"Świat nie interesował się więźniami"
Władysław Bartoszewski, minister w Kancelarii Premiera, a przed laty więzień Auschwitz numer 4427, zwrócił uwagę w wystąpieniu podczas uroczystości 65. rocznicy wyzwolenia obozu, że ówczesny wolny świat nie interesował się cierpieniami więźniów, mimo ogromnych wysiłków tajnej organizacji oporu w obozie dla przekazania wiadomości na zewnątrz.
Przypomniał, że późnym latem 1941 roku przywieziono do Auschwitz kilkanaście tysięcy jeńców z Armii Sowieckiej. Na nich to i na chorych polskich więźniach politycznych wypróbowano we wrześniu 1941 roku działanie gazu trującego Cyklon B.
- Nikt z więźniów nie mógł sobie wtedy wyobrazić, że jest to "tylko" zbrodniczy test, zbrodnicze przygotowanie do ludobójstwa metodami przemysłowymi. A jednak tak się stać miało w pamiętnych latach 1942-1943-1944. Budowa komór gazowych i krematoriów, ich sprawne funkcjonowanie to tylko techniczne elementy tego diabelskiego przedsięwzięcia. W Polsce, na ziemi ojczystej Dawida Ben Guriona, Szymona Peresa, ale także Izaaka Bashevisa Singera, Artura Rubinsteina i Menachema Begina zbudowano - decyzją Berlina - ośrodek wyniszczenia znienawidzonych Żydów - podkreślił Bartoszewski.
Jak przypomniał, "Polski ruch oporu - cywilny i wojskowy - informował i alarmował wolny świat". - Rządy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych były już w ostatnim kwartale 1942 roku dokładnie zorientowane w tym, co się w Auschwitz-Birkenau dzieje, w wyniku misji polskiego emisariusza, oficera rezerwy Wojska Polskiego, Jana Karskiego, jak i innymi drogami - zaznaczył.
- Żadne państwo świata nie zareagowało jednak w sposób adekwatny do wagi problemu na notę Ministra Spraw Zagranicznych polskiego rządu w Londynie z 10 grudnia 1942 roku do rządów Narodów Zjednoczonych, nawołującą "nie tylko do potępienia zbrodni popełnionych przez Niemców i ukarania zbrodniarzy, ale również znalezienia środków zapewniających, że Niemcom zostanie skutecznie uniemożliwione stosowanie metod masowego mordu" - mówił Bartoszewski.
Jak dodał, środków skutecznych nie znaleziono i właściwie nie usiłowano ich znaleźć. - A przecież w tym momencie ponad połowa przyszłych ofiar była jeszcze przy życiu - zauważył.
- Jedynym właściwie skutkiem polskiej inicjatywy była krótka deklaracja dwunastu państw sprzymierzonych w sprawie odpowiedzialności za Zagładę Żydów ogłoszona 17 grudnia 1942 roku równocześnie w Londynie, Moskwie i Waszyngtonie. W deklaracji tej, w której zresztą Auschwitz-Birkenau nie jest imiennie wymienione, dziesięć rządów okupowanych krajów Europy oraz rządy USA i Wielkiej Brytanii sygnalizują, że wiedzą o strasznym losie Żydów "w Polsce, którą hitlerowcy uczynili główną swoją katownią" i zapowiadają ukaranie odpowiedzialnych za tę zbrodnię - powiedział Bartoszewski.
Według niego, po 65 latach od dnia oswobodzenia ostatnich więźniów Auschwitz-Birkenau, ostatni - dziś jeszcze tu obecni - więźniowie mają prawo wierzyć, że ich cierpienie i śmierć ich bliskich miały znaczący sens dla lepszej przyszłości wszystkich ludzi w Europie, a nawet w świecie, bez względu na ich pochodzenie etniczne czy wyznanie religijne.
- Chcemy wierzyć, że pamięć o trudnym do objęcia wyobraźnią losie więźniów i ofiar tego miejsca, zobowiązywać będzie nowe pokolenia do współżycia w szacunku dla godności każdego człowieka i czynnego przeciwstawienia się zjawiskom nienawiści i pogardy ludzi wobec ludzi, a w szczególności wszelkich form ksenofobii i antysemityzmu, nawet gdyby był nazywany obłudnie antysyjonizmem - podkreślił.
- Musimy - sobie i światu - postawić pytanie, ile prawdy o strasznych doświadczeniach totalitaryzmu udało nam się przekazać młodszym pokoleniom? Myślę, że dużo, ale nie dość. Reakcja świata nigdy nie była i nie jest automatycznym wynikiem wiedzy o tym, co się dzieje. Tak samo, zdolność do przeciwstawienia się złu nie wynika z wiedzy o istnieniu zła, ale z kondycji moralnej każdego z nas - mówił Bartoszewski.
Minister zadał pytanie, co dziś robimy z wiedzą na temat skazywania na śmierć niewinnych ludzi w różnych częściach świata. - Czy potrafimy stanąć po stronie ofiar? Czy pozostajemy raczej po stronie tych wszystkich, którzy wiedzieli, a nie uczynili nic, by pomóc? - zastanawiał się.
Podkreślił, że dziś Auschwitz-Birkenau odwiedza wielu ludzi z całego świata, szukają tu historii, szukają prawdy o człowieku, prawdy o sobie. - Są to najczęściej uczniowie lub studenci, ponad 1,3 mln osób w ubiegłym roku. A wśród nas znajduje się kilkadziesiąt osób odpowiedzialnych za edukację w ponad trzydziestu krajach. Młodzi ludzie, których edukacja leży w waszych rękach, potrzebują tego miejsca pamięci i jego, tak niezwykle wymownego, autentyzmu - zaznaczył.
- Ta świadomość musi być brana pod uwagę w tworzonych politykach edukacyjnych. Jeśli chcemy, by ci młodzi ludzie stawali się świadomymi obywatelami naszych krajów, to musimy im pozwolić zagłębić się w znaczenie Auschwitz - zaakcentował Bartoszewski.
Przypomniał, że stojąc w tym miejscu pięć lat temu wraz z Simone Weil, zapowiedział utworzenie Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście. - To Centrum prowadzi już swoją działalność. Potrzeba edukacji o Auschwitz i Holokauście wydaje się aktualna, jak nigdy dotąd - podkreślił.
Minister nawiązał też do kradzieży napisu znad bramy obozy "Arbeit macht frei". - Na najniższym szczeblu był to czyn kryminalny, ale nie zapominajmy, że dotychczas nie jest jeszcze wyjaśniona rola międzynarodowych neonazistów. To miejsce rodzi bardzo szczególną odpowiedzialność - dawanie świadectwa przyszłym pokoleniom. Jego autentyzm musi być dobrem zabezpieczonym jak najdłużej - ocenił.
Skomentuj artykuł