Tusk: spodziewam się remisu między PO i PiS
Premier Donald Tusk powiedział, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego spodziewa się remisu między PO i PiS. Jak ocenił, kampania pokazała, że na scenie politycznej wciąż liczy się tylko dwóch wielkich graczy.
"Bardzo trudno wskazać w wyborach do Parlamentu Europejskiego jednoznacznie faworyta - PO i PiS idą łeb w łeb, pokazują to wszystkie sondaże. Na pewno można się spodziewać wyniku w okolicach remisu. Kampania pokazała, że na scenie wciąż liczy się tylko dwóch wielkich graczy. Może dzięki temu kampania mimo wszystko jest ciekawsza, niż gdybyśmy mieli do czynienia z takim mrowiem małych i średnich partii, gdzie ciężko byłoby się połapać o co chodzi" - powiedział Tusk w piątek na konferencji prasowej w Wałbrzychu (Dolnośląskie).
Zdaniem szefa rządu, kiedy jest wybór między PO i PiS, to większość Polaków wie, na czym polega różnica i jaki to jest wybór.
"Kampania, jak to kampania, była bardzo pluralistyczna, nie brakowało w niej akcentów poważnych, sensownych, ale też głupich, skandalicznych i śmiesznych. Pluralizm na tym polega, także pluralizm w mediach, że pokazuje się mniej więcej po równo, to co jest głupie i to co mądre, to co śmieszne i to co poważne" - ocenił premier.
Jak dodał, niektórzy mogą mieć wrażenie, że kampania nie stała na wystarczająco wysokim poziomie, ale - zauważył - podobnie wygląda to w wielu państwach europejskich.
"Żeby zwrócić na siebie uwagę w mediach, trzeba robić coraz bardziej niestandardowe rzeczy, tak ten świat się poukładał. Nawet żeby wygrać festiwal piosenki, kobieta musi mieć brodę. Bardzo starałem się, żeby w kampanii były obecne wszystkie najważniejsze wątki, uważam, że (wybory do PE) to poważna sprawa, dotyczą bezpieczeństwa Polski, skuteczności gospodarczej Polski i przyszłości Europy" - podkreślił premier.
Jak mówił, niezależnie od wyniku wyborów do PE, świat się nie zawali ani nie rozkwitnie. "Na pewno Europa jest dzisiaj na zakręcie, jeśli wygrają w różnych krajach, także w Polsce, ci, którzy Europę chcą rozmontować, to będziemy mieli z tego bardzo poważny kłopot, dlatego starałem się potraktować tę kampanię bardzo serio" - mówił szef rządu.
Pytany, co jeszcze można zrobić w ostatnim dniu kampanii, premier powiedział: "Kampania się toczy, więc już wielkiego zapasu nie ma. Wierzący się pomodlą, niewierzący albo obojętni w tych sprawach, będą trzymali może kciuki. Jedni będą życzyć innym dobrego wyniku. Moim zdaniem tu już wszystko jest jasne. Tu już nie ma co żadnych sztuczek używać. Zostały sobota - czas refleksji, niedziela - czas wyborów".
Tusk nawiązał do niedzielnych wyborów prezydenckich na Ukrainie. Zwrócił uwagę, że w ostatnich godzinach ciągle dochodzą do nas informacje o kolejnych strzelaninach i kolejnych zabitych. "Mamy tam rzeczywiście do czynienia z konfliktem o charakterze wojennym, a przecież chodzi o wybory, bo 25 maja tam się też mają odbyć wybory. I właściwie na Ukrainie giną ludzie po to, żeby się mogły odbyć wybory" - powiedział szef rządu.
Jak ocenił, "to jest być może takie bardzo ważne memento dla nas, Polaków: nie musimy niczego narażać - ani zdrowia, ani życia, żeby móc wybrać". "I dlatego (...) obawiam się trochę niskiej frekwencji, bo to nie byłoby dobre dla Polski, ale chciałbym jeszcze raz gorąco zaapelować: zobaczcie ile ludzie są gotowi poświęcić, a kiedyś ile nasi dziadkowie potrafili poświęcić, żeby coś pomóc Polsce, a my będziemy musieli poświęcić raptem kilka minut, żeby głosować" - podkreślił Tusk.
"Moim zdaniem warto, nawet jak się nie przepada za polityką - a tam ludzie narażają wszystko, żeby wybory się mogły odbyć - więc prosiłbym wszystkich, żeby w Polsce, nie płacąc żadnej wysokiej ceny, też uczestniczyć w wyborach" - zaapelował premier.
Niedzielne wybory prezydenckie na Ukrainie odbędą się w cieniu konfliktu na wschodzie tego kraju. Według organizacji Komitet Wyborców Ukrainy, która od lat monitoruje procesy wyborcze w kraju, w niedzielnym głosowaniu na prezydenta może wziąć udział ponad 70 procent uprawnionych. Szczególnie dużym zainteresowaniem wybory cieszą się w centrum i na zachodzie Ukrainy. Na wschodzie przeprowadzenie wyborów napotyka trudności - ponad połowa okręgowych komisji wyborczych w obwodzie donieckim i ługańskim była w czwartek zajęta przez separatystów lub przez nich zablokowana.
Najnowszy sondaż przedwyborczy daje zdecydowane zwycięstwo biznesmenowi i byłemu szefowi dyplomacji Petro Poroszence, na którego zamierza głosować 45 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu jest była premier Julia Tymoszenko, którą poparło 13,3 proc. badanych.
Skomentuj artykuł