Wraca sprawa parytetów na listach wyborczych

PAP / drr

W Sejmie wraca sprawa parytetów na listach wyborczych - w czwartek posłowie zajmą się projektem Ruchu Palikota w tej sprawie. W porządku obrad jest też propozycja Parlamentarnej Grupy Kobiet dotycząca wprowadzenia tzw. metody suwakowej układania list wyborczych.

Pierwsze czytanie projektów zaplanowane jest na czwartek. Z rozmów PAP z przedstawicielami klubów wynika, że obydwie propozycje mają szansę na skierowanie do dalszych prac w komisjach, choć wniosku o odrzucenie ich już podczas obecnego posiedzenia nie wykluczył rzecznik Solidarnej Polski Patryk Jaki. Posłowie pozostałych klubów (oprócz PiS) wyrazili zainteresowanie postulatami Ruchu Palikota i Parlamentarnej Grupy Kobiet.

Projekt RP zakłada podwyższenie obowiązującej obecnie 35-procentowej kwoty zarezerwowanej dla kobiet i mężczyzn na listach wyborczych do poziomu 50-procentowego parytetu. Zgodnie z propozycją Ruchu na liście osób kandydujących obowiązywałaby zasada, według której połowę liczby wszystkich osób kandydujących stanowią kobiety, a połowę mężczyźni. W przypadku nieparzystej liczby osób kandydujących liczba kobiet i mężczyzn nie mogłaby się różnić więcej niż o jedną osobę.

RP chce też, by kobiety i mężczyźni zajmowali na liście wyborczej miejsca naprzemiennie (tzw. metoda suwakowa). Podobne rozwiązanie znalazło się w zgłoszonym przez Parlamentarną Grupę Kobiet projekcie zmian prawa wyborczego. Posłanki z PO, PSL, SLD i RP chcą, by panie i panowie zajmowali na liście wyborczej miejsca na przemian, jednak tylko do wyczerpania 35-procentowej kwoty.

Szefowa PGK Bożena Szydłowska (PO) wyjaśniła w rozmowie z PAP, że projekt to częściowa odpowiedź na postulaty zgłaszane przez Kongres Kobiet. Według niej zmiany popiera też premier Donald Tusk. - Doszłyśmy do wniosku, po licznych rozmowach, że skoro mamy te 35-procentowe kwoty, to może dobrze byłoby pójść o ten jeden krok dalej - żeby na tych tzw. miejscach biorących były również kobiety. Myślę, że uda się też przekonać pozostałych partnerów sceny politycznej do tego, żeby jednak panie i panowie znajdowali się na liście naprzemiennie - podkreśliła posłanka Platformy.

Wiceszef Ruchu Palikota Artur Dębski jest zdania, że o ile kwoty 35-procentowe się sprawdziły, to są niewystarczające, dlatego konieczne są dalsze zmiany. - Uważam, że projekt 50 na 50, plus tak zwany suwak, to jest to, czego polskiej polityce potrzeba, bo polski Sejm reprezentuje męski punkt widzenia, a powinien reprezentować ludzki - podkreślił Dębski. Zadeklarował również poparcie dla rozwiązań zaproponowanych przez Parlamentarną Grupę Kobiet, chociaż ocenił je jako "słabe".

"Za" obydwoma projektami jednoznacznie opowiada się SLD. - Jest to krok w dobrą stronę, który ma szansę działać na rzecz większego zaangażowania kobiet w życiu publicznym. Jeśli spojrzymy na wszystkie partie polityczne od prawa do lewa, to widać, że kobiety są tam w mniejszości. Uważamy więc te rozwiązania za zasadne - podkreślił rzecznik Sojuszu Dariusz Joński.

Otwarty na zaproponowane przez Ruch Palikota i grupę parlamentarzystek rozwiązania jest też wicemarszałek Sejmu Eugeniusz Grzeszczak (PSL). - Jestem bardzo otwarty na te propozycje, chociaż mam doświadczenie takie, że dosyć trudno pozyskuje się w naszym środowisku panie na listy wyborcze. Udostępnienie paniom miejsc na liście uważam jednak ideę dobr" - zapewnił Grzeszczak.

Jedoznacznie oba projekty popierają za to obie posłanki Stronnictwa. - Uważam, że sprawy kobiece, również w naszym ugrupowaniu, są zaniedbane. Wiemy jak poprzednio były szykowane listy - najczęściej było tak, że na dwudziestu kandydatów, pierwszych 12 miejsc zajęli panowie dopiero resztę panie. Dlatego zarówno ja, jak i Krysia Ozga na pewno te rozwiązania poprzemy - zapowiedziała w rozmowie z PAP Genowefa Tokarska.

Oba projekty odrzucają PiS i Solidarna Polska. - Jesteśmy przeciwni - uważamy, że nie są to rozwiązania, które mogłyby spowodować, że więcej kobiet będzie chciało aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym. Ponadto, w mojej ocenie, to również wcale nie przyczyni się do tego, że więcej pań znajdzie się w parlamencie - powiedziała wiceszefowa PiS Beata Szydło. Jej zdaniem, rozwiązanie suwakowe może skutkować tym, że głosy wyborców rozproszą się i wówczas mniej kobiet dostanie się do Sejmu.

Rzecznik SP nie wykluczył wniosku o odrzucenie projektów w pierwszym czytaniu. - Solidarna Polska za każdym razem będzie przeciwko takim bzdurnym rozwiązaniom, które są upokarzające dla kobiet, ponieważ sugerują, że kobiety są w jakiś sposób gorsze i trzeba im dawać jakieś specjalne przywileje - ocenił Jaki.

Projekty zostaną skierowane do dalszych prac w Sejmie, jeśli poprze je klub PO. Według Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, prezydium klubu Platformy opowiedziało we wtorek za tym, by dać szansę obydwu propozycjom. "Jesteśmy za tym, żeby, aby skierować je do prac w komisji, żeby na ten temat rozmawiać, bo można tutaj wypracować jakieś wspólne rozwiązanie" - powiedziała wiceszefowa klubu PO.

Wymóg, aby na liście wyborczej znajdowało się co najmniej 35 proc. kobiet i 35 proc. mężczyzn, Sejm wprowadził pod koniec 2010 roku. Projekt ustawy - pierwotnie wprowadzającej parytety, czyli równy udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych - był obywatelską inicjatywą zgłoszoną przez Kongres Kobiet. W toku prac parlamentarnych przyjęto poprawkę zamieniającą parytet na 35-procentową kwotę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wraca sprawa parytetów na listach wyborczych
Komentarze (1)
RJ
Robert Jęczeń
20 marca 2013, 09:01
Proponuję parytety wprowadzić konsekwentnie. A więc nie tylko 50% kobiet i mężczyzn, po 50 % łysych i włosiatych, ale też wśród włosiatych po 25 % ludzi o włosach blond, czarnych, rudych i brązowych, a także parytet związany z kolorem oczu i po 25 % procent z niedowagą, w normie, z nadwagą i otyłością. O tak, parytety to b. mądry pomysł.