Ta praca jest jedną z najcięższych w Polsce
Wdzierający się do płuc pył węglowy, hałas, wysoka temperatura, stres związany z ciągłym zagrożeniem życia - te ekstremalne warunki powodują, że praca górnika jest jedną z najcięższych w Polsce. Pod ziemią wielu zostawia zdrowie, a nieraz życie.
Corocznie 90 proc. wszystkich chorób zawodowych stwierdzanych w górnictwie stanowią pylica i ubytki słuchu, ale pracownicy kopalń są też zagrożeni innymi chorobami zawodowymi. To również jedna z branż, gdzie często dochodzi do tragicznych w skutkach wypadków.
- Wszyscy pracownicy pracujący na stanowiskach dołowych są narażeni w mniejszym lub większym stopniu na pył węglowy. Zagraża on też pracownikom działających na powierzchni zakładów przeróbczych i sortowni - powiedziała PAP dr hab. n. med. Renata Złotkowska z Zakładu Medycyny Społecznej i Profilaktyki Wydziału Zdrowia Publicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Na ponad 109 tys. osób zatrudnionych w polskim górnictwie, pod ziemią pracuje ponad 84 tys., w zakładach przeróbczych na powierzchni blisko 10 tys.
W 2011 r. pylica była najczęściej rozpoznawaną chorobą zawodową w Polsce, najwięcej przypadków notuje się w woj. śląskim. Ta nieuleczalna choroba polega na zwłóknieniu tkanki płucnej w efekcie wdychania różnego rodzaju pyłów. Jej pierwsze objawy to ograniczenie wydolności fizycznej i tzw. duszność wysiłkowa, z czasem może dochodzić do zaburzeń wentylacji, a nawet do niewydolności oddechowej. Pylica obniża komfort życia, a narażenie na ponadnormatywne zapylenie sprzyja też występowaniu innych chorób - przewlekłej obturacyjnej choroby płuc czy nowotworów płuc.
Według danych Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach w 2012 r. w górnictwie stwierdzono 386 przypadków pylic, w 2011 r. - 501, w 2010 r. - 548.
- Wiele przypadków prawdopodobnie pozostaje niestwierdzonych, ponieważ np. pracownik odchodzi wkrótce na emeryturę lub nie chce wysuwać roszczeń wobec pracodawcy. Często też może nie być świadomy, że choruje na pylicę, ponieważ - odchodząc z pracy we wczesnym stadium choroby - "umyka" istniejącemu systemowi badań profilaktycznych. Rozpoznane przypadki nie odzwierciedlają więc do końca skali problemu, rzeczywistych jest na pewno więcej, niż te zgłoszone do oficjalnych statystyk - podkreśliła doc. Złotkowska.
Z wszechobecnym pod ziemią pyłem w trosce o pracowników walczą ich zakłady, choć to bardzo trudne zadanie. Według danych WUG pod koniec ubiegłego roku przekroczenia dopuszczalnego poziomu zapylenia notowano w 73 proc. czynnych ścian wydobywczych.
- Profilaktyka techniczna, czyli urządzenia wentylacyjne i zraszające, które mają zmniejszać narażenie pracownika na zapylenie, działają dobrze i generalnie spółki węglowe czy zakłady przeróbki podziemnej węgla inwestują w tę dziedzinę. Mimo to w zakładach wydobywczych odnotowywane są znaczne przekroczenia wartości dopuszczalnych dla pyłu. Narażenie za zapylenie w kopalniach było, jest i będzie. Podejmowane działania mogą jedynie zmniejszać ryzyko zdrowotne - oceniła doc. Złotkowska.
O swoje bezpieczeństwo powinien się też troszczyć sam górnik i nosić na twarzy maskę przeciwpyłową. Choć bywa to trudne, kiedy temperatura na przodku przekracza 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza 70 proc., to jest bezwzględnie konieczne.
Średni czas ekspozycji na pył, po którym dochodzi do zachorowania na pylicę w województwie śląskim, to 24 lata. Najczęściej chorobę wykrywa się więc u górników kończących pracę lub emerytów. Pylica może się jednak rozwijać już po roku czy dwóch od chwili narażenia. Dlatego też eksperci postulują częstsze wykonywanie zdjęć rentgenowskich oraz wzmożenie nadzoru profilaktycznego nad pracownikami. Według obecnych przepisów pierwsze zdjęcie wykonuje się dopiero po 8 latach pracy.
W polskim górnictwie po węgiel sięga się coraz głębiej. W efekcie warunki pracy są coraz cięższe - wraz z głębokością rośnie temperatura, a górnicy są narażeni na stanowisku pracy na tzw. gorący mikroklimat - wysoką temperaturę i wilgotność powietrza.
- Wysoka temperatura powoduje zmiany fizjologiczne w układzie krążenia. Górnik wykonuje ciężką fizyczną pracę, której koszt fizjologiczny przez temperaturę jest wyższy. Trzeba mieć świadomość, że praca na dole na stanowiskach produkcyjnych wymaga naprawdę dobrej sprawności fizycznej, nawet lepszej niż przeciętna, biorąc pod uwagę wpływ wysokiej temperatury. To jest niezwykle ciężka praca - powiedziała doc. Złotkowska.
Dalsze obciążenia to praca na zmiany i stres związany ze świadomością, że pracuje się w warunkach stałego zagrożenia życia. - Górnik, żeby móc funkcjonować na dole normalnie, musi się w pewien sposób wyłączyć, nie myśleć o bardzo wysokim ryzyku wypadkowym - czasem zależnym, a czasem zupełnie niezależnym od człowieka, bo pewnych zagrożeń geologicznych nie jesteśmy w stanie przewidzieć - mówiła badaczka.
To wszystko powoduje, że choć warunki pracy górnika nie są bezpośrednim czynnikiem chorób układu krążenia, to mogą powodować ich zaostrzenie, z zawałem mięśnia sercowego włącznie. W 2012 r. zarejestrowano w górnictwie 17 przypadków zgonów naturalnych. Przyczyną 95 proc. z nich był właśnie zawał.
W tym roku, według danych WUG, do końca października wydarzyło się w całym górnictwie ponad 2 tys. wypadków. Pracownicy kopalń najczęściej doznają urazów z powodu potknięcia, poślizgnięcia lub przewrócenia się - to przyczyna ponad 27 proc. wypadków. Powodem niespełna 19 proc. wypadków jest np. oberwanie się na górników skał lub węgla. W ponad 11 proc. przypadków dochodzi do obsunięcia się na pracowników innych przedmiotów lub materiałów. Przyczyną ponad 9 proc. urazów jest uderzenie o inne przedmioty. Wszystkie te przyczyny odpowiadają za ponad dwie trzecie wypadków w branży.
Od początku roku w górnictwie zginęło 21 górników. Dwa ostatnie śmiertelne wypadki o podobnym przebiegu miały miejsce w ostatnich dniach listopada, krótko przed Barbórką - obu pracowników wciągnęły elementy przenośników taśmowych.
Skomentuj artykuł