczeństwo nie popierało i nie popiera stanu wojennego, pomimo wieloletniej, usilnej propagandy ze strony czerwonych i różowych.