Uwagi do MAK były w języku polskim i rosyjskim

Rosyjskie tłumaczenie wybraliśmy dlatego, że druga strona posługuje się tym językiem i raport końcowy MAK był przygotowywany także w tym języku.
Patrycja Rojek-Socha, Grzegorz Dyjak / PAP / slo

Uwagi do projektu raportu MAK zostały przesłane w j. rosyjskim, bo w takim języku opracowywano raport końcowy. Wersja polska miała jedynie ułatwić Rosjanom prace, gdyby mieli jakieś wątpliwości do tłumaczenia - powiedzieli PAP członkowie polskiej komisji.

Polscy eksperci, wyjaśniający okoliczności katastrofy w Smoleńsku nie kryją rozczarowania, że do raportu końcowego MAK dołączono tylko uwagi w wersji polskiej.

- Przesłaliśmy do MAK uwagi w dwóch językach, polskim i rosyjskim. Rosyjskie tłumaczenie wybraliśmy dlatego, że druga strona posługuje się tym językiem i raport końcowy MAK był przygotowywany także w tym języku. Jest to też jeden z sześciu oficjalnych języków Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO) - powiedział PAP wiceprzewodniczący komisji płk Mirosław Grochowski.

- Polski miał być podstawą, by uniknąć sytuacji, gdy np. przez jakieś nieszczęśliwie użyte słowo w tłumaczeniu przeinaczono by sens. To nie było pokazanie, że język polski jest ważniejszy od rosyjskiego. Chcieliśmy, by w razie wątpliwości mogli się upewnić, że dobrze zrozumieli to, co przetłumaczyliśmy na rosyjski - dodał członek komisji Wiesław Jedynak.

DEON.PL POLECA

Na pytanie, dlaczego nie zdecydowano się na przesłanie Rosjanom np. uwag w wersji rosyjskiej i angielskiej płk Grochowski powiedział, że tekst i tak musiał być najpierw przygotowany w języku polskim. - Musiała powstać jakaś wersja polska, żebyśmy mogli ją przetłumaczyć na inny język i zdecydowaliśmy, że będzie to rosyjski - wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami PAP.

- W uwagach podkreśliliśmy, że jesteśmy gotowi do współpracy, udzielania odpowiedzi, spróbowania wspólnego znalezienia prawdy - mówił Grochowski. - Nasze uwagi nie odnosiły się do kwestii dyscyplinarnych, wskazywania winnych. Niech (Rosjanie) pokażą chociaż jedną uwagę, która wskazywałaby winnego. To były obiektywne, profesjonalne uwagi osób, które znają się na rzeczy, np. gdy MAK prezentował konkretne wyliczenia prosiliśmy, by pokazali, na jakiej podstawie do nich doszli - dodał Jedynak.

Jako przykład podał jedno ze stwierdzeń MAK, że polski Tu-154M był za ciężki. Według rosyjskich ekspertów jego waga przekraczała o ok. 4,6 tony dopuszczalną masę lądowania dla faktycznych warunków lotniska w Smoleńsku. - Gdy formułuje się tezy, trzeba wyjaśnić, skąd się wzięły. Nie można stwierdzić po prostu: samolot był za ciężki. Zresztą przesłaliśmy im swoje wyliczenia w tym zakresie i prosiliśmy, by wskazali skąd mają swoje, bo nasze są inne - dodał ekspert.

Jedynak zaznaczył, że on sam liczył na to, iż Rosjanie przeanalizują polskie stanowisko i odniosą się do niego. - Po opublikowaniu raportu MAK, porównywaliśmy treść projektu i sam raport, literka po literce, kropka po kropce i ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że nie ma żadnego odniesienia do naszych uwag - dodał.

Zdaniem polskich ekspertów w raporcie końcowym nie powinno też znaleźć się nic, co nie ma potwierdzenia w faktach, a hipotezy powinny być wyraźnie oznaczone. - Hipoteza nie jest żadnym dowodem. Ją trzeba udowodnić - zaznaczył Jedynak.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uwagi do MAK były w języku polskim i rosyjskim
Komentarze (2)
T
teresa
22 stycznia 2011, 11:51
Jestem laikiem,ale z tego co wiem- żaden samolot pasażerski nie powinien lądować na tym lotnisku.Winne są póki co obie strony,gdyż żadna nie przygotowała się właściwie do tego lądowania w tym miejscu i o tej porze.
PI
przemilczenia i kłamstwa
22 stycznia 2011, 09:26
Pierwsze kłamstwo mówisz cóż, zażartował ktoś Drugie kłamstwo gorzki śmiech, śmiechu nigdy dość A to trzecie, gdy już przejdzie przez twój próg Głębiej zrani cię, niż na wojnie wróg… (Okudżawa) To już nie żart, to już nie gorzki śmiech. To jest głęboka rana. Rosyjskie kłamstwa w sprawie katastrofy weszły w nasze progi wiele razy. Kłamstwa co do czasu katastrofy, co do czterokrotnego podchodzenia do lądowania, co do stanu lotniska, co do zabezpieczenia samolotu… A teraz weszło w nasze progi kłamstwo totalne – rosyjski raport w sprawie przyczyn katastrofy. Raport tak nierzetelny i nieobiektywny, że nawet dla rusofilów nie do przyjęcia. Nawet dla premiera Tuska… Kłamstwo wzmocnione zostało szantażem – minister Ławrow wyraził się jasno – przyjmujecie raport jaki jest albo chłodzimy stosunki… Nieważne ile w tym raporcie jest wiadomości prawdziwych – ćwierć, trzy ćwierci czy dziewięćdziesiąt cztery procent. Najważniejsza jest ta część raportu, której nie ma, bez której cały raport nie jest wart papieru, na którym został wydrukowany. Jeśli Rosjanie kłamią w sprawie własnych win, to zapewne kłamią również w sprawie win polskich. Dlatego funta kłaków nie jest dla mnie warta na przykład wiadomość o alkoholu we krwi generała Błasika. Po prostu nie wierzę w rzetelność rosyjskich badań krwi generała. Nie wierzę ludziom, którzy kłamią. Nie wierzę i dziwię się, że polska prokuratura, na podstawie niesprawdzonych rosyjskich badań, potwierdziła ten haniebny zarzut wobec tragicznie zmarłego dowódcy. Z doświadczenia sędziowskiego wiem, że ludzie nie kłamią bez przyczyny. Kłamią, żeby coś ukryć albo kogoś zmylić. Nigdy dotychczas nie przyłączałem się do podejrzenia zamachu, wydawało mi się ono zbyt daleko idące. Ale dziś, wobec ewidentnych przemilczeń i kłamstw rosyjskiego raportu, muszę zapytać – Co Rosjanie przemilczają, co chcą przed światem ukryć, w czym zmylić? Czy tylko zaniedbania, czy coś więcej? Janusz Wojciechowski