Umorzono proces w sprawie Kobylańskiego
Z powodu przedawnienia umorzono w piątek proces karny grupy dyplomatów i dziennikarzy, których w trybie prywatnym o zniesławienie oskarżył Janusz Kobylański, polonijny biznesmen, prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ).
W toku procesu kolejno przedawniały się zarzuty (ostatni 8 grudnia), stawiane przez Kobylańskiego szesnaściorgu oskarżonym - redaktorom naczelnym największych polskich gazet i tygodników oraz dwóm b. ambasadorom w Urugwaju. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa podkreślił, że zgromadzony dotychczas materiał nie pozwala na ich uniewinnienie, a wobec przedawnienia nie można już przeprowadzać czynności, o które wnosiła obrona. Sędzia Andrzej Żak podkreślił, że umorzenie "nie rozstrzyga ani o winie, ani niewinności".
88-letni Kobylański to milioner, założyciel i szef USOPAŁ, sponsor Radia Maryja, b. konsul honorowy RP w Urugwaju (odwołany w 2000 r. m.in. za antysemickie wypowiedzi przez ówczesnego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego). Czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce" z lat 2004-2005, skierował prywatny akt oskarżenia wobec szefów tych mediów oraz ich dziennikarzy, a także b. ambasadorów: Jarosława Gugały i Ryszarda Schnepfa. Dotyczył on tekstów i wypowiedzi, w których wspominano m.in. o antysemickich wypowiedziach Kobylańskiego oraz podejrzeniach IPN, że w czasie wojny mógł on wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (w 2007 r. IPN umorzył śledztwo w tej sprawie z powodów formalnych).
Kobylański chciał, by każdy z oskarżonych wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.
W procesie, który trwał od marca 2009 r., podsądni nie przyznawali się do zarzutu, za który groziło do roku więzienia. Przywoływali na swą obronę m.in. słowa Kobylańskiego, np. że "jedna trzecia polskich biskupów to Żydzi"; "Żydzi zawsze będą nienawidzić Polaków", bo mają "parszywe geny".
W piątkowej mowie końcowej pełnomocnik Kobylańskiego mec. Andrzej Lew-Mirski powiedział, że obrona nie przedstawiła żadnego dowodu, by wydał on Żydów lub był kapo w obozie, jak pisały - jak to określił - "środki masowego rażenia". Dodał, że dziennikarze nie mają prawa do "swoistej interpretacji historii". - Wszyscy inaczej myślący są postrzegani jako antysemici - dodał adwokat, który wniósł o "sprawiedliwe orzeczenie" (wobec przedawnienia nie mógł wnosić o skazanie).
Tylko adwokat Schnepfa i jego żony dziennikarki Doroty Wysockiej mec. Dariusz Turek wniósł o uniewinnienie. Reszta obrońców chciała umorzenia z racji przedawnienia (raczej nie będą się odwoływać). Mec. Turek nie wykluczył apelacji, bo uważa, że jego klientów można uniewinnić.
- Jedynym sprawiedliwym orzeczeniem byłby wyrok uniewinniający - mówiła mec. Beata Czechowicz, broniąca dziennikarzy "Gazety Wyborczej", w tym jej naczelnego Adama Michnika oraz "Polityki", w tym jej szefa Jerzego Baczyńskiego. Oceniła, że plan doprowadzenia do przedawnienia sprawy był z góry postawiony przez oskarżyciela, bo chodziło mu tylko o "rzucenie oszczerstw, które nie będą rozstrzygnięte w kategoriach prawdy i fałszu". - Oskarżyciel nawet nie raczył się pofatygować do Polski - dodała. - Jego słowa, szafowanie nazwiskami żydowskimi, to klasyczna mowa nienawiści - oświadczyła. - Polską Żydzi nie będą rządzić - krzyknął wtedy jeden z obecnych w sali sympatyków Kobylańskiego (sąd usunął kilku z nich za zakłócanie porządku).
Mec. Dariusz Pluta (bronił b. naczelnego "Newsweeka" Tomasza Wróblewskiego), protestował, że w gmachu sądu oddalonym o kilkaset metrów od byłego getta, trzeba czytać zwroty oskarżyciela typu "gudłaj". PAP powiedział, że jest "znaczące", iż Kobylański nie wytoczył procesu cywilnego, w którym zarzuty nie uległyby przedawnieniu.
Gugała (jedyny oskarżony, który stawił się w sądzie) powiedział, że wykonywał swe obowiązki. - Kobylański jest człowiekiem szkodliwym dla polskiej racji stanu; jego poglądy są haniebne - ocenił. - To pan jest szkodliwy - padł okrzyk z sali.
W 2004 r. - Gazeta Wyborcza" napisała, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Płd. w 1952 r. Według "GW" wiele wskazuje, że doszło do tego za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników. W 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju).
Kobylański wytoczył też proces cywilny szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu, który nazwał go "antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy".
Skomentuj artykuł